Piotr Szlązak - ojciec na MAXA

jj

publikacja 25.01.2020 10:46

- Jeśli chodzi o życie dziecka, trzeba sprawdzać milion razy to, co nam mówią inni. Uczyć się i kontrolować wszystko samemu - podkreśla Piotr Szlązak, który otrzymał nagrodę przyznawaną przez Inicjatywę Tato.Net. w kategorii "ojciec" za rok 2019.

Piotr Szlązak z Marysią. Justyna Jarosińska /Foto Gość Piotr Szlązak z Marysią.

Cała Lubelszczyzna, ale tak naprawdę wielu ludzi z Polski i zagranicy żyło przez prawie półtora roku historią małej dziewczynki ze Świdnika, która w wieku dwóch lat zachorowała na bardzo rzadką chorobę nowotworową. Marysia Szlązak, po przeszło rocznym, intensywnym leczeniu i rehabilitacji 8 listopada minionego roku wróciła do Polski z Rzymu. Żyje dzięki niezwykłemu zaangażowaniu swojej rodziny. Jej tata Piotr Szlązak został wyróżniony przez Inicjatywę Tato.Net wyjątkową nagrodą, jaką jest statuetka MAX w kategorii "ojciec" za rok 2019.

Nazwa tej nagrody nawiązuje do osoby i dzieła Maksymiliana Kolbego, który w ekstremalnej sytuacji poświęcił swoje życie, żeby ratować ojca rodziny.

- Piotr w niezwykły, maksymalny sposób zaangażował się w walkę o życie i zdrowie córki, którą dotknęła bardzo rzadka choroba - mówią członkowie Kapituły Międzynarodowej Rady Programowej Tato.Net, którzy właśnie tatę Marysi zdecydowali się nagrodzić. - Piotr nie jest oczywiście jedynym ojcem, który zmaga się ze wstrząsającym wyzwaniem, jakim jest ciężka choroba własnego dziecka. Nagroda mu przyznana to po prostu wyraz ogromnego szacunku i uznania dla postawy ojca, który w obliczu tragedii nie dezerteruje, ale decyduje się na heroiczną, mądrą walkę, wykazując przy tym niezwykłą wiarę i przedsiębiorczość, a w konieczności szybkiego i trafnego rozeznawania działań w swoim tato-planie podejmuje przedsiębiorcze, odważne decyzje.

Argumentując swoją decyzję, kapituła zaznacza także, że przypadek P. Szlązaka i jego chorego dziecka zaktywizował mnóstwo dobra w wielu ludziach i jest cennym świadectwem i przykładem dla wielu ojców.

Piotr Szlązak wie, że dla swojego dziecka każdy ojciec jest w stanie zrobić wszystko, jest gotowy na wszelkie wyzwania. Gdy w idealne życie rodziny ze Świdnika wdarła się straszna diagnoza - nowotwór mózgu u młodszej córki, wszystko stanęło na głowie. - Mieliśmy szczęśliwe życie, prowadziłem firmy, które dobrze się rozwijały. Nagle okazało się, że choroba naszego dziecka kompletnie zmieniła nasze życie - wspomina pan Piotr. - Przy Marysi trwaliśmy 24 godziny na dobę, wszystko podporządkowaliśmy jej chorobie.

Rodzina walczyła najpierw o życie swojego dziecka w Polsce. - Tu dawano nam 20 proc. szans na jej przeżycie - mówi P. Szlązak. - Mogliśmy wybrać między opieką paliatywną a bardzo agresywnym leczeniem. Taki wybór nas nie satysfakcjonował.

Rodzice postanowili zabrać dziewczynkę na leczenie do Włoch. - Wiem, że tak naprawdę to ja sam jako ojciec jestem odpowiedzialny za życie mojego dziecka - przekonuje pan Piotr. Żeby wyjazd Marysi na leczenie do rzymskiej kliniki był możliwy, potrzebne były pieniądze. - Dzięki wsparciu wielu organizacji byliśmy w stanie stworzyć wokół naszej rodziny grupę, która nas wspierała - opowiada. - W sposób edukacyjny mówiliśmy o naszych przeżyciach, o chorobie naszego dziecka, jakie kroki podejmujemy w walce o życie i zdrowie córki. Z problemu, który nas dotknął, stworzyliśmy markę Kotek Marysi - moja córka bardzo lubi kotki. Zaplanowaliśmy wszystko po kolei, bo rodzic naprawdę jest w stanie zrobić dla dziecka wszystko - podkreśla zdecydowanie.

W chwili, gdy okazało się, że na Marysię czeka miejsce w klinice Bambino Gesù, ale potrzeba prawie 450 tys. zł, ruszyła zbiórka, w którą włączyli się ludzie znający Piotra i jego rodzinę, ale także zupełnie obce osoby. - Dzięki mediom udało nam się zdebyć w ciągu 26 godzin potrzebną sumę - opowiada P. Szlązak. - Zgłosił się też sponsor, który za 70 tys. zł ufundował Marysi przelot odrzutowcem z Lublina do Rzymu.

Marysia przeszła w Rzymie kilka operacji, wiele różnych zabiegów chirurgicznych, ciężką chemioterapię i długą rehabilitację. Ten czas spędzony we Włoszech był dla całej rodziny wyjątkowo cenny. - Przede wszystkim została zmieniona diagnoza z meduloblastomy anaplastycznej na desmoplastyczną, co tak naprawdę daje 80 proc. szans na wyleczenie - podkreśla tata dziewczynki. - Mieliśmy też tu okazję spotkać się osobiście z papieżem Franciszkiem, z pierwszą damą, a w naszym domu nocował o. Adam Szustak.

Marysia 8 listopada wróciła do Polski. Na tę chwilę wygrała walkę z nowotworem. Jednak tylko dlatego, że jej rodzice uparcie powtarzali sobie, że ich dziecko ma żyć. - Jeśli chodzi o życie dziecka, trzeba sprawdzać milion razy to, co nam mówią inni - podkreśla P. Szlązak. - Trzeba porównywać diagnozy, cały czas się uczyć, wszystko kontrolować i planować. Bo to my - rodzice, a nie lekarze - jesteśmy odpowiedzialni za życie naszych dzieci.

Przed Marysią jeszcze długa i kosztowna rehabilitacja. Każdy, kto chciałby ją wspomóc i przeczytać historię choroby dzielnej dziewczynki, może to zrobić przez stronę www.kotekmarysi.pl.