Komu przeszkadza Polska?

ks. Tomasz Horak

Jeśli komuś Polska wadzi, a ja i tak jestem z niej dumny i bez niej ani własnego życia, ani świata sobie nie wyobrażam. Tych dumnych powinno być ponad 30 milionów nad Wisłą i Odrą...

Komu przeszkadza Polska?

To, co napiszę, to taka moja, prywatna historiozofia. Chcę się nią posłużyć, aby wywieść z niej wnioski nie polityczne, a ewangelizacyjne. Tytułowe pytanie nie jest pytaniem naszych czasów. Można je odnieść do czasów Bolesława Chrobrego, można do czasów Jagiełły, Jana Kazimierza. Wreszcie do sytuacji z wieku XVIII, która obróciła się w uśmiercenie Polski jako bytu politycznego – bo tym przecie były rozbiory.

Tytułowym pytaniem sięgam więc tysiąca lat wstecz. I tak mi się wydaje, że jego aktualność nie tylko trwa, lecz się pogłębia. Przeszkadzamy Niemcom? To my tak krótko sąsiada określamy. Oni sami rozróżniają Bawarię od Saksonii, Nadrenię od Brandenburgii. A my, Polacy węszymy, gdzie ukrył się „pruski duch”. Bo rozbiorów dokonały przed dwustu z górą laty właśnie Prusy. A najwięcej zła doznaliśmy od Hitlera. A on ani Niemiec, ani Prusak. Skomplikowana sprawa.

Po drugiej stronie mapy inny sąsiad. Układ również złożony. Zwykło się mówić Ruś. Ale o jej mieszkańcach mówiło się Moskale. Później – bolszewicy. Owszem, zajęły kiedyś polskie wojska Moskwę i kreml tamtejszy zdobyły. W istocie był to jednak niewiele znaczący historyczny incydent. Moskale z Prusakami, Austriacy im pomogli – i Polska przestała istnieć.

Odrodziła się. Ale nie na długo. Dwa zaborcze mocarstwa zmówiły się, by kolejnego rozbioru dokonać i uczyniły to bezlitośnie w 1939 roku. A jednak niepokorna i świadoma samej siebie Polska istnieje, a ostatnimi czasy otrząsa się z resztek zniewolenia. A wygląda na to, że u naszych sąsiadów budzą się stare resentymenty. No, nie mówię o całym narodzie jednym i drugim. Ale politycy swoje myślą; nieraz im się coś wyrwie pod naszym adresem. Czasem jest to krótkie warknięcie, jak u psa. A znaczy: przestań, bo ugryzę. Czasem wyrwie się bezrefleksyjnie, zdradzając tylko, co w sercu siedzi.

Zastanawia fakt, że i z innych stron świata niepochlebne, nieraz obraźliwe słowa padają. Ojoj, a ostatnio to kilka wiader pomyj na Polskę wylano. Za dużo tego, za bardzo na raz, nie bacząc na to, co kiedyś dyplomacją zwano. Czyżby jakaś jeśli nie zmowa, to złowróżbna synchronizacja? I wtedy to pomyślałem: Komu przeszkadza Polska?

To tylko uproszczony szkic. Bo zaraz nasunęło mi się inne pytanie: Co mamy z tym począć? Jak się mamy zachować? My – Polacy i chrześcijanie. Nie mam zamiaru dobrych rad dawać rządzącym. Nie będą tego czytać. Ale, my, Polacy, zwykli ludzie mieszkający w miastach i na wsi – jak my mamy się zachować? Jak żyć? Jak sobie pomagać w sytuacji, gdy komuś przeszkadza Polska? I jak wierność ewangelii zachować?

Po pierwsze, wedle starego przysłowia, klin trzeba klinem wybijać. To znaczy, że jeśli komuś Polska wadzi, a ja i tak jestem z niej dumny i bez niej ani własnego życia, ani świata sobie nie wyobrażam. Tych dumnych powinno być ponad 30 milionów nad Wisłą i Odrą, a drugie tyle nad wszystkimi rzekami świata. Niech widzą nas, dumny naród! I ewangelii wierny.

Dumny ze swej historii – a mamy powody. Co? Nie znamy naszej historii? No to do nauki. Książki, internet (tu, uwaga, nie zawsze głos zabierają dumni! Nie dać się zwodzić). W czasie rozbiorów mądrzy Twórcy uczyli naród – Matejko malując wielkość Polski i jej historii. Sienkiewicz pisząc trylogię. Mickiewicz i Słowacki tęskniąc wierszem. To i wiele innych inicjatyw miało wielki wpływ na Polaków. I siłę dawało. I trwali wierni Bogu i Ojczyźnie.

A gdzie są współcześni nam twórcy? Na witrynach księgarń, które przetrwały, dominują języki obce. A dzieła wcale nie górnych lotów. Historię Polski wykłada w swoich książkach Anglik. Cenię go za to, ale gdzie są nasi? Młode pokolenie ojczystej historii nie zna. Jak mają być dumni z nieznanej im Matki?

Są dziedziny społecznego życia, w których zniszczyliśmy powody do dumy. Były to procesy sterowane z zewnątrz, ale dlaczego znalazło się tylu chętnych do pomocy? Najbardziej niszcząca dla egzystencji narodu i państwa była destrukcja przemysłu. Najpierw była zamiana przemysłu w skansen. Potem niekontrolowany, bezsensowny „eksport” inżynierów i innych fachowców. Do dziś nie potrafimy być dumni, w wielu dziedzinach wciąż nie mamy z czego, w wielu zaś innych naród nie wie, że znowu mamy powody do przemysłowej dumy. I cieszą się niektórzy, że będą mieli koreańskie tramwaje. Dziennikarze, którzy powinni o tym wszystkim uczyć, wolą tematykę LGTB. No właśnie, z tego to lepiej dumni nie bądźmy.

O tym i setce innych spraw wiemy. Wszelako sądzę, że nawoływanie do narodowej dumy nie jest machaniem chorągiewką przez trzylatka. Niech nas znają bliscy sąsiedzi i dalekie narody. Wciąż aktualne powinny być słowa Roty: „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”. Pewnie inaczej bym to dziś sformułował, ale przyjmowanie pozycji chłopaka do bicia nie przystoi. Dobrze, że choć niektórzy politycy zdają sobie z tego sprawę.

Komu przeszkadza Polska... Myślę, że także wszystkim, którym obca jest ewangelia, którzy wiarę w Boga między bajki włożyli. Pokażmy im zadbany, odradzający się, kwitnący kraj z kościołami w tle. Z mądrymi ludźmi, wypełniony gromadami dzieci, przyjazny wszystkim. Pewnie dalej będziemy im solą w oku, ale w pewnym momencie zaczną nas szanować.