publikacja 07.02.2019 00:00
O tym, czego możemy się nauczyć od Węgrów, mówi dr hab. Maciej Szymanowski, dyrektor Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka.
józef wolny /foto gość
Dr hab. Maciej Szymanowski, dyrektor Polsko-Węgierskiego Instytutu im. Wacława Felczaka. Hungarysta, historyk. Wykłada na Katolickim Uniwersytecie w Budapeszcie.
Andrzej Grajewski: Inicjatorom powołania Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka chodziło o stworzenie społecznej infrastruktury dla relacji polsko-węgierskich?
Maciej Szymanowski: Dokładnie takie były cele jego powoływania. Przypomnę, że była to osobista decyzja prezesa Jarosława Kaczyńskiego i premiera Viktora Orbána. Jak wielkie znaczenie ma wzajemne poznanie się, pokazały wydarzenia z okresu II wojny światowej. Nie byłoby tak licznej polskiej armii, która walczyła w 1940 r. we Francji, czy udziału naszych lotników w bitwie o Wielką Brytanię, gdyby nie działania Węgrów, którzy przyjęli na swoim terytorium polskich żołnierzy oraz cywilów, a później umożliwili im dalszą podróż na Zachód. Sympatia Węgrów do nas nie brała się tylko z pamięci o wspólnej historii. W okresie międzywojennym w węgierskich szkołach były specjalne lekcje o Polsce. Niezależnie od różnych decyzji politycznych, które zapadały w czasie II wojny światowej – a pamiętajmy, że Węgry walczyły po stronie III Rzeszy – wszyscy na Węgrzech wiedzieli, m.in. dzięki tym lekcjom, że Polak jest przyjacielem. My działamy oczywiście w innych warunkach, ale istota tych działań jest podobna. Staramy się wypełnić nową treścią bardzo dobrą współpracę na poziomie politycznym.
Dużo jest do zrobienia?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł