Sierp, palma i czołg

Jacek Dziedzina

GN 47/2019 |

publikacja 21.11.2019 00:00

Jak nie socjalizm, to wojskowa dyktatura. Czy kraje Ameryki Łacińskiej są skazane na odbijanie się od ściany do ściany?

Przeciwko rządom Evo Moralesa protestuje klasa średnia, która w Boliwii oznacza osoby żyjące z miesiąca na miesiąc. Martin Alipaz /efe/pap Przeciwko rządom Evo Moralesa protestuje klasa średnia, która w Boliwii oznacza osoby żyjące z miesiąca na miesiąc.

Jeszcze w latach 80. XX wieku odpowiedź na tak postawione pytanie mogła brzmieć: taki mają klimat. Nawet jeśli samo pytanie grzeszy zbytnim uogólnieniem przez wrzucenie do jednego worka różniących się między sobą państw, to jednak dominowało wrażenie, że Latynosi „już tak mają”: jedni doświadczają „dobrodziejstw” socjalistycznych utopii, drudzy „oddychają z ulgą” pod rządami junty.

Socjalista też żołnierz

W ostatnich trzech dekadach zaszły pewne zmiany, które nie pozwalają już na tak czarno-biały obraz rzeczywistości. Z jednej strony upadek wojskowych reżimów, z drugiej próba szukania latynoskiej „trzeciej drogi” (m.in. Brazylia), ale również neoliberalny kierunek (jak w Chile), może i prowadzący do sukcesu gospodarczego, widocznego we wskaźnikach makroekonomicznych, ale przy równoczesnym pogłębianiu drastycznej nierówności społecznej (co może być katalizatorem kolejnej rewolucji, czego zalążkiem są ostatnie zamieszki i protesty). Ale mimo to zarówno socjalizm, jak i wojsko w tej części świata nadal mają się dobrze. Bo też, wbrew obiegowym opiniom, stawianie sprawy tak, że rządzą albo wojskowi, albo socjaliści, jest obarczone podstawowym błędem, polegającym na ignorowaniu faktu, że wojsko jest gwarancją również rządów socjalistów, a nie tylko – w przeszłości – „prawicowych” dyktatur. Ponadto struktura wojska w krajach latynoskich różni się często od tego, co my rozumiemy pod pojęciem regularnej armii. Co więcej, to nie do wojska zawsze i wszędzie należy ostatnie słowo w Ameryce Łacińskiej, ale do karteli narkotykowych. Owszem, nierzadko struktury jednych i drugich mogą się pokrywać lub ściśle współpracować (jak w Wenezueli), ale bywa i tak (jak w Boliwii), że na pewne tereny w państwie wstępu nie mają nawet wojskowi. Jeśli na to wszystko nałożymy wcale nie drugorzędną rolę, jaką odgrywają interesy światowych mocarstw, które rozrywają i rozgrywają Amerykę Łacińską (nie tylko USA i Rosja, ale coraz mocniej Chiny, Iran i Turcja), otrzymamy obraz, w którym przeciąganie liny między jedną lub drugą formą dyktatury jest wypadkową tak wielu czynników, że znajdowanie pewnych prawidłowości wydaje się niemożliwe. Dodatkowo jesteśmy właśnie świadkami pokojowego (na razie) przewrotu w Boliwii i widma rewolucji w Chile. Te wydarzenia mogą na nowo zmienić i jeszcze bardziej skomplikować układ sił w Ameryce Łacińskiej.

Dostępne jest 27% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.