Horyzonty myślenia, punkt widzenia

Widzieć szerzej, głębiej, a jednocześnie wyraźniej... Czy nie tak patrzy Bóg?

Horyzonty myślenia, punkt widzenia

Że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, wiadomo. Szkoda tylko, że z zasady tej tak rzadko wyciągamy praktyczne wnioski nie próbując, gdy sprawy podejrzanie się gmatwają prowadząc do absurdu, spojrzeć na nie z innej perspektywy.

Ruch jest rzeczą względną, zależy od obserwatora – wyjaśniała nam Pani Fizyk na lekcjach, podając jako ilustrację zagadnienia te zaskakujące chwile, kiedy siedząc w stojącym na peronie pociągu ulegamy złudzeniu, że właśnie ruszyliśmy, a okazuje się, że to ruszył pociąg stojący obok. Faktycznie, ruch to rzecz względna. Siedzę sobie teraz przy biurku, piszę komentarz i dałbym sobie głowę uciąć, że nigdzie się nie przemieszczam. Tymczasem ktoś patrzący na mnie przez jakiś superteleskop z głębi Kosmosu stwierdziłby, że razem z budynkiem redakcji, pobliską katedrą, kurią, seminarium, wydziałem teologicznym i nieodległym dworcem kolejowym z paroma na nim pociągami pędzę z zawrotną prędkością pozwalającą mi przemierzyć cały obwód Ziemi na wysokości 50 z groszami równoleżnika w ciągu 24 godzin. Ciekawe prawda?

W praktyce obserwacja owego tajemniczego obserwatora z głębi kosmosu nic w moje życie nie wnosi. Kilkanaście kilometrów dzielących mnie od domu codziennie dwa razy z jednakową prędkością przebywam niezależnie od tego, czy jadę ze wschodu na zachód czy z zachodu na wschód. Bywają jednak sytuacje, gdy wiedza, że Ziemia wiruje wokół własnej osi ma jednak znaczenie.

Ot, gdyby chcieć wypowiedzieć się na temat ruchu ciał niebieskich. Słońce jak Słońce: z perspektywy obserwatora z Ziemi po prostu krąży wokół naszej planety. Ale już inne planety? O, te wyczyniają dziwne harce. Jakby tańczyły na niebie. Raz pędzą w jedną stronę, potem jakby się zatrzymują, zawracają, a potem znów się zatrzymują i znów pędzą jak z początku, tylko jeszcze szybciej. Kto w tym geocentrycznym bałaganie mógłby się połapać? Dlaczego Pan Bóg tak to skomplikował?

Wiemy oczywiście że nie skomplikował. Po prostu to nie Ziemia jest w centrum naszego układu, a Słońce. I to wokół niego krążą wszystkie planety. Gdy zmieniamy „punkt siedzenia” wszystko nabiera sensu. I nie zmienia tego nawet wiedza, że Słońce nie jest centrum Wszechświata, ba, nawet tylko naszej Drogi Mlecznej. Zrozumienie ruchu ciał niebieskich w naszym Układzie Słonecznym wymaga heliocentryzmu. Geocentryzm jest błędnym założeniem, nie pozwalającym zrozumieć całości.

Dlaczego o tym piszę? Ano często miewam wrażenie, że ludzkość, czy konkretni ludzie próbują porządkować świat i rzeczywistość wychodząc z błędnych, nie mogących doprowadzić do właściwych wniosków założeń. Gdy coś nie pasuje, gdy coś się nie układa albo ignorują fakt istnienia owego niedopasowania albo próbują  nieelegancko upychać to coś kolanem w przygotowane wcześniej ramy. I mamy koszmarek. Sensowne rozwiązanie problemu leży zaś w rewizji założeń. Tak jak odrzucenie geocentryzmu i przyjęcie heliocentryzmu pozwoliło lepiej zrozumieć, jak funkcjonuje najbliższy Ziemi skrawek Kosmosu.

Tak dzieje się w skali makro – np. gdy chodzi o zrozumienie człowieka czy w ogóle usytuowania na tym świecie ludzkości: antropologia bez Boga prowadzi na manowce. Tak dzieje się też jednak w skali znacznie mniejszej, gdy na poletkach naszych różnych działań upieramy się przy jednym, nie widząc, że horyzonty myślenia zamieniliśmy na punkt widzenia.