Zapiski z tamy

ks. Włodzimierz Lewandowski

Patrząc na pieniące się pod jazami wody Wisły pomyślałem, że ksiądz Jerzy był jak prorok znad Jordanu.

Zapiski z tamy

Nie ma szczęścia beatyfikacja księdza Jerzego. Ciągle jest przesłaniania przez inne wydarzenia. Katastrofa pod Smoleńskiem, wybory, teraz powódź. Wszelkie informacje o przygotowaniach giną w natłoku innych, ważniejszych newsów. Nawet na włocławskiej tamie, miejscu męczeństwa, nie widać pod pomnikiem gorączkowych przygotowań. Zajechałem tam wczoraj. Tereny wokół krzyża zasypane wielkimi głazami i innymi materiałami, przygotowanymi na wypadek, gdyby wielka woda zagrażała temu miejscu. Nie mam o to do nikogo żalu czy pretensji. Dobrze wiem, że tama to nie tylko miejsce męczeństwa, ale również nieustanne zagrożenie dla położonego nieco niżej miasta. Jeśli już, to podziwiam zapobiegliwość gospodarzy za zgromadzenie w ciągu kilku dni (bywam tam dość często) tak wielkiej ilości materiału, który oby nie był potrzebny. Ludzi niewielu. Parę osób, cyfrowymi kamerami i telefonami komórkowymi, rejestrowało upust wody ze zbiornika. Przy krzyżu żywej duszy. Rybitwy dzielnie pełniły swoją straż, w dole parę kormoranów.

Patrząc na pieniące się pod jazami wody Wisły pomyślałem, że ksiądz Jerzy był jak prorok znad Jordanu. Zrobił swoje, a na końcu powiedział: „Potrzeba, żeby On wzrastał, a ja się umniejszał”. Nawet teraz, przed beatyfikacją, nie chce być na topie. Schował się za parawanem innych wydarzeń. Zresztą tu, na tamie, też nie ma pomnika. Mała tablica, przymocowana do barierki w miejscu, gdzie wrzucono jego ciało do rzeki, a dalej – na wbijającym się w wodę cyplu – granitowy ołtarz i olbrzymi krzyż. W nocy świecący jak drogowskaz, pokazujący kierunek miastu, nazwanemu niegdyś czerwonym. Zupełnie niesłusznie. Pracujący tu pod koniec dwudziestolecia międzywojennego ksiądz Stefan Wyszyński, późniejszy prymas, mawiał, że to nie komunizm lecz bieda. A działacze przedwojennego PPS-u cichcem wyznawali na spotkaniach rodzinnych, że nie o taki socjalizm walczyli. Tyle że mały chłopak niewiele z tych wyznań rozumiał.

Jeśli piszę o swoistej mistyce miejsca, to na jeszcze jeden szczegół warto zwrócić uwagę. W pobliżu krzyża, na szpetalskim wzgórzu, rośnie dyptam jesionolistny. Czyli biblijny ognisty krzew Mojżesza. Podobno jedyne takie miejsce w Europie. Każdego roku, w upalne lipcowe i sierpniowe dni, lokalne gazety informują o tym, że zapłonął. Te dwa znaki kapitalnie pokazują, czym jest świętość. Również świętość księdza Jerzego. Wskazywać na krzyż i płonąć nie spalając się, światłem Kogoś Większego niż ja sam. To nic, że wokół pustka, a przypadkowi przechodnie zainteresowani są czymś zupełnie innym. Przecież przyjdzie taki czas, gdy będą potrzebowali drogowskazu. Ważne, by wtedy być na swoim miejscu. I nie przesłonić im drogi do celu.