Irena Dziedzic spocznie w Laskach

jjw /PAP

publikacja 12.01.2019 19:38

Popularna dziennikarka i twórczyni "Tele-Echa" zmarła 5 listopada 2018 roku.

Irena Dziedzic Naczelne Archiwum Cyfrowe Irena Dziedzic

Irena Dziedzic miała 93 lata. Zmarła w ubiegłym roku, ale dopiero teraz odbędzie się jej pogrzeb. Powodów zwłoki nie wyjaśniono. O dacie pochówku poinformował redaktor kwartalnika "Więź" ks. Andrzej Luter.

- Pani Irena od wielu lat była związana z warszawskim kościołem środowisk twórczych, mieszczącym się przy pl. Teatralnym. Tam w każdą niedzielę chodziła na Mszę św. Pochowana zostanie jednak w Laskach - powiedział nam ks. Luter.

Siostra Paula Marczyńska ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża z Lasek tłumaczy, że taka była wola pani Ireny, wyrażona dużo wcześniej przed śmiercią.

- Czasami przyjeżdżała do Lasek na niedzielą Eucharystię - mówi s. Paula. - Jakiś czas temu zwróciła się do nas z prośbą, by mogła na cmentarz w Laskach przenieść prochy swojego ojca pochowanego we Lwowie i matki pochowanej w Krakowie. Sama też chciała kiedyś spocząć wraz z nimi w tej samej mogile. Zgodę na to otrzymała, ale nie zdążyła jej zrealizować.

Pogrzeb odbędzie się 14 stycznia o godz. 13. Msza św. żałobna zostanie odprawiona w drewnianej kaplicy sióstr franciszkanek pw. Matki Bożej Anielskiej. Po niej nastąpi odprowadzenie urny z prochami na miejsce spoczynku.

Irena Dziedzic urodziła się 20 czerwca 1925 r. w Kołomyi (dziś Ukraina). Przed II wojną światową była uczennicą żeńskiej szkoły podstawowej, wychowanką w internacie ss. felicjanek we Lwowie. Maturę zdała eksternistycznie w Krakowie.

Pracę zawodową rozpoczęła w 1946 r. w "Echu Krakowa" (najpierw jako maszynistka, potem reporterka), później zatrudniła się na krótko we wrocławskim "Słowie Polskim". Od 1948 r. pracowała w Warszawie, początkowo jako depeszowiec w "Głosie Ludu", a następnie w "Expressie Wieczornym". Od 1952 r. pracowała w Polskim Radiu.

W 1956 r. pojawiła się w TVP, gdzie przez 25 lat (do kwietnia 1981 r.) tworzyła i prowadziła program publicystyczno-rozrywkowy "Tele-Echo".

I. Dziedzic wspominała na swoim blogu, że pomysł "Tele-Echa" przywiozła z zagranicy Mira Michałowska - pisarka, dziennikarka, satyryk i tłumaczka.

Do anegdoty - jak pisała I. Dziedzic - przeszedł argument, w którym M. Michałowska przekonywała ją do prowadzenia programu: "Nie denerwuj się, tego i tak nikt nie będzie oglądał".

Audycja miała charakter publicystyczno-rozrywkowy i przez niektórych uznana została za prekursorską w polskich warunkach formę typu talk-show. Początkowo program był emitowany z kawiarni, gdzie zaproszeni goście rozmawiali z dziennikarką przy kawie lub kieliszku wina. Do stolika przysiadali się ówcześni celebryci. Ostatecznie "Tele-Echo" znalazło swoje miejsce w studiu telewizyjnym.

W 806 edycjach programu wzięło udział ponad 12 tys. osób. Byli wśród nich najwybitniejsi przedstawiciele świata kultury, znani dziennikarze, sportowcy, ale także np. jubilaci pożycia małżeńskiego.

W latach 1965-1968 I. Dziedzic była także jedną z trojga osób prowadzących "Dziennik TV". W latach 1977-1981 była ponadto twórcą i kierownikiem redakcji kulturalnej w "Dzienniku TV". Po trwającej 2,5 roku - od października 1983 r. do września 1991 r. - przerwie prowadziła program "Wywiady Ireny Dziedzic".

Wystąpiła w filmach (najczęściej grała samą siebie), m.in. w "Jutro premiera" w reż. Janusza Morgensterna (1962) i "Polowanie na muchy" (1969) w reż. Andrzeja Wajdy, a także m.in. w "Wojnie domowej" (1965), "Kłopotliwym gościu" (1971) i "Szczurze" (1994). Jest autorką książki "Teraz ja. 99 pytań do mistrzyni telewizyjnego wywiadu" (Warszawa, 1992).

Przez 4 lata (2002-2006) co tydzień można było słuchać jej publicystycznych felietonów pt. "Punkt widzenia" w Programie I Polskiego Radia. Po felietonie, w którym mówiła o lustracji, ze współpracy zrezygnowano.

W 2006 r., gdy media wymieniły jej nazwisko wśród dziennikarzy, którzy w czasach PRL mieli być tajnymi współpracownikami SB, wystąpiła o autolustrację. W 2013 r. Sąd Apelacyjny prawomocnie uznał, że nie była kłamcą lustracyjnym. "Są jeszcze sędziowie w Warszawie" - skomentowała I. Dziedzic ten wyrok. W 2014 r. Sąd Najwyższy potwierdził wyrok SA, oddalając kasację prokuratora generalnego.

Według IPN w latach 1958-1966 I. Dziedzic była agentką kontrwywiadu MSW jako TW "Marlena". Ona sama wiele razy mówiła o nachodzeniu jej przez SB, utrudnianiu jej pracy zawodowej i fabrykowaniu akt. Uznała się za wieloletnią ofiarę tajnych służb, bo sprawa jej rzekomej współpracy miała być zemstą wysokiego oficera służb za to, że w latach 50. nie chciała z nim zatańczyć, a potem poskarżyła się do KC PZPR, że za odmowę przetrzymano ją przez całą noc na komendzie.