Balsam miłosierdzia

Katarzyna Matejek

publikacja 05.11.2018 18:57

Koszalińscy franciszkanie otworzyli "szkołę". Uczą w niej, jak ludzkie dłonie, oczy, stopy, serca mogą okazywać miłosierdzie.

Balsam miłosierdzia Katarzyna Matejek /Foto Gość Wierni odmawiali koronkę z szeroko rozłożonymi ramionami, łącząc się w tym geście z ukrzyżowanym Chrystusem

Spotkania z Bożym miłosierdziem, które na stałe weszły do kalendarza parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Koszalinie, rozpoczęły się 5 października, w liturgiczne wspomnienie św. s. Faustyny.

Centralnym punktem comiesięcznych nabożeństw, odbywających się w obecności relikwii świętej, jest sakrament Eucharystii (Msza św. i adoracja) i pojednania. Następnie kapłan namaszcza wiernych poświęconym w Łagiewnikach balsamem św. Faustyny; już nie tylko ogólnie, jak w październiku, lecz - jak podczas listopadowego czuwania - dłonie, a w przyszłości będą to kolejno: czoło, oczy, uszy, usta, stopy, serce. Towarzyszy temu nauka dotycząca służenia bliźnim tymi częściami ciała.

Jednym z uczniów tej szkoły jest Piotr Trojanek, który lekcje miłosierdzia propaguje w internecie. - To nie jest tak, że jako chrześcijanie kończymy jakąś szkołę, a potem już nie potrzebujemy kształcenia. Cały czas się rozwijamy, także w byciu miłosiernym - powiedział. - Te spotkania to taka szkoła Bożego miłosierdzia, w której uczymy się, jak w nowy, inny sposób stawać się podobnymi do Boga.

Listopadowe nabożeństwo rozpoczęło się nietypową formą adoracji Najświętszego Sakramentu - wierni dotykali spływającej od monstrancji tiulowej szaty symbolizującej Jezusowy płaszcz, którego na kartach Ewangelii dotknęła cierpiąca kobieta. Koszalinianie skorzystali z wezwania do bliskości z eucharystycznym Panem, a podejście do ołtarza, uchwycenie rąbka szaty i błaganie o dar uzdrowienia dla siebie lub bliskich było dla niejednego wzruszającym przeżyciem. Niektórzy na symbolicznym Jezusowym płaszczu składali pocałunek, wielu skorzystało z sakramentu pokuty.

- Każdy chce, by go miłowano i każdy chce miłować. Podchodząc tak blisko do tej tkaniny, nie tylko chcemy uczyć się miłości, ale też tego, że pragną jej inni, że potrzebują naszych dłoni - wyjaśnia nabożne gesty o. Andrzej Mielewczyk, inicjator cyklu. - Ludzie mają pragnienie wypowiedzenia tego, czym żyją. Klęcząc przy monstrancji, przeżywają Bożą miłość, są jej pewni. To, jak wiemy od parafian, jest niesamowite doświadczenie.

Szczególny wyraz miała Koronka do Bożego Miłosierdzia, którą rozpoczął proboszcz, a potem podjęli spontanicznie niektórzy z zebranych w ławkach. Wszyscy zaś dołączyli do wezwań, rozkładając szeroko ręce - na znak ukrzyżowanego Chrystusa. Jak tłumaczy o. Mielewczyk, to sposób modlitwy zapożyczony z sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach, a przywołuje prawdę, że człowiek stworzony jest na wzór krzyża Chrystusa i jak On chce oddawać całą swoją miłość za drugiego człowieka.

Kolejnym punktem nauki miłosierdzia było namaszczenie dłoni. To im w szczególności poświęcone zostało listopadowe spotkanie. - Do wyleczenia duchowych ran, które pozostają po grzechu, potrzeba czasu, cierpliwości i stałej współpracy z łaską Bożą. Ojciec Święty Franciszek, mówiąc o tej tajemnicy, często wspomina o olejku miłosierdzia, który napełnia serca radością i nadzieją - wyjaśnia o. Mielewczyk. - Siostra Faustyna pokazuje nam to wyraźnie w "Dzienniczku": doświadczamy radości, że Jezus jest i słucha nas z uwagą.

Pana Piotra, masażystę, w nauce franciszkanina ujęło to, że poprzez dłonie można nieść ludziom dobro. - Wykonuję pracę, która odbywa się w bliskim kontakcie z ciałem drugiej osoby. To nie jest łatwe, początkowo ciężko było mi się w tym odnaleźć, jednak z czasem nabrałem pewności siebie - powiedział. - Mam nadzieję, że to uroczyste namaszczenie balsamem św. Faustyny przyniesie korzyść nie tylko mnie, ale także moim pacjentom.