Przebaczenie, ofiara i agresor

Krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować... Dwa uczynki miłosierdzia. Oczywiście ważne. Ale...

Przebaczenie, ofiara i agresor

Papież Franciszek podczas dzisiejszej katechezy mówił o kolejnym wezwaniu Modlitwy Pańskiej – i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. Przebaczenie to ważna sprawa. Bez niego nasz świat dawno zamieniłby się w cmentarzysko. Zwłaszcza gdyby stosować nie tylko zasadę „oko za oko, ząb za ząb”, ale żądać większej „satysfakcji”. O co wcale nietrudno: przecież własne krzywdy znacznie bardziej nas bolą niż kara, jaka spotyka innych. Bez przebaczenia spirala nienawiści nakręcana jest tak mocno, że gdy w końcu uwolni zawartą w niej destrukcyjną energię potrafi naprawdę wiele zniszczyć. Obawiam się jednak, że czasem, generalnie stawiając słuszny postulat chętnego przebaczania, możemy przyczyniać się do czyjejś jeszcze większej krzywdy. Zwłaszcza jeśli nie rozeznaliśmy dobrze sprawy, i lekceważąc działania krzywdzącego tylko od ofiary oczekujemy zachowania godnego chrześcijanina. A już zupełnie fatalnie, jeśli w całej tej sytuacji ofiara staje się winna, bo nie chce/nie umie wybaczyć.

Jest taki świetny artykuł na temat przebaczenia  ojca Andrzeja Derdziuka. Generalnie uważam, że jego wymowa jest słuszna. Tak zresztą widzi sprawę teologia moralna. Gdy jednak czytam ten i podobne teksty zastanawiam się czasem, czy w tych na pewno słusznych wskazaniach nie tkwi czasem jednak pewien błąd. Najogólniej polegający na tym, że stawiamy wymagania ofierze, a nie interesuje nas sprawca.

Czytam na przykład:

Obrażanie się i zachowywanie gniewu oraz pielęgnowanie skrywanych w sercu pretensji nie sprzyja obiektywnemu oglądowi rzeczywistości i izoluje osobę urażoną, ale też zamyka ją na przyjęcie prawdy o faktycznym przebiegu wydarzeń.

Prawda to? Myślę, że często tak.  Mój niepokój budzi jednak owo stwierdzenie, że osoba skrzywdzona obrażając się i zachowując gniew ma tendencję do wyolbrzymiania swoich krzywd. Jasne, pewnie tak bywa. Nawet często. Ale co, jeśli jej ogląd spraw jest jak najbardziej prawdziwy i sprawiedliwy? Wtedy krzywdzimy ofiarę dodatkowo. Wpychając ją w poczucie winy.... Bo prawda czy sprawiedliwość nie zależą od tego, jak na jakieś zdarzenie ktoś zareagował, ale od obiektywnych faktów.

Albo drugie stwierdzenie:

Milczenie nie oznacza tylko zaciśnięcia zębów dla powstrzymania się od złorzeczeń. Ważne jest powstrzymanie się od opowiadania wszystkim tego, co się stało, i rozgłaszania negatywnego zachowania bliźniego. Obmawiając i osądzając bliźniego, człowiek łatwo wyrządza krzywdę przez uogólnienia i niesprawiedliwe oceny.

Też się z tym zasadniczo zgadzam. Obmowa jest rodzajem zemsty. Tyle że milczenie o doznanej krzywdzie, zwłaszcza jeśli nie jest to krzywda jednorazowa, tworzy mylne wrażenie, że nic się nie stało. Gdy ofiara w jakimś momencie nie wytrzyma i wygarnie, ludzie nie widząc o dziejących się wcześniej sprawach uznają, że jest przewrażliwiona, wybuchowa, złośliwa i co tam jeszcze... I znów winny jest nie krzywdzący, a ofiara.

Wydaje mi się, że trzeba w wypowiadaniu się o przebaczeniu jak najdalej idącej ostrożności. Mimo najczystszych i wynikających wprost z Ewangelii intencji mogą bowiem przyczynić się do dodatkowych krzywd, jakie doznaje ofiara, gdy tymczasem krzywdzący ma się dobrze i może się niczym nie przejmować. Dla jasności o czym piszę proszę spróbować odnieść tego typu wskazania do sytuacji żony od czasu do czasu bitej przez swego męża. Albo do ofiary mobbingu  czy molestowania seksualnego. Urazy chętnie darować, krzywdy cierpliwie znosić – głosi Kościół. Dlaczego robisz z tego problem? Czy masz w ogóle „obiektywny ogląd rzeczywistości” czy jako upierdliwiec wszystkich się czepiasz? A może to twoja wina, bo prowokowałeś/aś, zasłużyłeś/aś...

No właśnie.

Ocena otoczenia kto krzywdzi, a kto jest skrzywdzony też bywa bardzo różna. Ot, zakres piątego przykazania. Dość ewidentne jest to przy stosowaniu przemocy fizycznej. Ale jeśli to przemoc psychiczna, przy pobieżnej obserwacji najczęściej nie jest się tego w stanie dostrzec. Zwłaszcza gdy nie ma się w takich sprawach doświadczenia.

Albo w kwestii ósmego przykazania. Ot, taki zapominany grzech pochopnego sądu. Popełnia go – przypomnę – kto nawet milcząco uznaje za prawdziwą – bez dostatecznej podstawy - moralną wadę bliźniego. Ktoś, kto pada ofiarą takiego działania może nawet nie wiedzieć o co chodzi. Bo proszę zwrócić uwagę, można tę moralna wadę bliźniego zakładać milcząco. Taki człowiek jest w paskudnej sytuacji: traktowany jest tak a nie inaczej, tymczasem jeśli zacznie próbować coś wyjaśniać zostanie potraktowany jak pieniacz, który psuje atmosferę – w rodzinie, w zespole. Krzywdy cierpliwie znosić, urazy chętnie darować znaczy w tym wypadku zgodzić się na zostanie czarną owcą....

Znoszenie krzywd i darowanie urazów to niewątpliwie ważny element ludzkiego współżycia i prawdziwie chrześcijańskiej postawy. Sęk w tym, że jeśli staje się normą, której się wymaga od ofiary, a nie zwraca się jednocześnie uwagi na działania krzywdzącego, staje się powodem pogłębienia niesprawiedliwości: napiętnowania ofiary. Na szczęście Ewangelia oprócz wezwań do przebaczania przekazuje też i tę prawdę, że Bóg jest sprawiedliwy. I chętniej staje po stronie biednych, słabych i ubogich, niż po stronie panoszących się.