Kilka wyzwań dla polskich katolików

ks. Przemysław Sawa

publikacja 04.04.2020 10:46

Poszczególni wierzący, Kościół w różnych jego obszarach i Kościół jako całość stoją przed koniecznością przewartościowania tego, co i jak było dotąd. Tylko czy wykorzystamy lekcję, którą zgotowało nam życie? – zastanawia się ks. dr Przemysław Sawa. Teolog na profilu w mediach społecznościowych prezentuje analizę mocnych i słabych stron Kościoła katolickiego w Polsce.

Kilka wyzwań dla polskich katolików Pixabay

Trwa szczególny Wielki Post. Prawie wszystko inaczej niż zazwyczaj. Jakże proroczo wybrzmiewają słowa Franciszka z Orędzia na Wielki Post 2020 roku: „Zatem w tym szczególnie sprzyjającym okresie pozwólmy się wyprowadzić na pustynię, jak Izrael (por. Oz 2,16), abyśmy mogli w końcu posłuchać głosu naszego Oblubieńca, pozwalając mu rozbrzmiewać w nas z większą głębią i otwartością. (…) Nie pozwólmy zatem, aby ten czas łaski przeminął daremnie, w zarozumiałym złudzeniu, że to my jesteśmy panami czasów i sposobów naszego nawrócenia ku Niemu”. Kościół i świat jest więc na pustyni. Choć to trudny czas i oczekujemy Bożej interwencji, to jednak przyjmując całe ogołocenie bezradnością wobec pandemii, możemy wygrać to bycie na pustyni. Wciąż brzmią mi w uszach słowa Benedykta XVI z homilii podczas inauguracji Roku Wiary 11 października 2012 roku: „Na pustyni odkrywa się wartość tego, co jest niezbędne do życia; i tak we współczesnym świecie istnieją niezliczone znaki pragnienia Boga, ostatecznego sensu życia, często wyrażane w formie ukrytej czy negatywnej”. Wobec tego poszczególni wierzący, Kościół w różnych jego obszarach i Kościół jako całość stoją przed koniecznością przewartościowania tego, co i jak było dotąd. Tylko czy wykorzystamy lekcję, którą zgotowało nam życie? Im więcej nas będzie uczących się i wprowadzających w codzienność rodzące się w tych dniach wnioski, tym lepszy będzie świat, bardziej pokorne życie osobiste oraz skuteczniejsze wypełnianie misji przez Kościół.

Nie chodzi jednak o teoretyczne rozważania. Obecne tygodnie naznaczone epidemią i narodową kwarantanną w sposób istotny dotknęły także Kościół i jego zwyczajne życie duszpasterskie. Praktycznie większość aktywności ludzi przeniosła się do internetu. Z jednej strony to bardzo pomaga w podtrzymywaniu więzi międzyludzkich. Z drugiej jednak odsłania myślenie wielu ludzi, nieraz, w normalnych warunkach, skryte i nieuzewnętrzniane. Dotyczy to również kwestii religijnych. W ten sposób widać słabe i mocne strony Kościoła katolickiego w Polsce. Ktoś może powiedzieć, że nie jest to odpowiedni czas dla stawiania jakichś diagnoz czy formułowania wniosków. Wydaje się jednak, że to jest czas właściwy, by zacząć nazywać pewne zjawiska i rozpocząć właściwe planowanie przyszłości. Teraz jest bowiem prawdziwy kairos (czas zbawczy) w biegnącym zwykłym czasie chronos.

Kilka wyzwań dla polskich katolików   Roman Koszowski /Foto Gość Ks. dr Przemysław Sawa, pracownik Instytutu Nauk Teologicznych UŚ, dyrektor Szkoły Ewangelizacji Cyryl i Metody.

Analizując to, co dzieje się w sieci na różnych portalach, grupach czy innych komunikatorach, na antenie różnych rozgłośni radiowych, programów internetowych czy rozmów ludzi w rodzinach bądź w miejscach pracy, można spróbować określić kilka wyzwań dla polskich katolików.

