Na szlak

Jan Drzymała

O tym, jak przebiegły gospodarz turystów wabił...

Na szlak

Słońce grzeje, plecaki spakowane, ruszamy na urlop. Bez wyraźnego planu, z miejsca na miejsce, gdzie nogi poniosą. Nie martwić się niczym, nie oglądać wiadomości, najlepiej wyłączyć telefon i nie zaglądać do internetu. Zostawiam to, w czym tkwię cały rok i szukam zupełnie innego świata – wtedy odpoczywam. Dni mijają własnym rytmem w oderwaniu od rzeczywistości. Wpadam jakby w sam środek onirycznej narracji Bruno Schulza i snuję się, gdzie nogi poniosą. Moje wyczekane dwa tygodnie wolności.

W ostatnich latach przemierzałem Polskę wzdłuż i wszerz. Wschód, Bieszczady – wydawałoby się, że to jeszcze w miarę dziewicze tereny. A jednak coraz częściej widać i tam, jak zmienia się sposób myślenia o letnim wypoczynku.

Coraz trudniej wejść do jakiejś miejscowości i znaleźć tani nocleg chociażby w gospodarstwie agroturystycznym.  Zwraca na to uwagę „Rzeczpospolita”. „Agroturystyka bez agro” – pisze Tomasz Nieśpiał – letnicy żądają luksusów – dodaje. Dziś rolnik musi w swoim gospodarstwie znaleźć miejsce na jacuzzi, a między chałupą i stodołą wybudować kort tenisowy, żeby przyciągnąć coraz bardziej wybrednego klienta.

Telewizja satelitarna, bezprzewodowy internet, łóżka wodne, przejażdżki bryczką, zamiast regionalnego jedzenia pizza, spaghetti, owoce morza – gospodarze prześcigają się w podnoszeniu standardów. Stawiają na luksus – ich prawo. A Polacy tymczasem (zwłaszcza młodsi) pakują plecaki i jadą za granicę, bo tam pogoda pewniejsza, morze cieplejsze, góry wyższe, szlaki mniej zatłoczone, a tylko ceny podobne. Nie jestem pewien, czy właśnie o to chodzi rodzimym gospodarzom.