Salezjańscy misjonarze, którzy oddali swoje życie za uczennice

Małgorzata Gajos

publikacja 25.02.2019 00:00

Bandyci dziwili się ich odwadze i spokojowi. Nie bali się śmierci. Bp Alojzy Versiglia i ks. Kalikst Caravario umierając patrzyli w niebo.

Salezjańscy misjonarze, którzy oddali swoje życie za uczennice Wikipedia Bł. Alojzy Versiglia i Kalikst Caravario, oba zdjęcia pochodzą z Wikipedii

Alojzy Versiglia (czasem można go znaleźć pod imieniem Ludwik, ponieważ włoskie imię Luigi bywa tłumaczone jako Ludwik i Alojzy) urodził się 15 czerwca 1873 w Oliva Gessi w północnych Włoszech. Miał dwie siostry. Dość szybko został ministrantem i służył do Mszy. Mieszkańcy często powtarzali, że zostanie księdzem, co Alojzego tak denerwowało, że przez pewien czas postanowił nie służyć. Dużo bardziej od bycia księdzem interesowała go armia i konie. Postanowił, że ostatecznie zostanie weterynarzem. By jednak móc studiować weterynarię udał się do Turynu, gdzie zaczął uczęszczać do gimnazjum salezjańskiego. Pierwsze dni na Valdocco były dla niego bardzo ciężkie. Kilkakrotnie pisał do rodziców, by go stamtąd zabrali. Ojciec w końcu po niego przyjechał, ale za późno. Alojzy już wgryzł się w rytm szkolny, miał dobre układy z ks. Bosko i po prostu chciał zostać.

Od weterynarza do misjonarza

Gdy był w trzeciej klasie miały miejsce dwa ważne wydarzenia. Po pierwsze zmarł ks. Bosko. Tuż przed śmiercią powiedział Alojzemu, by ten do niego przyszedł, bo ma mu coś ważnego do powiedzenia. Niestety Jan Bosko zmarł, a chłopak już nigdy się nie dowiedział, co święty chciał mu przekazać. 11 marca 1888 roku w bazylice Maryi Wspomożycielki miało miejsce wręczenie krzyży siedmiu misjonarzom. Tego dnia Alojzy postanowił, że zostanie misjonarzem.

W jednym z listów pisał:

"W dniu wyjazdu misjonarzy pod przewodnictwem ks. Cassini, dotknięty łaską Pana, porzuciłem wszelkie poprzednie pragnienia, postanowiłem zostać salezjaninem z nadzieją, że i ja udam się na misje".

Wstąpił do nowicjatu, w wieku 16 lat otrzymał z rąk ks. Michała Rua sutannę. Studiował w Turynie filozofię, teologię na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. 21 grudnia 1895 roku został księdzem. Po święcenia do 1905 roku był mistrzem nowicjatu. Uczył się wtedy portugalskiego i jazdy konnej. I ciągle marzył o misjach. 

Pojechał na krótko do Portugalii i Anglii, by nauczyć się języka. 19 stycznia 1906 roku wyruszył wraz ze współbraćmi do Chin. 13 lutego przybyli do Hong Kongu, a stamtąd dobili do Macau. Już czekało na nich 30 sierot. Początki nie były łatwe, bo musieli przygotować dom i jeszcze nauczyć się języka. Dodatkowo w 1910 roku wybuchła rewolucja i salezjanie musieli opuścić Macau. Powierzono im w tym czasie misję w Heung Shan.

W 1912 roku salezjanie wrócili do Macau. Pod koniec roku wybuchła zaraza dżumy. Dotknęła ona przede wszystkim Chińczyków. Salezjanie zajmowali się chorymi. Wśród cierpiących byli chrześcijanie, ale także osoby niewierzące. Ks. Versiglia poznał w tym czasie 12-latkę, która bała się śmierci, a z ust płynęła jej krew. W dodatku do nogi miała przywiązany łańcuch. Ks. Alojzy zaczął opowiadać jej o Jezusie. Słuchała i rozumiała. Poprosiła o chrzest. - Czy teraz jestem córką Boga? - zapytała i w akcie radości ucałowała dłoń kapłana. - A czy to nie przeszkodzi mi w pójściu do Pana? - wskazała na łańcuch. - Nie, bądź spokojna - odpowiedział salezjanin i podał monetę pielęgniarce, by rozwiązała dziewczynkę. Po chwili dziecko umarło wolne na duszy i na ciele. 