1. Słabość formacji stałej duchownych i katechezy świeckich.

Trwające dyskusje dotyczące prawd wiary oraz funkcjonowania Kościoła ukazują słabość teologicznego wykształcenia niektórych duchownych. I nie chodzi o samo wykształcenie związane z podstawowymi studiami filozoficzno-teologicznymi (choć i sam widzę, że muszę zdecydowanie więcej wymagać od studentów, kleryków i przyszłych katechetów), ale o formację permanentną, odpowiednią lekturę i źródła dla pogłębiania wiary. Niestety niejeden duchowny bardziej czyta książki z pogranicza chrześcijańskiego zabobonu, wiary prawie magicznej, związanej z objawieniami prywatnymi, nawet tymi, którym brakuje akceptacji Stolicy Apostolskiej. W sytuacjach kryzysowych, a taką jest czas pandemii, trudno im oddzielić prawdziwe nauczanie od fałszywego. Poza tym wydaje się, że studia jedno, a praktyka życia drugie. Jeśli ksiądz, nawet z tytułem profesora, publicznie głosi błędne rozumienie przeistoczenia i neguje możliwość zakażenia koronawirusem przez ręce kapłana, powołując się na namaszczenie rąk prezbiterów podczas święceń, to jesteśmy naprawdę w trudnym momencie. Są i inni kaznodzieje, którzy lubują się w głoszeniu katastroficznej wizji świata czy uprawiający maksymalistyczną mariologię, którą porzucił Kościół na rzecz tej biblijnej i eklezjotypicznej (przesadny kult maryjny doprowadził wręcz jednego z kapłanów do stwierdzenia, że w Eucharystii, przyjmując Ciało i Krew Chrystusa, przyjmujemy niejako ciało i krew Maryi, bo przecież w krwi dziecka jest krew matki). W ten sposób wierni są wprowadzani w błędne rozumienie wiary katolickiej.

Jednocześnie nastąpił wysyp domorosłych teologów, którzy stają się prawdziwymi recenzentami nauczania Kościoła, postępowania papieża czy biskupów, prezbiterów i wspólnot. Powstające filmiki coraz bardziej odważne, szkalujące hierarchów i innych duchownych, antagonizując wiernych, prowadzą do zamętu. Ludziom tym brak podstawowej wiedzy religijnej, katechetycznej, brakuje im świadomości, że doktryna ze swej natury rozwija się, a nawet dopuszczona jest jej korekta. Ten brak wiedzy przejawia się w sporach o Komunię na rękę (przez takich ludzi uznawane jest to wręcz za profanację i demoniczne działanie w Kościele), magiczne i zabobonne rozumienie sakramentaliów (ostatnio słyszałem apel, żeby olejem egzorcyzmowanym pomazać okna; absurd, pomijając już fakt, że nie ma czegoś takiego jak egzorcyzmowane woda, sól czy olej), modlitwy nie do odparcia, prześciganie się w kolejnych nowennach o ustanie epidemii itd.

Ujawnia się w tym też mentalność sekciarska. Wielu polskich katolików bardziej słucha nawiedzonych samozwańczych teologów, a nie nauczania Kościoła katolickiego, a narastająca agresja i wulgaryzm w komentarzach ludzi broniących katolicyzmu odsłania miałkość tego, co mamy. Charakterystyczne jest używanie z dużą częstotliwością słów typu: „czysta wiara”, „oczyszczenie świętej wiary z brudu”. Jakakolwiek próba prostowania tej zgubnej ścieżki kończy się atakiem i oskarżeniami, przeważnie o bycie modernistą i człowiekiem na usługach diabła, masonerii czy jeszcze kogoś tam. Sam tego doświadczam, ale miło jest być w tej samej drużynie, co papież Franciszek czy wielu oddanych Kościołowi ludzi.

Czemu o tym piszę? Bo to trwa już od dawna, a teraz w sposób szczególny się ujawnia. I musimy jako Kościół zareagować

Czytaj dalej na następnej stronie.

2. Pobożność oparta na lęku.

Drugim wyzwaniem dla Kościoła w Polsce jest troska o duchowość, której brakuje. Mamy rozbudowaną pobożność, często związaną z moralnością (powinności religijne), ale brakuje prawdziwego wzrastania w żywej relacji z Bogiem. Zamiast tego rozwija się pobożność oparta na lęku, co w sposób szczególny przejawia się w rozwijających się obecnie wizjach apokaliptycznych. Na szczęście Komisja Nauki Wiary KEP wydała oświadczenie ws. teologicznych nadużyć związanych z niepewnymi czy fałszywymi objawieniami prywatnymi. Ale dla wielu polskich katolików dalej ważne są rzekome objawienia w Trevignano Romano niż nauczanie polskich biskupów. Ta koncentracja na sensacyjności prowadzi do wewnętrznej schizmy, rozejścia się z Kościołem powszechnym. Niestety, nawet ludzie, którzy wiele zrobili dla różnych duchowych poruszeń w Polsce bardziej promują wizję źle rozumianej sprawiedliwości Bożej, formułując wniosek, że bramy miłosierdzia się zamknęły, a nastał czas sprawiedliwości. I to nic, że Ewangelia to przecież zwiastowanie dobroci i miłości Boga. Niestety, będąc na fali, zwodzą ludzi i wprowadzają ich w lęk przed tym, co ma nastąpić. Ale to błędna droga, ponieważ nikt nie nawróci się przecież ze strachu, lecz tylko przez doświadczenie miłości Boga.

