Przez góry i busz

AfrykaNowaka.pl |

publikacja 28.06.2010 10:13

Przed nami tajemniczy i bardzo rzadko uczęszczany teren. Mijamy dziesiątki wiosek położonych pośród wysokich traw...

Przez góry i busz

Dziurawy most AfrykaNowaka.pl

Czasu już mało, a do pokonania prawie 800 kilometrów w nieznanym nam terenie. Jesteśmy w Pweto i tutaj też decydujemy się na zmiany logistyki – ze względu na ekstremalnie ciężki i trudny teren, przeprawa z przyczepkami jest po prostu i najzwyczajniej niemożliwa. Poznajemy Tristiana z MAG’a, który pomaga nam w organizacji dalszej podróży.

Wyruszamy o poranku na rowerach. Przeprawiamy sie przez rzekę nad jeziorem Moero promem z trzech sprzężonych pirog. Przed nami tajemniczy i bardzo rzadko uczęszczany teren. Mijamy dziesiątki wiosek położonych pośród wysokich traw.

Nasza droga to bardzo wąski trakt, pełen głębokich dziur i kamieni – pozostałości po porze deszczowej.

Na naszej trasie umieszczamy trzy tabliczki. We wszystkich przypadkach są to bardzo przyjazne miejsca, w których idea naszego projektu spotyka sie ze szczególnym entuzjazmem. Pamiątkowy szlak wyznaczamy tabliczką na domu sołtysa przy głównej drodze w Lukonzolwie, a kolejne umieszczamy w Kilwie i Kibundu. Wszystkie miejsca były niegdyś odwiedzone przez Nowaka. Nikt z mieszkańców niestety nie słyszał o polskim podróżniku, więc musieliśmy wziąć sprawę w swoje ręce.

Przez góry i busz

W trakcie przeprawy AfrykaNowaka.pl

Półtorej dnia później, tuż za Kilwa, dogania nas Aśka w wozie logistycznym MAG’a. Zostawia nam bardzo miłą niespodziankę – smażone ryby prosto z jeziora Moero. Uzupełniamy cześć z utraconych dziesiątek tysięcy kalorii.

Przez kolejne dni towarzyszy nam pył, brud, kurz, palące słonce i nieustanne zmaganie się z górskim terenem gór Kundelungu. Zaspa piachowa, ciągle lawirowanie trasy i objazdy albo wręcz objazdy objazdów prowadzące zupełnie na około, niekiedy to jedyne rozwiązanie. Zawalone mosty, zalana droga, która przypomina rzekę, ciężarówka utknęła w głębokim bagnie. Wyrwy wielkości traktora, ostre skały, kamienie, uskoki, żleby, zjazdy i podjazdy. Walka trwa. A Brennabory niczym kute z tytanu dzielnie się spisują. Układ napędowy przemiela na pył wszechobecny kredowy osad. Nie możemy wyjść z podziwu, że po takich ekstremalnych próbach wytrzymałości rowery dalej niezawodnie prowadzą do celu.

Krajobraz też zmienia się na naszych oczach. Zaczyna przechodzić w coraz rzadszy busz, pojawia się sawanna, a ta momentami przypomina półpustynie. Codziennie pobudka przed 6 rano. Mrożące poranne powietrze i ruszanie na czczo od samego świtu do zmierzchu wyłącznie pedałując.

Przez góry i busz

Nasz gospodarz o i jego najbliższa rodzina AfrykaNowaka.pl

Na noc zatrzymujemy się u różnych kongijskich rodzin, w przypadkowych wioskach: Nombo, Katoka, Kabiasha i Kibundu. Prosimy o miejsce na rozbicie namiotu, a często po wspólnych chwilach spędzonych przy wieczornym palenisku, zostajemy także zaproszeni do kolacji. Rozsmakowaliśmy się w bukari (potrawa z maki z manioku, niekiedy kukurydzy), szczególnie doprawionym piekielnie ostrymi papryczkami pili-pili. Jeśli dopisuje nam szczęście, trafia się również kawałek gotowanej lub smażonej ryby, albo gotowane liście kasawy – afrykański odpowiednik naszego szpinaku.

Dezynfekujemy bakterie sącząc lotoko, kongijski bimber produkowany na wioskach poprzez fermentacje kasawy i kukurydzy, po czym idziemy spać.

