Duszpasterz pokrzywdzonych: Słowo boli, ale wyzwala

Magdalena Dobrzyniak

publikacja 20.02.2020 08:30

- Doświadczenia innych krajów, powoli również Polski, pokazują, że dla wielu wierzących, właśnie dlatego, że zostali skrzywdzeni przez duchownego, ważne jest, by uzdrowienie dokonało się we wspólnocie Kościoła - przekonuje ks. Artur Chłopek, duszpasterz pokrzywdzonych z powodu wykorzystania seksualnego małoletnich.

Duszpasterz pokrzywdzonych: Słowo boli, ale wyzwala Miłosz Kluba /Foto Gość W sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie 28 lutego o 19.00 zostanie odprawiona Droga Krzyżowa w ramach dnia modlitwy i pokuty za grzech wykorzystania seksualnego małoletnich. 

Jedna z osób wykorzystanych seksualnie przez kapłana apelowała podczas pierwszego w Krakowie spotkania modlitewnego za zranionych w Kościele: "Nie zapominajcie o nas". W jaki sposób archidiecezja krakowska odpowiada na to wołanie?

ks. Artur Chłopek: Odpowiem na to pytanie z punktu widzenia duszpasterza. Spotykam się i rozmawiam z osobami pokrzywdzonymi i ich bliskimi, jeśli tylko sobie tego życzą. Wspólnie też z tymi osobami szukamy sposobu, jak dotrzeć do tych, którzy żyją w parafiach, a z ciężarem wykorzystania seksualnego w dzieciństwie lub młodości muszą mierzyć się sami. W listopadzie do parafii zostały rozesłane materiały informacyjne o tym, do kogo zgłaszać fakt wykorzystania i jakie instytucje służą wsparciem w takich sytuacjach. Do materiałów dołączony został List do Księży Proboszczów. Za tymi kilkoma stronami tekstu stoi wiele spotkań i rozmów z różnymi osobami i organizacjami.

Trzeba pamiętać o tym, na co często zwraca uwagę o. Adam Żak: że podstawową pomocą pokrzywdzonym jest zmiana sposobu myślenia, zmiana mentalności osób, które tworzą wspólnotę Kościoła. Potrzeba otwartości na to, że osoby skrzywdzone wykorzystaniem seksualnym żyją wśród nas. To dotyczy nie tylko kurii czy diecezji w ogólności, ale konkretnych wspólnot i parafii, bo tam również osoby wykorzystane powinny znaleźć wsparcie.

Czego oczekują osoby wykorzystane w Kościele, które zgłaszają się do delegata lub duszpasterza?

Ich sytuacja jest bardzo trudna. Kiedy pokonały obawy i opory dotyczące ujawnienia wykorzystania seksualnego i szukały możliwości zgłoszenia tego faktu, zdarza się, że nie spotkały się z empatią i zrozumieniem, ale z wyśmianiem, czasem bagatelizowaniem problemu. Nazywa się to wtórną wiktymizacją, gdy osoba skrzywdzona po raz drugi staje się ofiarą. Najczęściej zgłaszają się po wielu latach. A przez ten czas trauma wykorzystania seksualnego była w nich. Nie wyjawiając tej bolesnej tajemnicy, żyły z nią same.

Osoby, które doświadczyły wykorzystania seksualnego w dzieciństwie lub młodości, chcą być zrozumiane i potraktowane po ludzku, wysłuchane bez oceniania. Szukają wsparcia. Szukają osób, którym będą mogły zaufać. Ważne jest danie poczucia, że nie są same, wysłuchanie, wspólne znalezienie specjalistów, do których można się zgłosić, i towarzyszenie – tam, gdzie żyją, w swoich miejscowościach i parafiach.

Znajdują tam pomoc?

Z bardzo różnych stron, od osób świeckich i księży, docierają głosy, że wielu rozumie osoby skrzywdzone, ale duża część nie potrafi się pogodzić z tym, co słyszą. Argumentują, że to taka moda, że dziś nagle wszyscy zaczynają mówić, że to atak na Kościół. Gdybym miał się pokusić o jakąś statystykę, to te reakcje rozkładają się mniej więcej pół na pół. Mówimy cały czas o ludziach wierzących. Te podziały są realne.

