Prawdziwa love story

Edward Kabiesz

GN 27/2019 |

publikacja 04.07.2019 00:00

„Z miłości do Joey” to opowieść o wielkim uczuciu i rodzinie, której głęboka wiara w Boga pozwala przetrwać w obliczu tragedii.

– To dziecko, jakiego chciał dla nas Bóg – powiedziała Joey, kiedy dowiedziała się, że córka urodziła się z zespołem Downa. materiały dystrybutora – To dziecko, jakiego chciał dla nas Bóg – powiedziała Joey, kiedy dowiedziała się, że córka urodziła się z zespołem Downa.

W styczniu 2014 r. zrobiliśmy sobie przerwę. Postanowiliśmy zwolnić. Na jakiś czas zawiesiliśmy swoje marzenia i zaczęliśmy przygotowywać się do narodzin dziecka, które za kilka tygodni miało przyjść na świat. Wierzyliśmy, że Bóg napisze o nas piękną bajkę. I napisał – słyszmy w prologu filmu. Słowa te wypowiada Rory Feek, narrator i zarazem twórca „Z miłości do Joey”. Bajka, o której mówi, okazała się inna, niż się spodziewał.

Nasz idealny świat

Tytułową bohaterką jest żona Feeka, a film jest wspaniałym wyrazem miłości złożonym kobiecie, którą kochał, a która odeszła. Na zawsze. – Byłem mężem najwspanialszej kobiety, jaką kiedykolwiek znałem. Nazywała się Joey. Miała głos anioła i serce świętej. To dzięki niej jestem tym, kim teraz jestem. Byliśmy małżeństwem przez prawie 14 lat. Nasza niekończąca się love story, którą obdarzył nas Bóg, trwa dalej, mimo że Joey nie ma już u mego boku – te słowa, zapisane na blogu Rory’ego, chyba najlepiej świadczą o tym, kim była dla niego żona.

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.