publikacja 24.10.2019 00:00
Zdemolowane budynki państwowe, zdewastowane pomniki, podpalenia. Feministki z Zielonej Fali nie przebierają w środkach.
SASHENKA GUTIERREZ /epa/pap
Walka organizacji feministycznych o legalizację aborcji bez żadnych ograniczeń przybiera w Meksyku bardzo gwałtowny charakter.
Te zdjęcia obiegły cały świat: w stołecznym Meksyku demonstrantki podłożyły ogień pod wejście do katedry. Manifestowały też w mieście Puebla. W Guadalajarze rozbiły kamerę operatora – przed demonstracją zapowiadały, że nie życzą sobie obecności dziennikarzy będących mężczyznami. Wypisały też swoje hasła na pomniku ks. José Marii Morelosa, meksykańskiego bohatera narodowego, a także wykonywały obsceniczne gesty na oczach kontrdemonstrantów. Obrońcy życia skandujący hasło: „Viva Cristo Rey!” (Niech żyje Chrystus Król) ochronili przed profanacją miejscową katedrę.
Rozruchy miały miejsce pod koniec września. W mieście Meksyk zebrało się 1,3 tys. zwolenniczek aborcji, w Puebli – 200. Tydzień wcześniej na ulicach 100 meksykańskich miast zebrało się łącznie ponad pół miliona przeciwników zabijania nienarodzonych dzieci. Jednak to aborcjoniści mają przewagę.
Bezkarność
W Meksyku o legalności aborcji decyduje prawo stanowe. W stolicy jest ona dopuszczalna na życzenie. W całym kraju wolno ją przeprowadzić m.in. w wypadku ciąży z gwałtu. W niektórych wypadkach kobieta pozbywająca się nienarodzonego dziecka może trafić do więzienia na 5 lat, a aborcjonista – na 8 lat. Deputowany Carlos Leal podawał niedawno, że za kratami w całym kraju przebywa z tego powodu 5 kobiet i 166 mężczyzn.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.