Takie postawy rodzą się z wielu nienazwanych obaw i lęków, z takiego a nie innego wychowania, postrzegania Kościoła, Pana Boga, osoby księdza. Tym, którzy mają te trudności i nie potrafią sobie z nimi poradzić, też trzeba dać zrozumienie, wysłuchać ich wątpliwości.

Różne reakcje na oskarżenia sformułowane wobec bp. Jana Szkodonia wzięły się z szoku, bo dla wielu osób to ktoś ważny, autorytet, przewodnik. Ten obraz został zachwiany.

W tym konkretnym przypadku nie chcę wchodzić w oceny, bo postępowanie wyjaśniające prowadzone przez Stolicę Apostolską wciąż trwa. Natomiast w przypadku wielu sprawców jest tak, że są oni postrzegani jako dobrzy ludzie. Widzimy wiele dzieł, które zostały przez nich stworzone, inicjatywy duszpasterskie, pomoc niesioną potrzebującym. To są konkretne fakty, o których się pamięta. Jednocześnie ta sama osoba dopuszcza się czegoś naprawdę złego. Powstający w ten sposób dysonans poznawczy jest dla nas wymagający, czujemy się źle i chcemy go jakoś rozwiązać.

To pokazuje, że sfera pokrzywdzenia w takich sytuacjach się rozszerza, bo dotyczy już nie tylko osoby wykorzystanej, choć przede wszystkim jej, ale również bliskich, środowiska czy wspólnoty.

Jednym z elementów tego cierpienia jest podział. Jeśli jest podział, to znaczy, że brakuje zgody, że jedni są przeciwko drugim i to trwa w parafiach czasem naprawdę wiele lat. Przychodzi kolejny ksiądz, jeden, drugi, trzeci, który dobrze pracuje duszpastersko, a temat wykorzystania seksualnego osoby małoletniej w parafii, niewypowiedziany wprost, wciąż w ludziach tkwi i niszczy. Brak zaufania niszczy całą wspólnotę.

Ważna jest rola słowa, które uzdrawia i nazywa pewne rzeczy po imieniu. Tego nie należy się bać. To boli, ale jednocześnie bardzo oczyszcza. Jeżeli nie wypieramy tego, co się stało, wiemy, z czym powinniśmy się mierzyć, żeby iść dalej, żeby to nie przechodziło na kolejne pokolenia jako temat tabu. Słowo wyzwala nie tylko osoby pokrzywdzone, ale też ich najbliższych i wspólnoty.

Podam przykład. Rozmawiałem z osobą pokrzywdzoną wykorzystaniem seksualnym przez księdza i jej bliskimi. Po spotkaniu zadzwonili do mnie, że doświadczyli ulgi, bo to, co dotąd było ukryte, nareszcie zostało nazwane. Również relacje między nimi stały się jeszcze bardziej otwarte. Mogli także w rodzinie, między sobą, rozmawiać o tym, co się stało, dać sobie wsparcie i wspólnie podejmować dalsze kroki ku uzdrowieniu.

Osoby pokrzywdzone, które zgłaszają się do Kościoła, oczekują wyłącznie sprawiedliwości? Ile z nich szuka też pomocy duszpasterza?

Nie potrafię podać danych liczbowych, ale doświadczenia innych krajów, powoli również Polski, pokazują, że dla wielu wierzących, właśnie dlatego, że zostali skrzywdzeni przez duchownego, ważne jest, by uzdrowienie dokonało się we wspólnocie Kościoła. Zależy im na tym, by nie zostały same, by ktoś o nich pamiętał.

Co dla Księdza w towarzyszeniu osobom pokrzywdzonym jest najtrudniejsze?

