Cud za wstawiennictwem Matki Bożej Księżomierskiej

Agnieszka Gieroba

publikacja 01.05.2018 08:11

Nie jest to tak znane miejsce jak Jasna Góra czy Wąwolnica, ale od XVI wieku Matka Boża wyprasza tu wiele łask. Cuda dzieją się tu nieustannie od 400 lat.

Anna i Wiesław Słowikowie Agnieszka Gieroba /Foto Gość Anna i Wiesław Słowikowie

Według tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie, za wsią, na polu przy drodze do Annopola zauważono płaczącą Matkę Bożą. Maryja nie była ubrana w piękne szaty, ale w strój zwykłej chłopki. Siedziała na przydrożnym kamieniu i płakała. Wywołało to ogromne poruszenie wśród ludzi. Na miejsce objawień zaczęły przybywać tłumy. Nie brakowało takich, którzy twierdzili, iż otrzymali szczególne łaski. Tak jest do dzisiaj.

– Nie ma dnia, by ktoś nie przyjechał z jakąś sprawą do Matki Bożej. Najczęściej są to osoby indywidualne, które usłyszały gdzieś o historii tego miejsca, ale i nie brakuje zorganizowanych pielgrzymek. Przez wieki też uzbierało się wiele świadectw wyproszonych łask. Nie są one jednak przeszłością i współcześnie otrzymujemy świadectwa ludzi, którzy w tym miejscu uprosili odzyskanie zdrowia, czy potomstwo – mówi ksiądz proboszcz.

Swoim świadectwem dzielą się też państwo Anna i Wiesław Słowikowie. Pani Anna od najmłodszych lat mieszkała w Księżomierzy. Jako mała dziewczynka siadała na kolanach babci i prosiła, by ta opowiadała jej o Matce Bożej.

Cudowny obraz Matki Bożej w Księżomierzy   Agnieszka Gieroba /Foto Gość Cudowny obraz Matki Bożej w Księżomierzy
– Babcia chętnie historię powtarzała, bo Maryja była postacią bardzo bliską, do której biegło się zarówno z poważnymi problemami, jak i z codziennymi sprawami. To od babci pierwszy raz usłyszałam historię, jak to cudowny obraz z pola zjawienia próbowano przewieźć do kościoła w Dzierzkowicach, bo to była dawniej parafia, do której nasza miejscowość należała. Jednak gdy załadowano obraz na wóz, konie ujechały niespełna kilometr i stanęły. Za nic nie chciały jechać dalej. Ludzie odczytali to, jako znak, że Matka Boża chce zostać w tym miejscu. Może to legenda, ale my dzieci bardzo w nią wierzyliśmy. W końcu w miejscu, w którym miały stanąć konie, postawiono kościół – opowiada pani Ania.

Rzeczywiście kościół stoi w dziwnym miejscu. Nie u skrzyżowania dróg, co byłoby dogodniejsze dla ludzi, bo każdy miałby blisko, ale niemal za wsią w pobliżu pola zjawienia.

– Ten kościół miał zawsze dla mnie szczególne znaczenie. Tu byłam chrzczona, szłam do komunii i brałam tu ślub. Jak dorosłam wyjechałam z Księżomierzy by się uczyć, a po studiach pielęgniarskich dostałam pracę w Parczewie. Jednak do Księżomierzy często wracałam. Wraz z mężem odwiedzaliśmy tu rodzinę, spędzaliśmy święta, wakacje. Przed kilku laty dokładnie 2 lutego, mój mąż był chory, a ja będąc pielęgniarką podałam mu w domu dożylnie antybiotyk. Mąż dostał wstrząsu anafilaktycznego. Wezwałam pomoc, ale usłyszałam, że stan jest beznadziejny, że mam przygotować się na wszystko. Wówczas przed oczami stanęła mi Matka Boża z Księżomierzy. Uświadomiłam sobie, że 2 lutego to święto Matki Bożej. Nie zważając na nic zaczęła się gorliwie modlić, prosząc o ratunek dla męża. Ku zdumieniu lekarzy, mąż wyzdrowiał – daje świadectwo pani Anna.

Jej mąż pan Wiesław, jest przekonany, że życie uratowała mu Matka Boża. Niedawno przeprowadzili się z żoną do Księżomierzy, by być bliżej Maryi, a pan Wiesław posługuje w parafii jako kościelny.

– Świadectw z ostatnich lat jest więcej. Większość dotyczy łaski zdrowia, ale mamy też niedawne świadectwo uproszenia potomstwa – mówi ksiądz proboszcz.

Te wszystkie zdarzenia świadczą, że Matka Boża wciąż wkracza w codzienne życie ludzi ze swoimi łaskami i jej działania nie przerwał tragiczny pożar, jaki zdarzył się tutaj w 1996 roku.

Więcej w wydaniu papierowym Gościa Lubelskiego nr 19 na 13 maja 2018 roku.