Dojeżdżamy do Lubumbashi, dawnego Elisabethville, stolicy prowincji Katanga. Nasz zespół jest już ponownie w komplecie. Regenerujemy siły i wyruszamy na poszukiwanie śladów KN. Odwiedzamy katedrę, którą opisywał Kazimierz Nowak. Miasto utraciło swój kolonialny urok, przypomina raczej wielki, zatłoczony moloch. Tęsknimy za przestrzenią, wolnością i naturą, wiec cieszy nas myśl o kontynuacji podróży. Przed nami droga do Zambii, którą rozbijamy na dwa dni.

Przez góry i busz

Nic nie jest niemożliwe ;) AfrykaNowaka.pl

Na granicy spotykamy oczywiście spore trudności ze strony kongijskiej – biały kolor skóry oznacza często dodatkowe formalności. Nie dajemy się łatwo. Okazujemy wysoką cierpliwość i odporność na liczne próby wyłudzenia „dodatkowych opłat”. Z wielkim sentymentem opuszczamy magiczne i tajemnicze KONGO i dojeżdżamy do stabilnej, w dużym stopniu, europejskiej Zambii. Pierwszy szok kulturowy pojawia się, gdy po kilkuset metrach orientujemy się, że jedziemy pod prąd!

Wieczorem osiągamy nasz cel. Miejsce przekazania etapu – Chingole.

Przez góry i busz

Docieramy do Chingoli AfrykaNowaka.pl

W Chingoli szukamy misji salezjanów. Tu się umówiliśmy z ekipą zambijską, która ma dotrzeć w piątek na przekazanie etapu. Nie znamy konkretnego adresu. Na hasło “salesian mission” przygodnie spotkani ludzie wskazują nam drogę. Wieczorem po raz kolejny na Nowaka;-)) zostajemy na noc w domu salezjanów.

Przez góry i busz

Nieformalne zakończenie na misji u Salezjanów AfrykaNowaka.pl

Zastajemy tu rodaków: ks. Mariusza i wolontariusza Kubę z Krakowa, który słyszał o sztafecie od niejakiego Pająka ;-) .(Pozdrowienia dla PJK ;-) .Opowiadamy o Nowaku, w ruch idzie wyprawowa pałeczka. Zachwytom i podziwom jego wyczynu nie ma końca. A nas spowija refleksja, że oto dotarliśmy do celu!!!!!

Za nami przeszło 2000km w dużej mierze w górskim terenie i 41 afrykańskich nocy. Kilka krajów, kilkanaście typów krajobrazów, kilkadziesiąt dni ciężkiego pedałowania, kilkaset ciekawych ludzi poznanych na naszej trasie, tysiące pełnych kolorów wspomnień i refleksji oraz setki tysięcy spalonych kalorii. Wszystko to składa się na jedną, niezapomnianą, fantastyczną afrykańską przygodę.

Nasza mała nieformalna końcówka etapu trwa do późnych godzin nocnych.

Przez góry i busz

Muzyczne próby na przekazanie etapu - Radek AfrykaNowaka.pl

Do piątku mamy kilka dni, które wykorzystujemy na wyczyszczenie rowerów, wypranie sakw, przygotowanie sprzętu dla zambijczyków. I jak przystało na KONGO SAFIRI, przygotowujemy się do uroczystego przekazania etapu. W czwartkowy wieczór kuchennym szaleństwom nie ma końca. Duch Kazika nas zaczarował i powstają “afryKAZKI”, czyli afrykańskie rogaliki Kazika. Światek i Radek pod czujnym okiem Asi lepią “afryKAZKI”. Zapachy ciasta i korzennych przypraw przyciągają do kuchni wielu chętnych łakomczuchów. Wielkie blachy rogalików zniknęłyby w oka mgnieniu, ale do piątku jeszcze chwila…

Przez góry i busz

afryKAZKI - masowa produkcja ;) AfrykaNowaka.pl

Dla łakomczuchów przepis na “afryKAZKI” – czyli afrykańskie rogaliki Kazika

Ciasto:

garść maki
garść cukru
szczypta drożdży
czarka mleka

Nadzienie:

afrykańskie owoce przyprawione odrobina cynamonu, trzcinowego cukru i

Przygotowanie:

Wszystko zamieszać z wielką pasją, ogrzać w afrykańskim słońcu, by wyrosło. Gotowe ciasto wałkować, wykrawać małe trójkąty, nadziewać i misternie zawinąć. Piec ok.20-30 minut.

Gotowe “afryKAZKI” pałaszować przy nowakowych opowieściach. KONIECZNIE!!!