W spotkaniu z osobami zranionymi wykorzystaniem seksualnym chodzi o aktywne słuchanie, aby mówiły tyle, ile chcą i są w danym momencie gotowe powiedzieć. Bez oceniania, ze zrozumieniem. Jest dużo emocji, które się udzielają. Moim zadaniem jest poradzić sobie z tymi emocjami, które pojawiają się we mnie. Odczuwam złość, gniew na to, co się stało, czasem bezradność. Pewna terapeutka powiedziała mi, że bezradność i gniew z tym związany można przekuwać w działania. Stąd podejmujemy różne inicjatywy.

Na przykład?

Od pół roku na prośbę osób świeckich uczestniczę w spotkaniach modlitewnych przez nich organizowanych w kościele św. Idziego, później w kościele św. Marka. W sanktuarium św. Jana Pawła odbyła modlitwa dla osób pokrzywdzonych i dla tych, które je wspierają, przed Najświętszym Sakramentem i Obliczem z Manoppello.

Rozważamy także stworzenie grup samopomocowych, gdzie osoby pokrzywdzone, w bezpiecznej dla nich przestrzeni, dla siebie nawzajem byłyby wsparciem. Wciąż pojawia się pytanie: jaką drogą dotrzeć do osób skrzywdzonych wykorzystaniem seksualnym? Informacje ogólne istnieją, ale są niewystarczające, bo w grę wchodzi kwestia budowania zaufania.

W Krakowie organizowane są przez osoby świeckie spotkania modlitewne, w Warszawie świeccy uruchomili telefon zaufania. To świeccy mobilizują do tego, by pokrzywdzonych otaczać wsparciem.

I to wsparciem w miarę możliwości regularnym. Chodzi o to, żeby nie zapominać o zranionych w Kościele i pamiętać o nich nie tylko wtedy, gdy wybucha kolejny skandal czy afera. Media na pewno są tu pomocne, a jednocześnie potrzebna jest też wytrwała, systematyczna praca, w spotkaniach, w rozmowach, w towarzyszeniu. Po spotkaniach modlitewnych w Krakowie odbierałem maile i telefony ze Szczecina czy Warszawy, bo właśnie poprzez media poszła informacja o naszych inicjatywach. Ci ludzie poczuli, że nie są sami. To było dla nich ważne, że w Krakowie ktoś myśli o osobach skrzywdzonych takich jak oni. Wrażliwość świeckich była dla mnie impulsem, żeby się zaangażować. Bardzo za to dziękuję - osobom, które mi zaufały i które dają siłę do podejmowania dalszych działań. Mam nadzieję, że z mojej strony także będę mógł ich umacniać, bo to, co robią, jest ważne i potrzebne.

Czego osoby pokrzywdzone mogą nas nauczyć przez swoją historię?

Niesamowite jest to, kiedy osoby skrzywdzone nadal są we wspólnocie Kościoła. Szukają więzi z Panem Bogiem, która została zniszczona. Ich świadectwo mocnej, żywej wiary wbrew trudnościom, wbrew przeszkodom, jest poruszające. Jak sami mówią, wiara prowadzi ich do uzdrowienia relacji z Bogiem, daje siłę do życia, spełniania pragnień, marzeń, zakładania rodziny, realizowania swoich zamierzeń, planów i rozwoju talentów.

Daleka droga przed nami?

Pewnie tak. Opory tkwią w naszych głowach, w naszym sposobie myślenia, a zmiany w postawach nie dokonują się z dnia na dzień. To są procesy trwające nawet nie miesiące, ale całe lata. Droga więc daleka, ale mam nadzieję, że prowadzi nas wszystkich w dobrym kierunku. Jeszcze dziesięć lat temu rozmowa między nami nie byłaby możliwa. Nie było wtedy przecież gotowości mówienia wprost w przestrzeni Kościoła, wśród osób wierzących o tym problemie. Dzisiaj w bardzo różnych środowiskach kościelnych wiele osób wrażliwych i odważnych szuka rozwiązań i podejmuje działania. 


Dane kontaktowe do delegatów ds. ochrony dzieci i młodzieży archidiecezji krakowskiej i duszpasterza osób pokrzywdzonych oraz materiały do pobrania znajdują się na stronie: diecezja.pl/ochrona-dzieci-i-mlodziezy/.