Odwrócić sposób myślenia

Jedną z istotnych cech ekumenizmu jest to, że pozwala na stare sprawy spojrzeć po nowemu.

Odwrócić sposób myślenia

Czy doczekamy przywrócenia jedności wśród chrześcijan? Albo przynajmniej odbudowania jedności między niektórymi Kościołami czy Wspólnotami? Pierwsze po ludzku wydaje się całkiem nieprawdopodobne. I nie chodzi nawet tylko o głębokość podziałów, ale ich wielość. Drugie... Cóż, niektóre odłamy protestantów już się jednoczą. Gdy jednak chodzi o Kościół katolicki czy prawosławny wydaje się to całkiem nieprawdopodobne. Znów czysto po ludzku sądząc oczywiście. Po co zatem ten ekumenizm? Dlaczego, mimo tego pesymizmu, jestem jego gorącym zwolennikiem?

Franciszek odwiedził wczoraj Genewę. Spotkał się też oczywiście z katolikami, sprawował dla nich Eucharystię, ale przybył tam przede wszystkim na spotkanie z przedstawicielami ekumenicznej Światowej Rady Kościołów. Zrzesza ona w zasadzie wszystkie, prócz katolików, chrześcijańskie denominacje. Przemawiając do ich przedstawicieli Papież powiedział między innymi:

"Jesteśmy beneficjentami wiary, miłości i nadziei wielu tych, którzy z bezbronną mocą Ewangelii, mieli odwagę, by odwrócić kierunek dziejów, tej historii, która doprowadziła nas do wzajemnej nieufności i oddalenia, wspierając diaboliczną spiralę nieustannego dzielenia się. Dzięki Duchowi Świętemu, inspiratorowi i przewodnikowi ekumenizmu nastąpiła zmiana kierunku i wytyczono drogę nową choć antyczną: drogę pojednanej komunii, ku widzialnemu ukazaniu tego braterstwa, które już jednoczy wierzących".

To właśnie odpowiedź na pytanie o sens aktywności ekumenicznej mimo przekonania, że bez cudu do pełnego odbudowania jedności nie dojdzie. Ekumenizm zmienia kierunek. Logikę owocującego podziałami upartego (a mylonego z wiernym) trwania przy swoim, zastępuje logiką otwartości na harmonijną różnorodność. A to już bardzo wiele.

Myślę, że ta zmiana spojrzenia na sprawy przydałaby się nam, katolikom, także gdy idzie o dzisiejsze między nami spory. Kościół konserwatywny kontra Kościół liberalny, Kościół oblężonej twierdzy kontra  Kościół otwarty, Kościół ludowy kontra Kościół intelektualistów... I vice versa oczywiście. Może się mylę, ale mam wrażenie, że przedstawiciele wszystkich tych opozycyjnych nurtów coraz częściej tylko siebie uważają za prawdziwy Kościół, myślących inaczej uznając za odstępców. I nie chodzi o to, by różnice między tymi sposobami widzenia Kościoła i funkcjonowania w nim zatrzeć. Warto jednak te różnice próbować pojednać, pozbawić ostrza wykluczania z Kościoła tych, którzy sprawy widzą i odczuwają inaczej. Oczywiście przy pełnej wierności zarówno wobec Ewangelii jak i Tradycji.

Tak, my, katolicy, w relacjach między sobą też logikę upartego trwania przy swoim powinniśmy zastąpić logiką otwarcia na harmonijną różnorodność.

PS. Chciałem napisać o jeszcze jednym wątku tego samego papieskiego wystąpienia, ale żeby nie za dużo na raz,  to może później, w osobnym tekście :)