Kładka nad głębiami

Marcin Jakimowicz

publikacja 17.04.2008 17:46

Ludźmierz ukrył się w kotlinie między ogromnymi postrzępionymi Tatrami a zielonymi Gorcami. To królestwo Gaździny Podhala. To tu podzieliła się z Karolem Wojtyłą swą władzą.

Kładka nad głębiami

Cisza. Nikt nie odpowiadał na rozpaczliwe wołanie o pomoc. Handlujący winami kupiec ugrzązł w podhalańskich torfowiskach. Raz jeszcze bezskutecznie zawołał: – Ratunku! Znów odpowiedziało mu tylko echo. Jego życie wisiało na włosku. Nagle handlarz ujrzał przedziwne światło wydobywające się ze świątyni w Ludźmierzu. Zaczął się gorąco modlić. Ocalał. Cudem wygramolił się z torfowiska, a w dowód wdzięczności ofiarował kościołowi Madonnę. Odtąd Matka Boska Ludźmierska wyciąga z duchowego bagna tysiące ludzi.

Położony nad Czarnym Dunajcem Ludźmierz jest najstarszą wsią Podhala. Założony został w 1234 r. przez cystersów. Wizytówką podhalańskiej wioski jest XV-wieczna figura Matki Bożej z Dzieciątkiem.
– Cud? Tu co kilka dni przychodzi ktoś i opowiada o cudownym uzdrowieniu czy nawróceniu – śmieje się ks. Zbigniew Palian, ludźmierski spowiednik. Ostatnio do kościoła trafił „przypadkiem” dealer narkotyków. Upadł na kolana przed figurą, i przysiągł, że porzuci swój proceder. – A ilu ludzi tu przestało pić! – opowiada spowiednik i pokazuje grubą księgę trzeźwości.

Siostra Gabriela, uśmiechnięta urszulanka, od ośmiu lat skrzętnie gromadzi wszelkie świadectwa uzdrowień. Pokazuje nam ogromne opasłe segregatory: mała niewidoma dziewczynka w ludźmierskim kościele podniosła główkę do góry i po raz pierwszy w życiu... ujrzała twarz Madonny. Kobieta w zaawansowanym stadium raka odzyskała zdrowie, oczekiwane od 17 lat dziecko wreszcie przyszło na świat. Do listów dołączone są lekarskie orzeczenia i szpitalne kwity. Na temat uzdrowień w Ludźmierzu powstała nawet praca magisterska.

Od wilków zachowoj!

Kult Matki Boskiej Ludźmierskiej sięga średniowiecza. Rozpowszechnił się na początku XVIII wieku, a już w 1776 roku był tak wielki, że piękną Madonnę przeniesiono do rokokowego ołtarza głównego. Pod koniec kwietnia na kolana padają tu podhalańscy bacowie i juhasi. Proszą o błogosławieństwo w wiosennym redyku owiec. Modlą się wówczas słowami Andrzeja Skupnia-Florka, poety z Białego Dunajca: „Owcom na holi sprzijaj, niek majom piyknom wełne i duzo mlika, niek bedom zdrowe, trawy im nagródę, coby nie miały głodu na holi. Od wilków zachowoj. Strzec!”. Jesienią, gdy kończy się wypas, pasterze ponownie licznie ściągają do Ludźmierza. Dziękują za wełnę i mleko. Największe tłumy walą do sanktuarium 15 sierpnia, na uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej. Podczas tego święta w 1963 roku Prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński nałożył na skronie Maryi koronę. Odtąd górale nazywają ją Królową Podhala.

Refleks biskupa Wojtyły

Dokładnie dwadzieścia lat później Ludźmierz zamarł. W nocy, gdy nad wioską rozpętała się straszna burza, a proboszcz ze względu na walące z nieba pioruny musiał wyłączyć instalację alarmową, ktoś wdarł się do kościoła i skradł koronę. Nie oszczędził też berła, które trzymało w rączce Dzieciątko. Górale ze łzami padli na kolana i odprawiali nabożeństwa ekspiacyjne. Kradzież okazała się jednak „błogosławioną winą”, bo poświęcenia nowych insygniów dokonał w 1983 roku na krakowskich Błoniach sam Jan Paweł II. O Ludźmierskiej Pani dowiedziała się cała Polska.

Z osobą Karola Wojtyły związana jest anegdota. 15 sierpnia 1963 roku wokół kościoła szli w procesji górale. Na czele niesiono figurę Gaździny Podhala. W pewnym momencie figurka zachwiała się, a z ręki Maryi wypadło przykręcone solidną śrubą berło. Chwycił je w locie biskup krakowski Karol Wojtyła. – Karolu, Maryja dzieli się z tobą władzą – zażartował biskup Franciszek Macharski.

Wielu przypomniało sobie o tym, gdy 7 czerwca 1997 roku Jan Paweł II usiadł na ludźmierskim tronie. – Większym wydarzeniem będzie tu tylko koniec świata – mówił wówczas proboszcz, ks. Tadeusz Juchas. Papieża otaczało ćwierć miliona ludzi gór. A schorowany Jan Paweł II stał na podeście i wzruszony słuchał krzyczącego tłumu: Chodź na Turbacz! – Z podziwem patrzę na to sanktuarium, które tak rozrosło się i wypiękniało – mówił. – Niech Maryja, Opiekunka rodzin, was wspomaga. Zwracajcie się do Niej jak najczęściej. Odmawiajcie Różaniec!

