Rękodzieła s. Cecylii trafią z Radomia do Czadu

Krystyna Piotrowska

publikacja 16.07.2019 14:06

Robione na drutach kolorowe buciki dla noworodków będą w Afryce dość niezwykłą kartą przetargową.

Z s. Cecylią Kowalczyk (siedzi) i jej rękodziełem (od lewej) s. Małgorzata Wierzchowska i s. Barbara Kmieć, dyrektor Niepublicznego Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego dla Przewlekle Chorych w Radomiu. Krystyna Piotrowska /Foto Gość Z s. Cecylią Kowalczyk (siedzi) i jej rękodziełem (od lewej) s. Małgorzata Wierzchowska i s. Barbara Kmieć, dyrektor Niepublicznego Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego dla Przewlekle Chorych w Radomiu.

Siostrę Cecylię Kowalczyk ze Zgromadzenia Córek Maryi Niepokalanej można spotkać w Niepublicznym Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym dla Przewlekle Chorych w Radomiu, gdzie jako wolontariuszka wspiera posługujące tu siostry. Zanim przyjechała do Radomia, przez 5 lat pracowała na misji we Francji. W zakonie jest od 53 lat. Po południu, gdy w sekretariacie NZOL kończą się godziny urzędowania, siostra Cecylia siada przy jednym z biurek, tak żeby mieć na oku drzwi wejściowe do budynku. Czuwa nad bezpieczeństwem pacjentek i personelu, aby nie wszedł tu ktoś niepowołany. Osoby odwiedzające chorych widzą siostrę, jak modli się na różańcu albo trzyma w ręku druty i robi coś z włóczki. Najczęściej są to buciki dla noworodków w bardzo kolorowe paski. - Zabierze je ze sobą na misje do Czadu jedna z sióstr, a afrykańskie mamy bardzo lubią, gdy jest dużo kolorów. Robótek na drutach nauczyłam się od mamy, a czego się nauczy za dziecięcych lat, to się pamięta. Robię te buciki też dla znajomych, przyjaciół i cieszę się, jak ludzie się uśmiechają na widok takiego prezentu - mówi s. Cecylia. - Teraz robię głównie buciki na misje - dopowiada.

Widać efekty tej pracy, bo na biurku, przy którym siedzi siostra, stoi pokaźna reklamówka wypełniona przygotowanymi do oddania kolorowymi maleńkimi bucikami. Z tym prezentem dla swoich podopiecznych odjedzie pod koniec wakacji niepokalanka s. Małgorzata Wierzchowska, która od 18 lat pracuje na misji w Czadzie. Tam realizuje swoje powołanie i pragnienie związane z pracą misyjną, które pojawiło się jeszcze, zanim wstąpiła do zakonu.

- Do zgromadzenia wstąpiłam w 1986 roku z pragnieniem wyjechania na misje. Taka okazja się nadarzyła w 2001 roku. Zgromadzenie otworzyło pierwszą placówkę misyjną, gdzie miałam szczęście pojechać. Nie było tam nic na początku - wspomina s. Małgorzata.

Siostra pracuje na misji w Timberi. Zajmuje się edukacją. Uczy w szkole dwóch przedmiotów: religii i EVA, czyli odpowiednika naszego wychowania w rodzinie. - Jestem też odpowiedzialna za przedszkole. Pracuje tam wychowawczyni, którą trzeba do zajęć przygotowywać i pomagać jej. Prowadzę harcerstwo w naszej parafii i diecezji. Pomagam też w parafii przy przygotowaniu małżeństw do ślubu i przy nauce katechezy - no, taka praca apostolska - wylicza.

Na misji jest ośrodek zdrowia, który prowadzi pielęgniarka s. Basia. Ma do pomocy jeszcze jedną pielęgniarkę i położną. Razem odbierają porody. - Jest tam taki trend, że dzieci najczęściej rodzą się w domach, bo babcia, tak jest w tradycji, musi odebrać poród. A wiadomo, babcie niejednokrotnie są niesprawne. Źle utną pępowinę i wdaje się infekcja. Jest duża śmiertelność noworodków. Zalecamy, żeby kobiety chodziły na wizyty prenatalne, a później rodziły w ośrodku zdrowia pod okiem fachowców - opowiada s. Małgorzata.

Po takim porodzie, zanim mama zabierze dziecko do domu, dostaje w prezencie kolorowe buciki zrobione przez s. Cecylię w Radomiu. - Jak mama dostanie takie buciki, jest to zachęta dla innych matek, bo też by chciały taki prezent dla swojego dziecka. To motywacja, żeby tu przychodziły rodzić - podsumowuje misjonarka.

Siostra M. Wierzchowska prosi o modlitwę, o wsparcie duchowe. - Jest nam to bardzo potrzebne - zapewnia.