publikacja 01.08.2019 00:00
„Kapłaństwo to nie jest hobby” ‒ powtarzał o. Joachim Badeni. Odejścia ze stanu kapłańskiego nazywał wprost zdradą i dziwił się im, bo jak mawiał: „nasza wiara to jest whisky on the rock”.
HENRYK PRZONDZIONO /foto gość
O. Joachim Badeni (1912–2010)
W czasach spektakularnych odejść kapłanów i dorabiania pobożnych ideologii do aktów niewierności czy nieposłuszeństwa Kościołowi sięgam coraz częściej do nauczań o. Joachima Badeniego. Po pierwsze dlatego, że mam pewność, że nigdy nie zrzuci już habitu i nie dotyczy go refren: „Spieszmy się kochać księży, tak szybko odchodzą”, a po drugie, zawsze zachwycała mnie jego wierność i posłuszeństwo Kościołowi.
„Dzisiaj… wieczorem… nastąpią… zaślubiny… z… Jezusem. Wszystko… przygotowane” – wyszeptał 11 marca przed 9 laty. Bracia w białych habitach napisali tuż po jego śmierci, że umarł w opinii świętości.
Serio, serio
Ojciec Badeni, znany jako człowiek niezwykle pogodny, obdarzony ogromnym dystansem do samego siebie i poczuciem humoru, sprawę powołania i wierności kapłańskiej traktował niezwykle poważnie. Współbracia i uczniowie zapamiętali jego wielką miłość do Kościoła. I to, że ten dominikanin-arystokrata nie wyobrażał sobie życia bez Eucharystii.
Czytaj również:
Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.