Nie przetrwać, ale przemienić

Ciągle jeszcze spotykamy się z poglądem, że prawem można utrzymać chrześcijaństwo, bo społeczeństwo jest chrześcijańskie. Nie jest. Polityka nas nie zbawi.

Nie przetrwać, ale przemienić

Napisany blisko pół wieku temu tekst ks. Josepha Ratzingera "Neopoganie i Kościół" spowodował sporo zamieszania. Dziś nazywany jest proroczym i prowokuje do szukania rozwiązań. Jak żyć w czasach neopogaństwa? Jak je przetrwać? Co dalej?

Amerykanin Rod Dreher zaproponował niedawno "opcję Benedykta". Książka, w której zawarł swoistą regułę nowego życia, znalazła się na liście bestsellerów New York Timesa. Podtytuł głosi właśnie: Jak przetrwać czas neopogaństwa? Jak ja - człowiek, któremu zależy na życiu w tradycyjnej chrześcijańskiej kulturze - miałbym to osiągnąć?

Książkę warto przeczytać choćby z jednego powodu. Autor mówi jasno: polityka nas nie zbawi. Nie stworzymy kultury chrześcijańskiej dzięki działaniom politycznym - nie chcą tego ci, którzy mienią się chrześcijanami. Nie należy mieć złudzeń. To bardzo cenna uwaga: ciągle jeszcze spotykamy się z poglądem, że prawem można utrzymać chrześcijaństwo, bo społeczeństwo jest przecież chrześcijańskie. Nie jest. Może nie w takim stopniu, jak amerykańskie, niemniej w wystarczającym, by pokładanie nadziei w polityce i politykach nie miało sensu.

Rod Dreher postuluje budowanie lokalnych środowisk, lokalnych wspólnot, w których tradycyjna wiara będzie miała szansę przetrwania, także dzięki wychowaniu w niej kolejnych pokoleń. Jakkolwiek niepokoi mnie słowo "przetrwanie", to nie uważam tej opcji za złą. Człowiek potrzebuje gruntu, zwłaszcza jeśli właśnie wydostał się z zamętu. Ktoś, kto nie wie, jak miałby żyć z sensem potrzebuje wokół siebie przykładów takiego życia, ludzi, którzy go w tym wspierają (sama taki etap przeżyłam). Spójne środowisko ma niebagatelne znaczenie dla wychowania dzieci. Ogniska życia chrześcijańskiego, jeśli nie zamkną się w izolacji (a Rod Dreher tego nie postuluje) będą przykładem, że można inaczej...

Mam jednak poczucie, że to nie wystarczy. Inna była zresztą myśl ks. Ratzingera z wspomnianego na początku artykułu. Podkreślał bowiem konieczność obecności niewielu przekonanych wśród wielu, którzy być może Boga nie poznali, a na pewno nie wybrali. Nawet jeśli konieczne jest także życie w autentycznej wspólnocie komunikujących, którzy "mogą na siebie liczyć także w sytuacjach kryzysowych". Potrzeba jednak nie sposobu na przetrwanie we wrogim świecie, ale przemiany sposobu działania Kościoła, tak by stał się świadkiem Ewangelii.

Ks. Joseph Ratzinger pisał o konieczności rygorystycznego zrzeczenia się zajmowanych światowych stanowisk i rozerwania utożsamienia między Kościołem a światem (biznesem, państwem... czy także narodem?). To tylko utrzymuje nowych pogan w iluzji, że nimi nie są. Działania papieża Franciszka, z jego naciskiem na Kościół ubogi, wychodzący do ubogich, rozwijają tę wizję. Trudno o radykalniejsze pójście wbrew światu, który chce się grodzić, zabezpieczać i bogacić.

Nie chodzi o to, by przetrwać, ale by przemienić. Droga jest jedna: jest nią Kościół żyjący z Ewangelii. Kościół, to znaczy każdy z nas, który zdecydował wyruszyć w drogę z Chrystusem.

TAGI: