Pytanie "jak"

Joanna Kociszewska

Dróg, którymi można i należy pójść, jest wiele. Co ważne: nie ma możliwości, by wszędzie realizować wszystkie. Konieczny jest wybór i wzajemne uzupełnianie się.

Pytanie "jak"

Stabilizacja rzecz cenna. Warto do niej dążyć, warto umacniać. Także, gdy dotyczy wiary i Kościoła. Stabilizacja, tradycja, wspólnota, kulturowe związanie z chrześcijaństwem – to wszystko jest dobrem, którego nie można lekceważyć, gdyż bardzo istotnie zwiększa odporność na kryzys. Nie ma się co łudzić – nie ma takiego człowieka (świeckiego, siostry zakonnej, księdza, biskupa) którego by ryzyko kryzysu nie dotyczyło.

Wywiad z ks. bp. Andrzejem Czają wskazuje jednak słabe punkty postawienia w Kościele na stabilizację. Używając domowego przykładu: zamiast uczciwego przeglądu i ewentualnego remontu mamy mniej lub bardziej staranne łatanie zewnętrznych rys. W dodatku (co wydaje się jeszcze gorsze) nie dostrzegamy, że diametralnie zmienił się adresat przekazu. Obawiam się, że dotyczy to nie tylko katechezy w szkole.

Pytania „co robić” można usłyszeć często, próby odpowiedzi znacznie rzadziej, a jeśli już, to są bardzo ogólne. Nie ma ram, schematów, planów. Powraca jednak ciągle podstawowa myśl: wrócić do źródeł. Do Pisma Świętego, do liturgii, do sakramentów, do osobistej relacji z Bogiem.

To wiemy wszyscy, pytanie tylko JAK?

Wydaje mi się, że takich dróg, którymi można i należy pójść, jest wiele. Co ważne: nie ma możliwości, by wszędzie realizować wszystkie. Konieczny jest wybór i wzajemne uzupełnianie się. Ważne, by każdy znalazł coś dla siebie. Niekoniecznie w swojej własnej parafii, być może w dekanacie...

Jeden z pomysłów to postawienie na małe wspólnoty. Różne, z różnych duchowości, wszystkie są cenne. Pomysł bardzo dobry, ale nie wszyscy się w nim zmieszczą.

Kolejna droga to postawienie na duszpasterstwo dla różnych grup wiekowych i stanowych. Dzieci, młodzieży, dorosłych. Msza św. dla dzieci wczesnoszkolnych, podczas której angażuje się je we wszystko, w co tylko mogą się włączyć, wymaga wysiłku, ale przyciąga. To samo dotyczy młodzieży. Nieco inne potrzeby mają dorośli, rodziny. Tu powinna być możliwość dialogu, nie system uczeń-nauczyciel. Dorosłego człowieka nie da się posadzić w szkolnej ławce. System jak najbardziej tradycyjny, ale z próbą usłyszenia skrajnie czasem różnych potrzeb różnych ludzi.

Widziałam parafię naprawdę żyjącą całodzienną adoracją Najświętszego Sakramentu. W centrum dużego miasta od 7:30 do 17:30 w dni powszednie przez cały dzień dyżury adoracyjne pełnią ludzie świeccy. To naprawdę jest możliwe, trzeba tylko wysiłku ułożenia grafiku, a nie narzucenia go odgórnie „ulicom”. Zobowiązanie narzucone grupie, której nic nie łączy (lub niewiele) rozmyje się próżni. I nie ma znaczenia, czego dotyczy.

Trzeba w końcu chronić to, co żyje i naprawdę ma znaczenie. Nie ma sensu niszczyć tradycji, która „działa”. Tradycja – zwłaszcza tradycja rodzinna, kultywowana przez pokolenia – to jedna z cenniejszych rzeczy.

Nie piszę o tym, co nierealne. Piszę o tym, co jest realizowane w różnych parafiach w Polsce. Potrzeba wyboru – według tego co jest możliwe, według tego co jest potrzebne w danym miejscu (czego brakuje), według charyzmatów duszpasterzy. I spokojnie czekać na owoce.

Będą, choć może niekoniecznie w najbliższym sezonie.