Zamieszki w związku z działaniami przeciwników marszu równości w Lublinie

ag

publikacja 13.10.2018 15:00

Po decyzji sądu, który cofnął wydany przez prezydenta zakaz marszu równości, doszło do zamieszek, kiedy grupa młodych ludzi próbowała zatrzymać maszerujących. Policja użyła gazu i armatki wodnej.

Do próby zatrzymania marszu równości doszło na ulicy Świętoduskiej w Lublinie Agnieszka Gieroba /Foto Gość Do próby zatrzymania marszu równości doszło na ulicy Świętoduskiej w Lublinie

Batalia o zgodę na marsz równości w Lublinie trwała od kilku tygodni. Początkowo prezydent wydał na niego zgodę, ale po protestach wielu środowisk poprosił o opinię  w tej sprawie policję. Ta wypowiedziała się, że istnieje duże prawdopodobieństwo zamieszek, a tym samym narażenia bezpieczeństwa mieszkańców Lublina. W związku z tym prezydent zgodę cofnął. Jednak organizatorzy marszu odwołali się do sądu, który jednak zezwolił na marsz równości w Lublinie.

Spora grupa, głównie młodych ludzi, z tęczowymi flagami i hasłami o tolerancji wyruszyła spod placu Zamkowego skandując: "homofobia to się leczy" i "Lublin miastem tolerancji".

Jednocześnie na placu Zamkowym zebrała się kontrmanifestacja, którą od marszu równości oddzielał kordon policji. Kiedy marsz ruszył, kontrmanifestanci przeszli na ulicę Świętoduską, którą zablokowali skandując hasła "Zakaz pedałowania" i "Chłopak i dziewczyna normalna rodzina". Grupa nie chciała przepuścić marszu w kierunku deptaka blokując ulicę. W tej sytuacji policja użyła gazu i armatek wodnych torując marszowi przejście.

Mimo wielu protestów marsz równości odbył się w Lublinie   Agnieszka Gieroba /Foto Gość Mimo wielu protestów marsz równości odbył się w Lublinie
Pogoda w Lublinie sprzyja spacerom, a południowa pora marszu zastała w centrum wielu turystów i rodzin z dziećmi. Użyty przez policję gaz pieprzowy, w związku z zachowaniem uczestników kontrmarszu, rozprzestrzenił się w powietrzu docierając nie tylko do kontrmanifestantów, ale i do turystów, a także wielu rodzin z dziećmi, których ta sytuacja zastała np. w kawiarnianych ogródkach na lodach.

- Jestem oburzona całą tą sytuacją. Czy sędzia, który wydawał zgodę na marsz nie miał wiedzy o trasie biegnącej przez samo centrum wypełnione o tej porze przypadkowymi ludźmi. Co jest ważniejsze zamanifestowanie swej odmienności czy zdrowie i bezpieczeństwo zwykłych obywateli? - pyta rozżalona Martyna Jakubiak, która z rodziną znalazła się w centrum zamieszek.

Czytaj także:

Modlitwa obok na marszu równości