Nagle ktoś zapalił światło

Marcin Jakimowicz

GN 16/2019 |

publikacja 18.04.2019 00:00

Przerwał lekturę. Zaczął chodzić od ściany do ściany i powtarzać podekscytowany: „Wierzę, wierzę, wierzę!”. Co zdarzyło się przed południem 17 czerwca 1942 r. w celi śmierci na katowickiej Nikolaistraße, że skazaniec opowiadał, iż właśnie wtedy się narodził?

Tu, w celi na oddziale B-Eins przy katowickiej Nikolaistraße (dziś Mikołowska), Franciszek Blachnicki narodził się na nowo. roman koszowski /foto gość Tu, w celi na oddziale B-Eins przy katowickiej Nikolaistraße (dziś Mikołowska), Franciszek Blachnicki narodził się na nowo.

W testamencie napisanym w czerwcu 1986 r. ks. Franciszek Blachnicki pisał: „W 44 rocznicę moich narodzin”. Hm… Przecież miał wówczas 65 lat, nie 44! „Całe 44 lata mego życia – notował – to jeden krzyk, wołanie tęsknoty za miłością, za oczyszczeniem. Wiele razy było to wołanie głośne wśród łez”.

Co zdarzyło się wtedy, przed 44 laty, że założyciel oazy nazywał tę chwilę swymi narodzinami?

Ludzie jak zwierzęta

Po klęsce kampanii wrześniowej dziewiętnastoletni Franciszek Blachnicki dostał się do niewoli. Udało mu się z niej zbiec i w Tarnowskich Górach rozpoczął działalność konspiracyjną jako komendant oddziału. Niedługo cieszył się jednak wolnością. 27 kwietnia 1940 r. gestapo schwytało go w Zawichoście i wywiozło do obozu w Auschwitz. Więzień z numerem obozowym 1201 spędził za drutami 14 miesięcy, z czego aż 9 w kompanii karnej. Tu przeżył potężny kryzys wartości.

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Wykup dostęp do całego materiału. Cena 1,00.

Wykupuję
Wykup dostęp do całego wydania:
GN 16/2019 . Cena 4,00.

Wykupuję.
i czytaj nawet 10 tekstów za darmo.
Szczegóły znajdziesz TUTAJ.
Aby skorzystać z subskrypcji zarejestruj się i zaloguj. Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.