"Obiekt" w wyłomie

Franciszek Kucharczak

publikacja 27.01.2020 11:49

Dla władz PRL to był najbardziej niewygodny krzyż. Kazali go ukraść, ale na jego miejscu natychmiast stanął nowy. Dziś widnieje w ramionach krzyża-pomnika.

"Obiekt" w wyłomie Henryk Przondziono /Foto Gość Pomnik-krzyż przy kopalni "Wujek", upamiętniający górników zabitych przez ZOMO w 1981 r. W jego ramionach widnieje drewniany krzyż stojący wcześniej w wyłomie ogrodzenia kopalni.

Nigdy „nieznani sprawcy” nie byli tak znani, jak w stanie wojennym. Każdy wiedział, że to ludzie bezpieki prowokują, podkładają fałszywe dowody i niszczą rzeczy niewygodne władzom. Dlatego gdy 27 stycznia 1982 roku zniknął krzyż przy kopalni „Wujek”, nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, kto za tym stoi.

To nie była drobna sprawa. Nie było wtedy w Polsce ważniejszego krzyża – i dlatego też dla ówczesnych władz nie było krzyża bardziej znienawidzonego. Stał w wyłomie muru zniszczonego przez czołgi w czasie szturmu 16 grudnia 1981 roku. Na jego ramionach zawisły symbolizujące zabitych lampy górnicze. Zanim tam trafił, był świadkiem rekolekcji prowadzonych przez ks. Henryka Bolczyka dla górników. Przy tym krzyżu nawracali się, modlili, spowiadali. W dniu pacyfikacji chłopy przynieśli go do stacji ratownictwa, w której leżeli martwi górnicy. Gdy stanął w wyrwie muru, otoczyło go morze płonących świec. Między nimi mnóstwo kwiatów i kartek z modlitwami, wierszami, tekstami pisanymi prozą. Przynieśli je ludzie, którzy tysiącami przyszli oddać hołd ofiarom przemocy.

„To miejsce stawało się dla tej władzy coraz bardziej niewygodnym miejscem w Polsce” – napisze po latach ks. Bolczyk w książce „Krzyż nigdy nie umiera”. Stojący tam krzyż nie pozwalał zapomnieć, co się stało. Tymczasem rządzącym komunistom chodziło o coś zupełnie przeciwnego. Przekonali się o tym liczni odwiedzający to miejsce, gdy zatrzymywała ich milicja, gdy stawali przed kolegium, szykanowani za udział w „nielegalnym zgromadzeniu”. A miejsce było łatwo dostępne, bo przy drodze. Przy krzyżu zwalniały pojazdy, a pasażerowie autobusów oddawali mu cześć. Lokalne władze, naciskane przez „górę”, w ekspresowym tempie zatwierdziły budowę nowej drogi, z dala od krzyża. Do nowej obwodnicy szybko przylgnęła nazwa „zomostrasse”. Pod krzyżem pojawiły się patrole milicji, jednak żadne zabiegi nie przynosiły skutku. Władze chwyciły się więc desperackiego pomysłu: w nocy 27 stycznia podjechali szarą wołgą czterej „nieznani sprawcy” i wyrwali krzyż. Pewnie go potem zniszczyli, w każdym razie ślad po nim zaginął.

Władze nie mogły zrobić niczego głupszego. Był to oczywisty policzek wymierzony rodzinom zmarłych i całemu narodowi, wciąż zszokowanemu brutalnością funkcjonariuszy stanu wojennego. Górnicy natychmiast zagrozili im ponownym strajkiem, jeśli krzyż znów nie stanie na swoim miejscu. W kopalnianym warsztacie szybko wykonali nowy krzyż z deski dębowej i postawili go na miejscu poprzedniego.

Komuniści nie dawali jednak za wygraną. Milicjanci stali przy krzyżu całą dobę, więc ludzie składali wieńce i kwiaty tam, gdzie zdołali dotrzeć. Bliżej nie dopuszczano nikogo, nawet księży. Sytuacja nieco się zmieniła, gdy pod krzyż udał się, wraz z licznymi kapłanami, ordynariusz katowicki bp Herbert Bednorz. Ks. Bolczyk wspomina, że natychmiast zjechały się tam wozy milicyjne, a funkcjonariusze, popychając biskupa, zaczęli krzyczeć: „Proszę odstąpić od tego obiektu”. Biskup spokojnie dokończył modlitwę i pobłogosławił gęstniejący z każdą chwilą tłum. To dodało ludziom odwagi. W efekcie to milicjanci „odstąpili od obiektu” i rzadziej represjonowali tam przybywających.

W trzecią rocznicę pacyfikacji po raz pierwszy do krzyża dotarła procesja z pobliskiej parafii. „Eskortowały” ją oddziały ZOMO, a ofiarodawcy wieńców i kwiatów byli zastraszani.

W 1986 r. w trakcie kolejnej procesji pojawił się apel o powołanie pomnika poległych na „Wujku”. Wciąż jednak władza próbowała szykanować przybywających pod krzyż, a przynajmniej niepokoić ich ostentacyjnym fotografowaniem. Trwało to aż do końca 1988 roku, więc niemal do upadku komunizmu.

W roku 1990 zrodziła się koncepcja budowy pomnika. Rok później został on odsłonięty. Ma kształt wysokiego krzyża. W jego ramionach widnieje drewniany krzyż, ten sam, który dokładnie 39 lat temu stanął w wyłomie, w miejscu poprzedniego, zniszczonego przez „nieznanych sprawców”.

Robert Ciupa, dyrektor Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności, zwraca uwagę, że krzyże pomnikowe w jakiś sposób naznaczyły powojenną Polskę. Jej historia po 1945 roku jest tymi krzyżami mierzona: trzema gdańskimi, dwoma poznańskimi i tym jednym: na „Wujku”.