Mieszkanie leczy nogi

Agata Puścikowska

GN 42/2019 |

publikacja 17.10.2019 00:00

Nad mieszkaniem pana Władzia dudnią samoloty. Jemu to nie przeszkadza. Inna to, bezdomna perspektywa...

Pan Krzysztof z optymizmem patrzy w przyszłość. agata puścikowska /foto gość Pan Krzysztof z optymizmem patrzy w przyszłość.

Kilkunastopiętrowy blok na obrzeżach Warszawy. Chyba VIII piętro. Zwykłe M4. Jeden pokój to jeden człowiek i jedna historia. Historia o głupich wyborach albo złośliwym losie lub jedno i drugie. I potem ciąg dalszy: Misja, terapia, zmiana. Takie to mieszkanie, które nie tylko leczy zranione nogi, ale i serca. A może nawet i same dusze. Z perspektywy VIII piętra i wielu lat bezdomności widać przecież więcej…

Władzio na swoim

Pan Władzio krząta się po kuchni. Kuchnia czysta i ogarnięta, trochę jak perfekcyjnego pana domu. Panów raczej, bo przecież dzieli ją z kolegami – sąsiadami z pokojów. Kotlety dzisiaj klepie pan Władzio, nieduże, cienkie, dobrze przyprawione. Do tego będą ziemniaczki tłuczone i mizeria. Samo dobro domowe.

Z dużego okna widać niemal cały świat, a przynajmniej pół Warszawy. Dzieciaki na placu zabaw wyglądają jak małe ludziki lego. Czyjaś babcia drepce – wraca z zakupów, psy obszczekują się niezbyt przyjaźnie. Życie osiedlowe w pełni. A nad nimi co chwilę latają samoloty, bo niedaleko Okęcie. Startują, lądują. A po drodze mijają mieszkanie Władzia, jakby go pozdrawiały w drodze do wielkiego świata. Hałasu co niemiara robią, warczą i wyją. Ale Władziowi to nie przeszkadza. – Jak mój brat był u mnie w odwiedzinach, to mówił: huk nie do wytrzymania. On by nie mógł tu mieszkać, bo nie wie, co znaczy nie mieć gdzie mieszkać – tłumaczy prosto pan Władzio. – Ja ten szum lubię. Kwestia perspektywy.

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.