Co przyniesie ten wstyd?

Andrzej Macura

Czy mocno zdemoralizowane społeczeństwa znajdą siły do rzeczywistej walki z pedofilią? Póki co larum, jakie podnosi się wokół wykorzystywania nieletnich przez duchownych brzmi dość obłudnie.

Co przyniesie ten wstyd?

„Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia, lecz biada temu, przez którego przychodzą”. Dziś, po ogłoszeniu papieskiego listu do Kościoła w Irlandii, te słowa Jezusa wydają się wyjątkowo aktualne. Wielkie zgorszenie, wstyd dla Kościoła. I wstyd dla tych, którzy zgorszenia się dopuścili. Pewnie niejeden z nich, patrząc na sprawy z perspektywy czasu i czytając papieskie wezwanie do powiedzenia całej prawdy wolałby, żeby rzeczywiście ktoś wcześniej uwiązał mu kamień młyński u szyi (Łk 17, 1-2).

Niewierzącym łatwiej. Oni nigdy nie muszą się wstydzić za grzechy innych niewierzących. Jako katolik, choć w Irlandii nigdy nie byłem, wstydzę się za owych ludzi i razem z nimi. Nie potępiam, bo sam jestem grzesznikiem i lepiej by było, gdybym w dzień sądu nie okazał się jak ów nielitościwy dłużnik z ewangelicznej przypowieści. Zastanawiam się, czy z tej sprawy może wyniknąć jakieś dobro?

Mam nadzieję, że bolesne doświadczenie przynajmniej niektórym ofiarom duchownych pedofilów pomogło religijność budować na więzi z Bogiem, nie z człowiekiem. Mam nadzieję, że wielu z nich umiało przebaczyć. I to tym łatwiej, im dotkliwiej sprawca został ukarany. Wielu jednak przebaczyć nie umie. Bardzo ostre wystąpienie Benedykta XVI za niewystarczające uznały organizacje skupiające ofiary. Nie wiem, co ich zdaniem należałoby w tej chwili jeszcze zrobić. Skrzywdzeni dziś oskarżeniami o bierność Watykanu sami krzywdzą.

Myślę, że największym dobrem, jakie ze sprawy może wyniknąć jest uczulenie na problem pedofilii. Jeszcze nie tak dawno pojawiały się głosy, że dzieci też mają prawo do własnych zachowań seksualnych i wara dorosłym od ich decyzji. W Holandii powstała nawet partia – niedawno rozwiązana – która walkę o zalegalizowanie pedofilii wpisała w swój wyborczy program. Ciągle potępia się takie zachowania głównie wśród duchownych i świeckich pracujących w instytucjach kościelnych. Gdy ktoś jest znanym psychoterapeutą albo reżyserem, znajduje mnóstwo obrońców. Nawet wśród tzw. moralnych autorytetów.

Znamienne, że film „Galerianki” nie wywołał fali oburzenia wobec  bogatych panów wykorzystujących słabości małoletnich. Ciągle dobrze też ma się tzw. turystyka seksualna. Jakby wykorzystywanie - także małoletnich - niewolnic w Tajlandii nie było taką samą ohydą, jak robienie tego samego w cywilizowanej Europie czy Ameryce. Czy mocno zdemoralizowane społeczeństwa znajdą siły do rzeczywistej walki z pedofilią? Póki co larum, jakie podnosi się wokół wykorzystywania nieletnich przez duchownych brzmi dość obłudnie.