Roraty jak zwierciadło

ks. Tomasz Horak

W ciągu półwiecza świat zmienił się nie do poznania. Jest lepszy, czy gorszy? Złe pytanie. Ten świat jest po prostu inny.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Jako emeryt mam czas, mógłbym pojechać. Dokąd? Do kilku parafii, w których kiedyś, jeszcze za czasów Noego wikarym byłem. Po co? Na pierwsze i kolejne roraty. Pół wieku temu to był cały obrządek! Rano i to wcześnie. Część dzieci przyjeżdżała z wioski pociągiem, który przywoził ludzi do fabryki na szóstą (a od stacji kawałek był). Jakiś kwadrans dzieci odmarzały w salce na plebanii, potem wszyscy do kościoła. Przez śniegi – wtedy zimy, zwłaszcza w Bramie Morawskiej, srogie były. Mały Marcel – opowiadała jego mama – spał z lampionem, bo „rano idziemy na rotary”. I szedł on i cały tłumek dzieci. Bo dzieci wtedy było dużo.

Właściwie nie myślało się w kategoriach „dzieci jest dużo”. Po prostu było ile było, był gwar, który w czasie mszy zamieniał się w ciszę zimowego poranka, by na koniec cała ta gromada mogła jak erupcja wulkanu wystrzelić w mroźny dzień. Ach, były i „obrazki”. Zdobywało się je jako nielegalne druki wykonane metodą powielaczową. Zwykle całość formatu A4 przedstawiała rysunek szopki z choinką, gwiazdą na niebie itp. Naniesione były linie, by obrazki pociąć. Dzieci zbierały, potem kleiły szopkową mozaikę, kolorowały. Nielicznym czegoś brakowało – dorysowywały same. Była więc przy sposobności kontrola obecności, a w wigilię nagrody. Jakie obrazki, jakie czasy – takie nagrody. Ale radość była niesłychana.

Otóż, pojechałbym tam, żeby porównać po pięciu dziesięcioleciach. Fabryki nie ma, to i pociąg nie jeździ. Zimy nie te. Dzieci pewnikiem też inne. I nie ma ich w tej liczbie co kiedyś. Nie tworzą tej „masy krytycznej”, z której coś ciekawego mogłoby wybuchnąć. Obrazki inne – piękne, kolorowe. Do nich program bardzo często nie mający nic wspólnego z adwentem (że też ktoś daje imprimatur na te programy, jak to jest?).

Marudzę... Nie. Narzekam... Nie. Wspominam młodość... Wiem, że: „Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia. Minionych kształtów żaden cud nie wróci do istnienia”. I żeby to tylko o adwent i roraty chodziło. W ciągu półwiecza świat zmienił się nie do poznania. Pod wieloma względami. Jest lepszy, czy gorszy? Złe pytanie. Ten świat jest po prostu inny. Wspomnienia wieczorem przy herbacie i najlepiej samemu – bo każdy ma własną kronikę życia. Lepiej niech ta moja będzie na zawsze moja.

Już przed kilku laty odciąłem się od roboty rekolekcyjnej w parafiach i dla księży. Nie chcę w rekolekcjach dawać odpowiedzi na pytania, które stawialiśmy sobie więcej niż pół wieku temu. Dzisiejszy słuchacz ani tych pytań, ani tych odpowiedzi już nie zrozumie. Z tego samego powodu odrzuciłem przed trzema miesiącami propozycję pracy katechetycznej w liceum. Programy programami, a możliwość ich percepcji przez nauczyciela (kaznodzieję) bywa ograniczona – także wiekiem. Nieuczciwie było by stawać czy to na ambonie, czy to przy tablicy.

W trudnej sytuacji jest ordynariusz każdej diecezji. Kiedy „uwolnić” księdza na emeryturę (czytaj: w stan spoczynku)? Jeszcze żwawy, dobrze mówi i śpiewa, porusza się i na nogach, i samochodem sprawnie... A księży coraz bardziej brakuje. Mimo wszystko uważam, że owa emerytura nie tylko księdzu się należy, ale także parafianom, a nawet Kościołowi się należy.

Trochę się dziwię, że zarówno na portalu „Wiara” jak i w naszej opolskiej mutacji „Gościa Niedzielnego” jeszcze mnie drukują. Tu jest jednak nieco inaczej – obok starego felietonisty, są młodzi, nawet bardzo młodzi – to sąsiedztwo na stronie daje potrzebną czytelnikowi różnorodność. W parafii czy szkole tej różnorodności zwykle nie ma.

I tak wspomnienia sprzed pięćdziesięciu z górą lat wywołały inny temat. Taki też tytuł na koniec wpisałem: „Roraty jak zwierciadło”. Jeszcze gdyby skonstruować taką myślową lunetę, która by pomogła zobaczyć co będzie – jak nie za pięćdziesiąt lat, to przynajmniej za pięć. Ale to zadanie zostawiam młodszym.