Nic nie można zrobić?

I jedni i drudzy mogli opuścić ręce i powiedzieć, że "się nie da". Jedni i drudzy widząc, że jest potrzeba, podjęli próbę. Czy ich dzieło zmieniło Mozambik i Madagaskar? Niestety, nie. Ale faktycznie zmieniło życie wielu ludzi. To nie jest "nic".

Nic nie można zrobić?


Papież wyleciał dziś rano z Madagaskaru do Rzymu. W ciągu niespełna tygodnia odwiedził trzy kraje: Mozambik, naznaczony przede wszystkim konfliktami i wojną domową, Madagaskar, gdzie problemem największym  nędza ludzi i korupcja, w końcu Mauritius: małe wyspiarskie państwo na Oceanie Indyjskim, jedyne w tym regionie demokratyczne. Oczywiście, mówił o problemach panujących w danym kraju. Mówił ważne rzeczy do władz, przypominał biskupom że ich zadaniem jest także upominanie się o sprawy społeczne ("Nikt nie może od nas domagać się, abyśmy usuwali religię w przestrzeń tajemniczego wnętrza osób bez żadnego jej wpływu na życie społeczne i narodowe, nie przejmując się kondycją instytucji społeczeństwa świeckiego, bez wypowiadania się na temat wydarzeń, które interesują obywateli" - mówił do biskupów na Madagaskarze.)

Tak, przestrzeń działań politycznych jest ważna. Bez właściwych rozwiązań na tym polu trudno jest cokolwiek osiągnąć. Odpowiedzialność za zmiany systemowe  spoczywa na tych, którzy mają władzę. Nierzadko jednak mamy poczucie, że na płaszczyźnie ludzkiej nasz wpływ na podejmowane decyzje jest praktycznie żaden (na płaszczyźnie wiary zawsze pozostaje modlitwa).  Co gorsza, często jest to prawda. Ale to jeszcze nie znaczy, że nie można zrobić nic, że nie pozostaje żaden sposób by zmieniać rzeczywistość wokół nas.

W Mozambiku papież odwiedził Centrum Zdrowia Sant'Egidio w Zimpeto. Mówił do nich m.in.:

To Centrum ukazuje nam, że byli tacy, którzy zatrzymali się i odczuli współczucie, którzy nie ulegli pokusie powiedzenia „nie ma nic do zrobienia”, „nie można zwalczyć tej plagi” i odważnie zadali sobie trud, by szukać rozwiązań. [...] Na tym ogromnym polu, które otworzyło się przed wami dzięki nieustannemu słuchaniu, doświadczyliście także waszego  ograniczenia: braku wszelkiego rodzaju środków. Program, który opracowaliście i który powiązał was z innymi miejscami na świecie, jest wzorem pokory ze względu na uznanie waszych ograniczeń oraz kreatywności, by pracować zespołowo. Bezinteresowne i dobrowolne zaangażowanie wielu osób różnych specjalności, które od wielu lat udzieliły cennej współpracy w szkoleniu podmiotów lokalnych zawiera samo w sobie ogromną wartość humanitarną i ewangeliczną.

Na Madagaskarze w pobliżu kamieniołomu powstało 25-tysięczne dziś "Miasto Przyjaźni". Misjonarz, który je założył, mówi dziś: "kiedy miałem 41 lat i byłem tak chory, że nie miałem siły, by stać na nogach, Opatrzność posłała mnie na wysypisko i tak rozpoczęła się ta wielka duchowa przygoda." Namówił 70 rodzin, by założyły wioskę na miejscu wskazanym przez władze. "Gdybym wiedział, że powstanie z tego miasto, w którym żyje 25 tys. osób i udziela pomocy kolejnym 30 tys. ubogich, to bym stąd uciekł – mówił dalej Radiu Watykańskiemu o. Opeka. – Bóg jednak chce byśmy postępowali naprzód małymi krokami, dzień po dniu, tydzień po tygodniu. I z czasem nabraliśmy siły, zaufania. Widzimy, że udało się nam zrobić pierwszy krok, przezwyciężyć jakiś problem. No to można zrobić kolejny krok, pokonać kolejny problem. Tak się to rozwija."

I jedni i drudzy mogli opuścić ręce i powiedzieć, że "się nie da". Jedni i drudzy widząc, że jest potrzeba, podjęli próbę. Dzieło, które rozpoczęli, rozrosło się i trwa. Czy zmieniło Mozambik i Madagaskar? Niestety, nie. Ale faktycznie zmieniło życie wielu ludzi. Dzięki temu, że byli tacy, co poszli za Chrystusem, wierząc Jemu, i dzięki wspólnocie, która trwała razem mimo trudności. To nie jest "nic".

Zatem: nie mów, że nic nie możesz. Uwierz Bogu. Poszukaj ludzi. Zacznij.