Dlatego potrzeba więcej słowa Bożego i zdrowej nauki katolickiej. To wyzwanie dla księży głoszących homilie, prowadzących różne spotkania i udzielających się w internecie. To wyzwanie dla świeckich, by codziennie karmić się Biblią, bo nie sposób poznać Ojca, nie znając Jezusa i Jego Ewangelii.

3. Problem ludzi skoncentrowanych na Tradycji.

Wyzwaniem dla Kościoła pozostają także różne ruchy wiernych, nawet nieformalne, odwołujące się do Tradycji Łacińskiej. Nie mam nic przeciwko samej formie sprawowania liturgii w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego, ale niestety nie spotkałem tradycjonalisty otwartego na współczesne życie Kościoła: liturgię, formy modlitwy, pobożności. Problemem są jednak osoby, które odwołują się do Tradycji, ale nie poddają się żadnej formacji. W wypowiedziach internetowych, ukrywając się pod co chwilę zmienianymi nickami (manią niektórych jest dawanie w swój anonimowy opis imion czy wizerunków świętych), ograniczają Kościół jedynie do tego, co było, odrzucają nauczanie Soboru Watykańskiego II, degradują posoborowe nauczanie Kościoła, poniżają ruchy odnowy Kościoła, dopuszczają się manipulacji. Nie brakuje też zwyczajnego chamstwa i wulgaryzmu w obrażaniu Ojca Świętego, biskupów czy osób broniących prawdy głoszonej przez Urząd Nauczycielski Kościoła.

To jest poważne zagrożenie dla zdrowej wiary. Oto nagle większym autorytetem będą błądzący księża czy świeccy głoszący, że nie można zarazić się wodą święconą, a ograniczanie liczby uczestników liturgii podczas epidemii jest ukłonem Kościoła wobec szatańskiego spisku. To chora hybryda katolicyzmu, której trzeba się przeciwstawić, bo brak reakcji doprowadzi do realnej schizmy i odejścia takich ludzi od Kościoła, o zwiedzeniu innych nie wspominając. Choć może taka schizma, choć nienazwana, jednak już istnieje, bo u takich wiernych nie ma wewnętrznego posłuszeństwa, gdyż najważniejsze staje się „ja”. To czysty religijny egoizm: ja uważam, ja tak czuję. Takie jednak chciejstwo uniemożliwia zdrowy rozwój duchowy.

4. Siła zdrowych wspólnot.

Panująca sytuacja odsłania też siłę wielu zdrowych wspólnot w Kościele, charyzmatycznych i ewangelizacyjnych. Na bzdurne pytanie jednego z kaznodziejów: „Gdzie podziali się ci stadionowi uzdrowiciele?” - można odpowiedzieć, że są w domu i modlą się, dając wiele swojego czasu w posłudze przez internet. Codzienne modlitwy, zdrowe rozmowy z ludźmi świadczą o odpowiedzialności za życie bliźnich i pełnienie misji chrześcijańskiej. Odpowiadając na chorą zaczepkę wspomnianego kaznodziei, warto przypomnieć teologiczne ABC, że żaden z ludzi z charyzmatem uzdrawiania nie ma władzy nad chorobami, epidemiami. Bóg przez nich działa, ale ma wolność w działaniu; ludziom pozostaje wytrwała modlitwa. Zdrowy charyzmatyk zawsze pyta o to, co Pan Bóg chce zrobić, i niczego nie wymusza.

Poza tym zauważam posłuszeństwo osób ze wspólnot. Nikt z tych ludzi nie znieważa biskupów, nie robi szkalujących Kościół filmików, nie rozwiesza na kościołach kartek z napisami „zdrajcy”. Formujący się w zdrowych wspólnotach trwają w wyciszeniu, w tęsknocie za Eucharystią w świątyni i spotkaniem modlitewnym, ale rozumieją powagę sytuacji związanej z epidemią. To właśnie ci ludzie stanowią ważny głos rozsądku w swoich rodzinach, miejscach pracy, w przestrzeni internetowej. Są naprawdę siewcami nadziei i pokoju, bo zwracają uwagę na Jezusa i miłość Boga.

