My też możemy sobie zrobić jakieś prezenty

ak

publikacja 06.12.2019 17:33

Nigdzie nie czczą św. Mikołaja tak jak w Krzanowicach. Konna procesja trwa od prawie trzech wieków.

My też możemy sobie zrobić jakieś prezenty Andrzej Kerner /Foto Gość Ostatnia część krzanowickiej procesji konnej - w bryczce ks. Marek Wcisło i "św. Mikołaj".

Mam teraz cztery konie i wszystkie są moje ulubione, bo z koniem trzeba się zaprzyjaźnić. Pochodzę z Krzanowic, choć nie z rodziny, w której było gospodarstwo. Od dziecka chodziłem do tutejszych rolników i sam się nauczyłem jeździć konno. Kiedy byłem w szkole średniej czy potem, w seminarium, gdy wracałem do domu, to przy kościele stali gospodarze i zapraszali mnie, żebym przyszedł do nich pojeździć. Jak tylko mogłem, to jeździłem w tych procesjach. A od 2010 r. mam swoje konie i jeżdżę na swoim koniu. Cieszy to, że liczba uczestników procesji rośnie z roku na rok, że tradycja nie ginie - mówi ks. Grzegorz Sonnek, proboszcz w Radoszowach. Na ośmioletniej klaczy Bona był jednym z ponad trzydziestu jeźdźców, którzy w tym roku wyruszyli w tradycyjnej procesji ku czci św. Mikołaja w Krzanowicach (dekanat Pietrowice Wielkie).

W 1744 r. na skraju Krzanowic wybudowany został wotywny kościół ku czci świętego Mikołaja, patrona m.in. hodowców koni i bydła. Co najmniej od tamtego czasu datuje się zwyczaj konnej procesji do tego kościoła, zwanego tu z morawska „Mikołaszkiem”. Poprzedni proboszcz w Krzanowicach, ks. Wilhelm Schiwon, który przywrócił wiekową tradycję procesji konnych, przypuszczał, że była to procesja dziękczynna tutejszych rolników za uratowanie bydła od pomoru.

- A czemu by to miało zaginąć? Lubię konie, hoduję konie, to powiedziałem sobie, że będę to prowadził dalej - mówi Robert Ternka, który wspólnie z Józefem Ternką, Agnieszką Świentek i Dominiką Kowol organizuje procesję od ubiegłego roku. Wcześniej organizacją zajmowała się rodzina Jureczka - śp. Ernest, a po jego śmierci - córka Beata.

Jeźdźcy i pasażerowie dorożek (w ostatniej - „św. Mikołaj” i ks. proboszcz Marek Wcisło) niesieni i ciągnięci byli przez bodaj - ciężko policzyć i robić zdjęcia szybko pomykającej procesji - 34 konie nie tylko z Krzanowic, bo także m.in. z Bieńkowic, Sudołu, Kornowaca i innych okolicznych miejscowości.

Procesja przeszła tradycyjną trasą - od kościoła parafialnego pw. św. Wacława do kościółka św. Mikołaja. Tam Mszę św. odprawił Marek Wcisło, który jest proboszczem w Krzanowicach od bieżącego roku.

- Tak sobie pomyślałem, że warto dzisiaj o dobrych kapłanach mówić. Bo często słyszymy same negatywne wieści o kapłanach. A tak wielu jest takich właśnie św. Mikołajów! Takich kapłanów dobrych. I biskupów dobrych. I pośród nas jest wielu ludzi, którzy naśladują w swoim życiu św. Mikołaja - mówił w kazaniu ks. M. Wcisło, wspominając proboszcza, z którym pracował na jednej z parafii. Ów proboszcz miał zasadę, żeby nikogo, kto puka do drzwi plebanii, nie zostawić bez pomocy: np. pomagał Cygankom, które przychodziły z dziećmi na ręku, a w opuszczonym budynku gospodarczym w ogrodzie parafialnym pozwolił zamieszkać bezdomnym.

- Zatem dzisiaj świętujmy. Dzisiaj jest dzień dobroci. Kto jeszcze dzisiaj nie zrobił nic dobrego, nikogo nie obdarował? Warto to zrobić. My, dorośli, też możemy sobie zrobić jakieś prezenty. To nie musi być prezent materialny. To może być dobre słowo, życzliwy gest, to może być słowo „kocham”, które tak rzadko wymawiamy wobec najbliższych, może być uśmiech, gest życzliwości, przyjaźni wobec człowieka, naszego brata, naszej siostry - mówił krzanowicki proboszcz.

My też możemy sobie zrobić jakieś prezenty   Andrzej Kerner /Foto Gość Jeźdźcy trzy razy okrążają kościół św. Mikołaja.