Co z krzyżem?

PAP |

publikacja 14.08.2010 17:37

Usunięcie osób spod krzyża przy Pałacu Prezydenckim i postawienie wokół niego barierek to pierwszy krok do jego przeniesienia i rozwiązania trwającego od kilku tygodni sporu - uważają eksperci, z którymi rozmawiała PAP.

Co z krzyżem? Henryk Przondziono/Agencja GN Jak długo krzyż zostanie przed Pałacem Prezydenckim?

W sobotę nad ranem stołeczni policjanci usunęli kilka osób spod krzyża przy Pałacu Prezydenckim w Warszawie. Zrobili to na prośbę BOR. Krzyż pozostał na miejscu. Kancelaria Prezydenta twierdzi, że na razie nie planuje przeniesienia krzyża.

Politolog prof. Wawrzyniec Konarski powiedział w sobotę PAP, że usunięcie ludzi spod krzyża to, jego zdaniem, przygotowanie do ostatecznego uregulowania tej sytuacji przez administrację prezydencką. "Myślę, że jest to także przygotowanie atmosfery i odpowiedź na te opinie, w których sugerowano wcześniej, że strona urzędnicza powinna być bardziej aktywna" - stwierdził.

Także socjolog dr Jacek Raciborski mówił w rozmowie z PAP, że odsunięcie osób spod krzyża to pierwszy krok do jego przeniesienia spod Pałacu. "Jestem przekonany, że nie minie tydzień i pod Pałacem nie będzie krzyża" - dodał.

Jego zdaniem jest to efekt wsparcia, jakie Kancelaria Prezydenta uzyskała od hierarchów Kościoła. Jak zaznaczył, impulsem, który spowodował zmianę stanowiska kościoła była "wielka, nocna demonstracja młodzieży".

"Ta młodzież w gruncie rzeczy manifestowała niechęć do odebrania im ich miejsca publicznego. Próba takiej sakralizacji Traktu Królewskiego i upowszechnienia tej świeżej martyrologii spotkała się z prawdziwą niechęcią młodych warszawiaków" - ocenił Raciborski.

Z kolei Konarski ostrzega stronę rządową i administrację przez nadużywaniem rozwiązań siłowych i chwali m.in. za zapowiedź umieszczenia w Pałacu tablicy upamiętniającej ofiary katastrofy smoleńskiej.

"To jest dobra droga, gdyż z jednej strony pokazuje, że strona rządowa nie zgadza się na anarchizację życia publicznego, z drugiej strony działa w kierunku pokazania, że ma dobrą wolę jeśli chodzi o upamiętnienie ofiar katastrofy" - powiedział.

Prof. Konarski dodał, że takie dwutorowe działanie jest typowe dla działań politycznych. "Bardzo często stosuje się metodę kija i marchewki(...) W jakimś sensie strona rządowa jest na to skazana. Nie może postępować inaczej, gdyż przyjęcie tylko działań siłowych ją skompromituje" - ocenił.

Dodał, że w swoich działaniach administracja państwowa powinna używać argumentu, że przeniesienie krzyża to efekt kompromisu zawartego między stronami konfliktu. "Można powiedzieć, że istnieje zawarta wcześniej podstawa do koncyliacyjnego uregulowania tego sporu w postaci tego porozumienie, więc przeniesienie krzyża będzie jego konsekwencją" - mówił politolog.

Konarski nie ma jednak złudzeń, że takie argumenty nie będą "satysfakcjonować tych, którzy się nazywają obrońcami krzyża".

3 sierpnia zgromadzeni na Krakowskim Przedmieściu ludzie uniemożliwili przeniesienie krzyża do kościoła św. Anny - tak miało się stać zgodnie z porozumieniem podpisanym między warszawską kurią, Kancelarią Prezydenta, harcerzami i Duszpasterstwem Akademickim Kościoła św. Anny. 5 sierpnia uczestnicy akademickiej pielgrzymki mieli ponieść go na Jasną Górę, po czym krzyż miał wrócić do kościoła. Krzyż został postawiony przed Pałacem Prezydenckim podczas żałoby po katastrofie smoleńskiej przez harcerzy.