Bogowie

Chcę dobra. Chcę pomóc. Wiem, jak pomóc. Pragnę sprawiedliwości. Wiem, jak będzie sprawiedliwie. Czyż to nie są wystarczające powody do zastosowania wszelkich metod, by stało się tak ważne dobro?

Bogowie


Człowiek – żaden człowiek – nie jest nieomylny. Każdy popełnia błędy. Każdy grzeszy. Truizm, czyż nie? Człowiek nie jest Bogiem. A jednak ciągle próbujemy tak konstruować świat, jakbysmy wierzyli w swoją lub czyjąś nieomylność. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Chcę dobra. Chcę pomóc. Wiem, jak pomóc. Umiem uratować życie. Czuję się powołany, by przywrócić porządek. Pragnę sprawiedliwości. Wiem, jak będzie sprawiedliwie. Takie stwierdzenia można mnożyć. Czyż to nie są wystarczające powody do zastosowania wszelkich metod, by stało się tak ważne dobro? By osiągnąć cel?

Nie, nie jest. Nawet jeśli naprzeciw Ciebie jest tłum ludzi oczekujących, że uratujesz, przywrócisz sprawiedliwość, naprawisz świat. I nawet nie to jest najistotniejsze, że cel nie uświęca środków, ale prosty fakt: jesteś człowiekiem. Jesteś omylny, grzeszny, słaby. Kim byś nie był, nie jesteś Bogiem. Nie uniesiesz roli Boga. Nie uratujesz nikomu życia, wszyscy jesteśmy śmiertelni. Nie stworzysz nowego sprawiedliwego świata – nowe niebo i nowa ziemia to wizja eschatologiczna. I droga do niej wiedzie nie przez siłę, tylko przez krzyż.

Jest bardzo wielu ludzi, którzy poddają się pokusie bycia bogami. Jest bardzo wielu, którzy oczekują, że inni się nimi dla nich staną. I niech taki wybrany na boga spróbuje potem popełnić błąd albo co gorsza kogoś skrzywdzić. Nigdy nie zostanie mu zapomniane, nigdy nie zostanie mu przebaczone. Upadłego bożka wyrzuca się na śmieci i depcze. Szuka się nowego.

Niech nie ma złudzeń: czeka go podobny los.

Im mniej w naszym myśleniu chrześcijaństwa, tym więcej pseudobogów, których nie dotyczy miłosierdzie. Zaciska im to dodatkową pętlę na szyi: jeśli ulegli pokusie i stali się bogami, nie mają powrotu. Ani słabości, ani nieomylności, ani grzechu nikt im nie przebaczy. Mogą tylko brnąć dalej. W przemoc. W używki. W końcu w śmierć.

Warto się rozejrzeć wokół siebie. Warto spojrzeć na siebie. Warto przypomnieć sobie, kim jestem, a kim – na szczęście – nie jestem i być nie muszę. I póki jeszcze można powiedzieć naciskającym: “nie”.

Jest tylko JEDEN Bóg. I to nie jestem ja. Ani Ty.