W 1916/17 roku ks. Versiglia udał się po raz pierwszy do Turynu. Chciał uzyskać od przełożonych ludzi do pracy na misjach w Chinach. Wśród nowych misjonarzy był m.in. ks. Carlo Braga i ks. Ignacy Canazei. Na życzenie papieża salezjanie mieli przejąć pod opiekę duszpasterską niektóre dystrykty misyjne w prowincji kantońskiej. Nowa misja nazywała się Shiu Chow (dziś Kukong). 9 stycznia 1921 roku ks. Versiglia otrzymał sakrę biskupią. W 1922 roku po raz kolejny pojechał do Włoch, tym razem na Kapitułę Generalną. W 1923 roku do Chin przybyły pierwsze salezjanki. Rozpoczęły pracę z dziewczęta w Ho Sai koło Shiu Chow. Rok później powstał tam nowicjat. W 1926 roku bp Versiglia udał się do Stanów Zjednoczonych do Chicago na Kongres Eucharystyczny. 18 maja 1929 roku w wigilię Zesłania Ducha Świętego biskup Versigla udzielił święceń kapłańskich diakonowi Kalikstowi Caravario. O którym teraz kilka słów.  

 

"Jadę do Chin, gdzie czeka mnie męczeństwo"

Kalikst Caravario urodził się 8 czerwca 1903 roku niedaleko Turynu. Gdy miał pięć lat rodzice przenieśli się do Turynu, niedaleko salezjańskiego oratorium, do którego chłopak zaczął uczęszczać. Kalikst był niezwykłym chłopcem, który bardzo kochał swoją matkę. Gdy ta radziła mu, by szedł pobawić się na dwór, on odpowiadał, że chce zostać  z nią. Gdy widział łzy w jej oczach, brał ją za rękę i mówił: "Odwagi, mamo. Pomodlę się za ciebie!" i biegł do kościoła. W przeciwieństwie do Alozjego Versiglii od początku wiedział, że chce zostać księdzem. W oratorium spotkał salezjanów, z którymi potem współpracował w Chinach: kl. Karola Braga i ks. Sante Garelliego.

W 1914 roku zaczął uczyć się w gimnazjum salezjańskim na Valdocco. Mając 15 lat wstąpił do nowicjatu. 19 września 1919 roku złożył śluby. Wtedy ks. Braga wyjechał do Chin. Kalikst stwierdził, że i on na pewno tam pojedzie. W 1922 roku spotkał ks. Versiglię. Dwa lata później wyruszył na misje. Ks. Garelli usłyszał wtedy od matki Kaliksta: "Chętnie powierzam mojego syna w ręce księdza Bosko. Powierzam go księdzu, proszę, niech ksiądz będzie mu ojcem". Kalikst będąc w podróży notował w swoim dzienniku: "Dziękuję Ci, Boże, że dałeś mi tak wspaniałą matkę". Do mamy pisał: "Myślę często o Italii, ale nie płaczę. Pan dał mi siłę, by dobrowolnie, z radością, złożyć ofiarę z samego siebie". Przez dwa lata przebywał w Szanghaju. Uczył się chińskiego, francuskiego i angielskiego.

Pisał w liście: "Kochana Mamo! Choć mam 20 lat, uczę się dopiero pisać i wymawiam niektóre wyrazy jak dzieciak. Chiński nie jest łatwy, ale gdy Mamusia się pomodli za mnie, to twój Kalikst da sobie radę ze wszystkim." Kilka miesięcy później pisał: "Kochana Mamo! Teraz wiadomość, która Cię na pewno ucieszy. Dziś po raz pierwszy uczyłem chłopców katechizmu po chińsku [...] Z radością spostrzegłem, że mnie dość dobrze rozumieli". Dzieło salezjańskie się rozrastało. W internacie w pewnym momencie było 300 chłopców. "To prawda, że Cię opuściłem, ale tu są chłopcy, którzy w ogóle nie mają mamy...". Co ciekawe przed podróżą do Chin kl. Caravario powiedział:

"Jadę do Chin, gdzie czeka mnie męczeństwo".

