Zachować czy stracić?

Andrzej Macura

Gdy w spór angażuje się serce i twarz, trudno się wycofać. Taka już jest natura konfliktów. Nie mają prostych rozwiązań.

Zachować czy stracić?

Wczorajsze oświadczenie Prezydium Konferencji Episkopatu Polski i odsłonięcie tablicy upamiętniającej ofiary smoleńskiej katastrofy na fasadzie prezydenckiego pałacu, to ważne kroki na drodze do unormowania napiętej sytuacji powstałej wokół sprawy upamiętnienia ofiar smoleńskiej katastrofy. Nie trzeba jednak być zbyt wnikliwym obserwatorem by dostrzec, że do ostudzenia nastrojów jeszcze daleko.

Urzędnicy prezydenccy mogą mówić co chcą. Pierwsze chyba w historii wolnej Polski potajemne odsłonięcie pamiątkowej tablicy może i nominalnie jest spełnieniem oczekiwań protestujących, ale styl w jakim to zrobiono jest jak najgorszy. Gdy trzeba rozwiązania konfliktu, w który zaangażowane jest serce i twarz protestujących, rzucenie im ochłapu niewiele daje. Nikt nie lubi być traktowany jak rozkapryszone dziecko, któremu rodzice ustąpili dla świętego spokoju. Zwłaszcza, że to ustępstwo nie spełnia prawdziwych oczekiwań. Staje się za to okazją do sprowadzenia protestujących do roli wiecznie wszystkiego się czepiających oszołomów.

Sporu nie zakończy oświadczenie biskupów. Może się jedynie przyczynić do ostudzenia nastrojów. Jest ono jednak niezwykle ważne z dwóch powodów. Po pierwsze to jasne przeciwstawienie się  wikłaniu świętego znaku wiary w doraźne rozgrywki. Jest więc nadzieja, że w innych miejscach Polski i w innych sprawach nie będzie się powielało schematu warszawskiego. Po drugie, to wysłanie po raz kolejny jasnego sygnału, że Kościół nie jest stroną w tym sporze. Oskarżanie go więc o próbę mieszania się w sprawy państwowe, jak to czyni lewica, jest bezpodstawne.

Mam wrażenie, że dziś zarówno stronom sporu jak i tym, od których oczekuje się rozwiązania konfliktu, bardzo zależy na zachowaniu twarzy. Próby rozwiązania sprawy powinny to uwzględnić. Od szczerze wierzących oczekuję jednak więcej. By dla obrony krzyża przed zniewagami zgodzili się na uszczerbek na własnym honorze.