Kolejna grzywna dla Kamińskiego

PAP |

publikacja 11.05.2010 17:16

1000 zł grzywny wymierzył we wtorek stołeczny sąd okręgowy b. szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu za nieusprawiedliwioną nieobecność na cywilnym procesie, jaki kardiochirurg dr Mirosław G. wytoczył dziennikowi "Fakt" za pisanie o nim "doktor śmierć".

To kolejna grzywna, bo Kamiński już kilkakrotnie nie stawiał się na tym procesie. W styczniu sąd ukarał go za to grzywną 500 zł, której Kamiński - jak dowiedziała się PAP w sądzie - nie uiścił. We wtorek sąd wymierzył mu drugą grzywnę - dwa razy wyższą niż poprzednia. "Pan Kamiński znów nie usprawiedliwił swej nieobecności" - podkreśliła sędzia Monika Dominiak.

Sąd wzywał Kamińskiego już we wrześniu 2009 r. Świadek nie stawił się wówczas, zawiadamiając sąd, że pół godziny później musi stawić się jako powód w cywilnym procesie wytoczonym Julii Piterze. Proces z Piterą spadł wówczas z wokandy, bo nie przyszedł inny świadek.

Wcześniej Kamiński był wzywany kilka razy, a sąd usprawiedliwiał jego nieobecności obowiązkami służbowymi szefa CBA.

Kamiński ma być świadkiem na wniosek pozwanego wydawnictwa Axel Springer - jest ostatnią osobą do przesłuchania. Miał zeznawać o konferencji prasowej z lutego 2007 r. z udziałem ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. To tam padły słowa ministra o dr. G., któremu przedstawiono wtedy zarzut zabójstwa pacjenta: "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Ziobro po przegranym procesie przeprosił lekarza za inkryminowane słowa i zapłacił mu zadośćuczynienie.

Śledztwo w tej części umorzono, ale wątek śmierci jednego z pacjentów dr. G. jest ponownie badany przez warszawską prokuraturę. Stało się tak, bo pełnomocnik rodziny pacjenta, który zmarł, doprowadził do uchylenia w Sądzie Najwyższym prawomocnej decyzji o umorzeniu śledztwa co do zgonu mężczyzny - w jego ciele po operacji serca pozostała rolgaza; wyjęto ją kilka dni później.

Następnego dnia po konferencji Kamińskiego i Ziobry prasa obszernie relacjonowała sprawę. W "Fakcie" pisano: "Doktor zabijał w rządowym szpitalu" i "Oto ofiara doktora mordercy". O kardiochirurgu pisano "doktor śmierć" i "bestia nie lekarz".

W trwającym drugi rok procesie cywilnym dr G. (trwa jego proces karny o przyjmowanie od pacjentów łapówek) domaga się od "Faktu" i wydającego gazetę koncernu Axel Springer Polska przeprosin i 500 tys. zł.

Na jednej z poprzednich rozpraw dziennikarka "Faktu" - współautorka inkryminowanego tekstu - zeznała, że w publikacji użyto ostrych słów, bo to była wyjątkowa sprawa, porównywalna z "łowcami skór" w łódzkim pogotowiu. Pozwana redakcja i wydawca chcą oddalenia powództwa, oświadczając, że powoływali się na słowa wysokich urzędników państwowych, "weryfikowane w innych źródłach" w prokuraturze.

Za podobne sformułowania G. wytoczył proces cywilny "Super Expressowi" i go wygrał. 31 lipca zeszłego roku na pierwszej stronie tej gazety ukazały się przeprosiny redakcji za naruszenie dóbr osobistych kardiochirurga przez przypisanie mu w tytułach artykułów przestępstw w sytuacji, gdy jego wina nie została udowodniona.

We wtorek przed sądem zeznawała znajoma dr. G., z którym - jak powiedziała - zna się "od zawsze", bo z rodzicami kardiochirurga przyjaźnili się jej rodzice. "Te artykuły ugodziły dwa razy - raz po publikacji, gdy ucierpiała rodzina, a drugi raz trzy miesiące później - kiedy dr G. opuścił areszt i je przeczytał. Był załamany, nie rozumiał jak można było napisać o nim coś takiego" - zeznała kobieta. Według niej, "sensem życia, pasją i miejscem dr G. na świecie była sala operacyjna, gdzie pomagał ludziom".

Lekarz ze stołecznego szpitala MSWiA przez ponad rok był formalnie podejrzany o zabójstwo pacjenta, mobbing, znęcanie się nad osobą najbliższą; przedstawiono mu też niemal 50 zarzutów korupcyjnych opiewających na kwotę ok. 50 tys. zł. G. w maju 2007 r. opuścił areszt, w którym spędził trzy miesiące - Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał bowiem, że mimo pięciu miesięcy śledztwa nie wykazano, by zachodziło "duże prawdopodobieństwo", iż umyślnie zabił on pacjenta.

Przed Sądem Rejonowym Warszawa-Mokotów od grudnia 2008 r. trwa proces, w którym dr G. i jego 20 pacjentów odpowiadają za wręczanie i przyjmowanie łapówek, a dr G. także za mobbing i molestowanie seksualne. Lekarz nie przyznaje się do żadnego z zarzucanych mu czynów. Większość pacjentów twierdzi zaś, że pieniądze były wyrazem wdzięczności za uratowanie życia ich bliskich. Kilka osób utrzymuje natomiast, że od pieniędzy lekarz uzależniał podjęcie się operacji - czemu oskarżony zaprzecza. (PAP)

wkt/ wkr/ woj/

TAGI: