Pochować świętego

Ci, którzy towarzyszą własnemu dziecku w ostatniej drodze są bohaterami. Rodzice, którzy patrzą na ból umierającego dziecka, są przy nim podczas agonii, zamykają mu po raz ostatni oczy.

Aleksandra Pietryga Aleksandra Pietryga

Wczoraj wspominaliśmy w Kościele bł. Piotra Jerzego Frassatiego. Dziś - Marię Goretti. Dwoje młodych, którzy na tyle wcześniej odkryli czym jest prawdziwa relacja z żywym Bogiem i tak przylgnęli do Niego całym sercem, że w biegu do Królestwa Bożego wyprzedzili nawet starszych od siebie. Chiara Luce Badano. Carlo Acutis. Dominik Savio. Antonietta Meo. I wielu, wielu innych. Dzieci, które zmarły w opinii świętości. Duchowi giganci, tak spieszący się na spotkanie ze swoim Ojcem, że dorośli nie byli w stanie ani ich zatrzymać, ani dotrzymać kroku.

Ciągle były to jednak dzieci. I nie potrafię po ludzku nie myśleć o ich osieroconych rodzicach. Może dlatego, że w ostatnim czasie w jakiś sposób towarzyszę wielu ludziom, którzy zmagają się z ciężkimi chorobami swoich dzieci. Albo już je pożegnali. Chyba nie ma równie trudnej straty. Pustki, którą można porównać do tęsknoty rodzica po stracie dziecka. Spotkałam wielu takich ojców, wiele matek. Odczuwam wobec nich największy szacunek. Ci, którzy towarzyszą własnemu dziecku w ostatniej drodze są bohaterami - rodzice, którzy patrzą na ból umierającego dziecka, są przy nim podczas agonii, zamykają mu po raz ostatni oczy. Jak można w ogóle wyobrazić sobie ten moment, kiedy w dziecięcych pokojach, w których mamy tulą synków do snu, a ojcowie czytają córeczkom bajki na dobranoc, te dzieci umierają?

Mądra pani doktor, dyrektor hospicjum dziecięcego, w jednym z wywiadów powiedziała mi, że najpiękniejszym darem rodziców umierającego dziecka, jest zgoda na jego odejście. Na ból po jego śmierci. I na niewyobrażalną tęsknotę za nim. To najważniejszy egzamin, jaki rodzice zdają ze swojej miłości. - Dla matki dziecko zrobi wszystko, nawet poświęci siebie. Wbrew logice medycyny, wymęczone agonią będzie żyło, by tylko ona nie cierpiała. W hospicjum nosimy wiele takich wspomnień, gdy dopiero po słowach rodziców: "Możesz odejść, skarbie", dziecko w spokoju umierało.

Kiedy umierała 19-letnia Chiara Luce Badano, przy jej łóżku czuwali rodzice. Była ich jedynym dzieckiem; wyproszonym, wymodlonym, urodzonym 11 lat po ślubie. Mama Maria Teresa ściskała mocno dłoń umierającej córki. - Mamo, proszę Cię, nie puszczaj mojej ręki! - wołała umęczona chorobą Chiara. - Nie martw się, puszczę ją wtedy, gdy poczuję, że wzięła ją Maryja - odpowiedziała matka. Bohaterka.

Myślę o wszystkich rodzicach świętych i błogosławionych dzieci, które wyprzedziły ich w drodze do wieczności. Dla mnie są to święci rodzice.