Jezus jest Panem!

To ważne zawołanie. Pytanie tylko, czy chcemy pozwolić, by faktycznie nad nami panował.

Jezus jest Panem!

Ręka Pana jest zbyt krótka – mawiano w czasach biblijnych w Izraelu. Po naszemu: Bóg nie da rady, Bóg nie pomoże. To obrazowe, acz bluźniercze stwierdzenie przypomniało mi się, gdy słuchałem dziś w kościele pierwszego czytania o Achazie, który nie chciał wystawiać Pana Boga na próbę. Szczerze mówiąc myślę, że to jeden z tych fragmentów Biblii, z którego rozumieniem mamy największy kłopot.

A wszystkiemu winne niezbyt szczęśliwe tłumaczenie używanej w liturgii Biblii Tysiąclecia, w której czytamy: „Czyż mało wam uprzykrzać się ludziom, iż uprzykrzacie się także mojemu Bogu?”. W tym kontekście Achaz, który nie chce wystawiać Boga na próbę może uchodzić za Bożego wręcz człowieka. Tymczasem Achaz – jak wiadomo  z Biblii – był jednym z tych królów judzkich, który nic sobie z Boga nie robił. Uważał że „ręka Boga jest zbyt krótka”. I w sytuacji, o której mowa w tej scenie uznał, że „zbawi go Asyria”; sojusz wojskowy z ta potęgą uchroni kraj i jego samego przez niebezpieczeństwem grożącym ze strony innych sąsiadów. Prawda, uchronił, ale niedźwiedzia to była przysługa. Bo nowy sojusznik okazał się większym zagrożeniem niż dawni wrogowie. A gdyby Achaz zaufał Bogu, nie swoim politycznym kalkulacjom....

Znacznie sensowniej wspominane wcześniej zdanie przetłumaczono w jednym z nowszych przekładów Biblii (Biblia Paulistów): „Nie wystarcza wam uważać ludzi za bezsilnych, że tak samo traktujecie mojego Boga?” Za bezsilnych uważacie ludzi, bo uważacie, że nie trzeba się z nimi liczyć. Boga, bo uważacie że „jego ręka zbyt krótka” i Asyria lepiej zabezpieczy interesy państwa...

Te egzegetyczne wywody i historia Achaza w komentarzu do spraw bieżących są dla mnie oczywiście tylko tłem, by zapytać o nasze dziś: czy my przypadkiem też nie uważamy, że „ręka Pana zbyt krótka” i że nie patrząc na Boga musimy jakoś sami zadbać o swoje interesy? W życiu osobistym, rodzinnym, społecznym, narodowym... Racja: nie wolno wystawiać Boga na próbę. Trzeba ile się da zrobić samemu. Pytanie tylko czy wolno za cenę mniejszych czy większych niewierności Ewangelii?

Nie chcę nikomu wytykać konkretnych grzechów. Myślę, że każdy przynajmniej jakąś część tych naszych niewierności jednak widzi. W życiu społecznym i politycznym także. Parę lat temu odbywała się w naszym kraju „Wielka Pokuta”, potem poszliśmy z różańcami do granic, w tym roku stanęliśmy pod krzyżem. W międzyczasie uznaliśmy, że Chrystus jest naszym królem. Jasne, nie wszyscy, może nawet tylko garstka uczestniczyła w tym wszystkim swoim sercem. Ale czy my, którzy uznajemy, że Jezus jest naszym Panem, też nie kalkulujemy, że „ręka Pana zbyt krotka” i że musimy zrobić po swojemu? Zaznaczam, nie chodzi o przykładanie się do rzetelnej pracy, chodzi o sięganie po środki, po które jako chrześcijanie sięgać nie powinniśmy. I o popieranie działań, których z tego samego powodu też popierać nie powinniśmy. Czy chcemy budować świat po Bożemu czy po swojemu licząc, że jak już po swojemu zbudujemy, to postawimy Bogu piękną świątynię i będzie OK?