Ta trwająca sytuacja odsłania jeszcze, że zagrożeniem dla Kościoła nie są formujący się we wspólnotach i prowadzeni przez odpowiedzialnych księży świeccy głoszący konferencje czy rekolekcje (których prawo posługi jako świeckich wciąż jest podważane przez niektórych). Tym zagrożeniem są świeccy czy duchowni „obrońcy Kościoła”, aktywni w internecie, którzy rozsiewają jad i przekazują wykrzywiony kształt wiary katolickiej. Tymczasem wielu liderów i animatorów wspólnot, głoszących na różne sposoby słowo Boże, zachowuje zdrowy rozsądek, wierność Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła, posłuszeństwo biskupom i pasterzom oraz daje prawdziwą i ortodoksyjną analizę tekstów biblijnych i teologicznych. Obyśmy tego nie stracili.

Czytaj dalej na następnej stronie

5. Zaniedbania sfery medialnej.

Wprowadzone ograniczenia ukazały wreszcie wiele zaniedbań Kościoła w sferze medialnej. Wielu księży nie ma realnej możliwości kontaktu z wiernymi. Ale trudno się dziwić, kiedy przez lata nie dopracowano się odpowiedniej strony internetowej (a wiele parafii nie ma jej wcale), nie zadbano o transmisje czy nagrania internetowe. Teraz proboszcz nie ma możliwości powiedzenia wiernym dobrego słowa pocieszenia ich, zapewnienia o modlitwie, o prośbie o odpowiedzialność materialną za parafię nie wspominając. Z innej jeszcze strony cała sytuacja ukazuje braki w propozycjach pastoralnych dla ludzi. Sama transmisja liturgii nie wystarczy. Dlatego mając teraz czas, możemy wszyscy, duchowni i świeccy, przemyśleć odważne wejście w internet, coraz bardziej obecny w życiu ludzi. Trzeba łączyć siły, wzajemnie się inspirować, pomagać. Epidemia się skończy, ale media będą trwały. I choć niewątpliwie musi wrócić realny i bezpośredni kontakt chrześcijan, to jednak obecność medialna winna pozostać. Jak bardzo brakuje odpowiednich ciekawych filmów, programów, animacji. Zasadniczo to, co ciekawsze - pochodzi z kręgów amerykańskich protestantów. Nie możemy więc w przyszłości oszczędzać na tego typu projektach.

Cała sytuacja pokazuje jeszcze jeden aspekt - ludzie potrzebują wspólnoty. Dlatego po ustaniu pandemii warto ożywić parafię wieloma aktywnościami pozaliturgicznymi, by ludzie się formowali i coraz bardziej zacieśniali więzi ze sobą. Tylko wtedy Kościół przetrwa. Zacznijmy więc ewangelizację z nową mocą. Zachęcam do rekolekcji i misji ewangelizacyjnych, spotkań i projektów.

***

To konkretne wyzwania. Wygramy, jeśli damy się prowadzić Duchowi Świętemu.

Papież Franciszek podczas medytacji na Placu św. Piotra w piątek, 27 marca 2020 r., wyznał: „Burza odsłania naszą bezradność i odkrywa te fałszywe i niepotrzebne pewniki, z jakimi zbudowaliśmy nasze programy działania, nasze plany, nasze nawyki i priorytety. Pokazuje nam, jak uśpiliśmy i porzuciliśmy to, co karmi, podtrzymuje i daje siłę naszemu życiu i naszej wspólnocie”. Nie czekajmy więc na powrót tego, co było, bo już nic nie będzie takie samo. Powinniśmy natomiast przybliżyć się do Jezusa, jedynego Pana dziejów i naszego Przyjaciela, do Jego słowa i Jego sakramentów, do Kościoła powszechnego. Wtedy, prowadzeni mocą Pana, zaniesiemy orędzie Ewangelii do nowego świata, który woła o Boga. Tą drogę wskazuje Ojciec Święty. Wchodzę w to na całego.

Autor jest pracownikiem Instytutu Nauk Teologicznych UŚ, dyrektorem Szkoły Ewangelizacji Cyryl i Metody, i misjonarzem miłosierdzia.