Trudne powroty

Beata Zajączkowska

Na Równinie Niniwy nie ma już islamskich dżihadystów. Chrześcijanie jednak wciąż obawiają się wracać do swych domów.

Trudne powroty

To było pięć lat temu. Najpierw z Mosulu, a potem z innych miast i wiosek zamieszkiwanych przez wyznawców Chrystusa zaczęły napływać przerażające informacje. Fundamentaliści z samozwańczego Państwa Islamskiego znacząco urośli wówczas w siłę i zaczęli siać przemoc i zniszczenie. W ciągu jednej nocy z Równiny Niniwy wypędzili ponad 150 tys. chrześcijan. Nie dawali im możliwości najmniejszego wyboru, kto chciał zostać na rodzinnej ziemi, tego czekała śmierć. Dla chrześcijan na tej ziemi, okrzykniętej twierdzą islamu, nie mogło być miejsca. Domy wygnańców zostały ograbione i zniszczone, z wielu świątyń nie pozostał kamień na kamieniu. W miejscach naznaczonych wielowiekową obecnością chrześcijaństwa zaprzestano sprawowania Mszy, a ołtarze w sprofanowanych kościołach przykryto czarnymi flagami, symbolizującymi zwycięstwo islamistów. To była kolejna głęboka rana zadana wspólnocie chrześcijańskiej od czasu amerykańskiej interwencji w Iraku w  2003 r. Przed nią w tym kraju żyło 1,5 mln chrześcijan, obecnie pozostało ich zaledwie 250 tys.  

Dziś na Równinie Niniwy nie ma już islamskich dżihadystów. Chrześcijanie jednak wciąż obawiają się wracać do swych domów. Kościół, który najpierw pomagał wygnańcom, którzy schronili się w Kurdystanie teraz stara się podnosić z ruin domy, szkoły, szpitale i dopiero na końcu świątynie. - Wojna się niby skończyła, jednak ludzie z trudem odnajdują pokój. To co przeszli ze strony bojowników tzw. Państwa Islamskiego mocno naznaczyło ich serca i nauczyło ich nieufności – mówi iracka dominikanka, która wraz ze współsiostrami została wygnana wówczas z klasztoru, który islamiści zrównali z ziemią. S. Silvia Batras wskazuje, że sytuacja na Równinie Niniwy wciąż jest bardzo trudna. Brakuje prądu i wody, ludzie nie mają pracy, szerzy się bieda. W Karakosz, gdzie wróciło kilka wspólnot zakonnych i aż 25 kapłanów Kościół stara się odpowiadać nie tylko na materialne potrzeby mieszkańców, ale niesie im też wsparcie duchowe i psychologiczne. Dużo trudniej ze zniszczeń podnosi się Mosul.

Biskupi różnych wyznań wypracowali program wsparcia dla tych, którzy myślą o powrocie. Na zniszczone tereny wysyłają kolejnych kapłanów i wspólnoty zakonne, by swą obecnością pomagały zabliźniać głębokie rany i tworzyć ziemię pełną nadziei na przyszłość. Chaldejski patriarcha prosi wiernych, by nie sprzedawali swej ziemi, ale zrobili wszystko, aby zacząć na niej na nowo życie. Przypomina, że ich domy są historycznym i kulturowym dziedzictwem, które trzeba chronić dla dobra Iraku. Tak samo, jak obrócone w pył świątynie. Równina Niniwy pewno podniesie się z gruzów, tak jak podniosły się Warszawa i Bejrut. Odbudowa zburzonych domów zajmie parę lat. Znacznie trudniej będzie uleczyć poranionych ludzi. To właśnie przez te rany powroty są tak trudne.