18 maja 1929 roku otrzymał z rąk biskupa Versiglia święcenia kapłańskie. Do matki pisał: "Mamo, piszę do Ciebie przepełniony radością w sercu. Dzisiaj zostałem wyświęcony na księdza na zawsze. Od teraz twój Kalikst nie jest już twój, należy w pełni do Boga. Czy czas mego kapłaństwa będzie długi czy krótki? Nie wiem. Najważniejsze, żebym mógł powiedzieć, gdy stanę przed Bogiem, że łaski, których mi udzielił, przyniosły owoce". W ostatnim liście do mamy pisał: "Czuję, że jesteśmy w rękach Pana. Bądź dzielna, mamo. Niech nic cię nie przeraża. Minie życie i skończą się troski: w raju będziemy szczęśliwi". 

Do zobaczenia w niebie

Na początku lutego 1930 bp Versiglia poprosił ks. Caravario, by towarzyszył mu w podróży wizytacyjnej. 23 lutego bp Alojzy pożegnał się z podopiecznymi. Każdemu życzył dobrej nocy. Powiedział, że wyrusza w długą podróż. "Jeśli nie będzie nam dane spotkać się na tym świecie, spróbujmy się znaleźć wszyscy w raju". 24 lutego salezjanie wyruszyli w swoją ostatnią podróż, razem z nimi byli dwaj chińscy katecheci i trzy uczennice. 25 lutego około południa zatrzymała ich grupa bandytów. Zażądali 500 dolarów wykupy. Zagrozili zastrzeleniem, dwóch zaczęło krzyczeć: "Zabijmy tych dwóch obcych diabłów". Zażądali wydania dziewcząt. Salezjanie się sprzeciwili. W końcu wyrzucono ich z barki na ląd i zaprowadzono do pobliskiego lasu bambusowego. Dziewczęta chciały podążyć za salezjanami. Co zdziwiło bandytów. "Jesteście Chinkami, dlaczego chcecie podążać za księżmi i umrzeć? Trzeba zniszczyć religię katolicką." Bandyci byli zdziwieni również postawą salezjanów. "Nie boicie się śmierci?" "Jesteśmy misjonarzami - odpowiedział biskup - dlaczego mielibyśmy się bać śmierci?" Dziewczęta widziały z pewnej odległości misjonarzy. "Ich oblicza były łagodne i uśmiechnięte, modlili się na głos. Modlili się za nas". Biskup chciał jeszcze uprosić łaskę darowania życia Caravario, ale bandyci nie chcieli negocjować. Dało się słyszeć pięć strzałów. Po kilku dniach dziewczęta zostały uwolnione. Odzyskano także ciała męczenników.

Pogrzeb odbył się 5 marca 1930 roku. Był niesamowity. Wysoki urzędnik w swoim przemówieniu użył takich słów: "Kościół katolicki jest wspaniała instytucją. Potrafi wychować i dać społeczeństwu ludzi, którzy aż do śmierci stoją na straży swych obowiązków, ludzi gotowych nawet umrzeć za swe duchowe dzieci". Maria Thong, jedna z uczennic, którym życie uratowali misjonarze, napisała pod przysięgą:

"Zawsze żywiłam szacunek i sympatię do księdza Versiglia. Po jego śmierci mój szacunek wzrósł jeszcze bardziej, ponieważ oddał za mnie życie".

Jan Paweł II 15 maja 1983 roku ogłosił ich błogosławionymi. 1 października 2000 roku zostali ogłoszeni świętymi.


Teksty, z których korzystałam:

Ks. Stanisław Szmidt sdb, Święci, błogosławieni, słudzy boży rodziny salezjańskiej, Wydawnictwo Salezjańskie 1997

I buoni pastori danno la vita