Papież na dywanik

Papież szedł wówczas po niesamowicie kolorowym dywanie. To czytelnicy „Małego Gościa Niedzielnego” pracowicie tkali malutkie dywaniki, które, zszyte, dały długi barwny chodnik. Jan Paweł II podarował powstającemu sanktuarium różaniec z pereł. W zamian otrzymał wierną kopię berła, które kiedyś złapał. – Tym razem wcale nie chcemy, żeby nam je zwracał – śmiał się ks. Tadeusz Juchas. To on rozpoczął w połowie lat osiemdziesiątych budowę sanktuarium. Najpierw stanął dom pielgrzyma, gotowy do przyjęcia kilkudziesięciu osób, potem obudowa studni z cudowną wodą, wielki ołtarz polowy z kaplicą, krużganki, stacje Drogi Krzyżowej i ogród różańcowy.

– Najbardziej mnie cieszy, gdy w niedzielne popołudnia widzę spacerujące tu małżeństwa. Dzieci biegają po rozległej trawie, pociągają za sznur dzwonu w Bramie Wiary, rodzice odmawiają Różaniec. To sanktuarium żyje – cieszy się ks. Tadeusz. – A nie przeszkadza księdzu ostry dźwięk tego dzwonu? Każdy może go rozkołysać – pytamy. – Na początku się trochę denerwowałem, ale pomyślałem: skoroś sam to wymyślił.... – śmieje się ks. Juchas. – A teraz już go nawet nie słyszę. W soboty do Ludźmierza ściągają młode pary z całego Podhala. Wszyscy chcą sobie zrobić zdjęcie w ogrodzie różańcowym.

Fundatorami wielu ołtarzy są górale zza oceanu. Ta Polonia bardzo różni się od emigrantów europejskich. Nigdy nie widziałem tylu górali w strojach regionalnych co w Chicago – opowiada ks. Juchas. – Oni dbają o swe korzenie. Mają nawet swój amerykański Ludźmierz. Drugi jest w Kanadzie. Właśnie wysyłam za ocean 200 kilogramów odpustowych palonych cukierków. Wszystkie muszą być oznakowane, że pochodzą z Ludźmierza. Ale emigracja to też ogromny problem. Rozbite rodziny, samotni dziadkowie wracający na starość na Podhale, zostawiający za oceanem swych synów, wnuków. Budują nowe domy, które wystrzelają spośród starej drewnianej zabudowy podhalańskiej wioski.

Tłum o północy

W XIX w. istniał tu dwór, w którym w 1865 r. urodził się poeta Kazimierz Przerwa-Tetmajer. Słysząc dzwony wzywające górali na modlitwę, notował: „Na Anioł Pański biją dzwony, niech będzie Maria pozdrowiona, niech będzie Chrystus pozdrowiony...”. Dziś o autorze „Na Skalnym Podhalu” przypomina ogromny głaz stojący w środku wsi.

Kiedyś, będąc w sanktuarium, usłyszałem pieśń góralskiej kapeli, śpiewającej: „A Ludźmiyrsko nasa Pani / Ani krzycy, ani gani / Zwonić koze kie potrzeba / Wraco z bagna, gno do nieba”. Ludźmierz przyciąga artystów jak magnes. To tu przez lata odbywały się spotkania muzyków chrześcijan. Z okien ludźmierskiego Domu Podhalan dolatywały rockowe riffy, jazzowe pasaże i pulsujące reggae. To tu swe korzenie mają popularne dziś grupy New Life M., Deus Meus, a nawet obchodzący w tym roku dziesiąte urodziny Tymoteusz. Kiedyś jedną z wieczornych modlitw w Domu Podhalan prowadził protestancki pastor. Atmosfera nabrzmiała od emocji: ludzie wznosili ręce, płakali, padali na ziemię. Wyszedłem odetchnąć w chłodną podhalańską noc. Nade mną, na wyciągnięcie ręki, wisiały ogromne gwiazdy. I wtedy zdziwiony (trochę jak legendarny kupiec sprzed kilkuset lat) zobaczyłem blask bijący z kościoła. Co się tu dzieje w środku nocy? – pomyślałem i wszedłem do świątyni. Mimo późnej pory kościół wypełniony był po brzegi. Ludzie, klęcząc, odmawiali Różaniec. – Gromadzimy się w pierwsze soboty miesiąca. Kościół pęka w szwach, a ludzie najchętniej siedzieliby do rana – śmieje się ks. Juchas.

Wyjeżdżamy z Ludźmierza. Za oknem giną szczyty Turbacza, Gorca i masywnego Lubania. Droga wije się jak wstążka. Po lewej ogromna Babia Góra. Z samochodowych głośników sączy się czysty głos Jacka Wójcickiego. To napisane na 650. rocznicę powstania Nowego Targu słynne „Nieszpory Ludźmierskie” Jana Kantego Pawluśkiewicza. Jak refren pulsują słowa: „Zdrowaś bądź Maryjo, kładko nad głębiami. W Loreto i w Gorcach bądź, módl się za nami”.

lipiec 2006