Ksiądz w kibucu

KAI |

publikacja 09.09.2010 12:29

Życie w religijnym kibucu w Izraelu przypomina życie wspólnoty benedyktyńskiej kierowane zasadą „módl się i pracuj” i do tego dodałbym jeszcze „studiuj Torę” – mówi w rozmowie z KAI ks. dr Romuald Jakub Weksler-Waszkinel.

Kibuc Lavi Gaspa / CC 2.0 Kibuc Lavi
Kibuc jest m. in. jedną z form powrotu ludu Izraela na Ziemię Przymierza

Wieloletni wykładowca KUL, zaangażowany w dialog chrześcijańsko-judaistyczny i polsko-żydowski przez dziewięć ostatnich miesięcy przebywał w kibucu Sde Eliyahu. Pojechał tam, aby „doświadczyć judaizmu i uczyć się języka hebrajskiego”.

Publikujemy test wywiadu.

KAI: Wyjechał Ksiądz do Izraela dziewięć miesięcy temu i zamieszkał w kibucu religijnym Sde Eliyahu. Nie tęskni Ksiądz za Polską?

Ks. Romuald Jakub Weksler-Waszkinel: Pan Jezus pytany o pierwsze i najważniejsze przykazanie w Prawie odpowiedział, że należy nade wszystko miłować Boga, a bliźniego jak siebie samego. Mówił również o tym, że kto miłuje ojca lub matkę więcej niż Jego, nie jest godzien Jego miłości. Tak skrótowo odpowiedziałbym na pytanie o tęsknotę za Polską. Patrząc zaś w kontekście biblijnym na świat wiary bliski każdemu, kto z wiarą bierze do rąk Biblię, Ziemią Biblijna jest nie tylko Ojczyzną dla Ludu Przymierza, ale poniekąd – nie będę tego wątku dokładniej rozwijał – dla Ludów Przymierza, w tym dla wszystkich chrześcijan. I jeszcze jeden wątek, który również nie będzie dokładniej rozwijany: po Soborze Watykańskim II oraz po zawarciu stosunków dyplomatycznych między Stolicą Apostolską a Izraelem, jest – tak sądzę – w Izraelu miejsce oraz szczególna rola dla chrześcijanina (katolika). Kościół z natury jest misyjny, więc jest takowy i w Izraelu, ale Jego misyjność w Izraelu dziś winna być inna niż przed wiekami. Izrael dla katolika winien być miejscem pogłębiania swojej własnej wiary a więc  – nawracania samego siebie. Św. Franciszek swoim pierwszym współbraciom – tak przynajmniej można wyczytać w „Kwiatkach św. Franciszka” – pokazywał, że można głosić kazanie nie mówiąc ani jednego słowa. Chodzi o to, by ludzie widzieli nasze dobre czyny i chwalili Ojca, który w niebie jest; gadanie jest zbędne, czasami tylko utrudnia kontakt. Dla Żyda i chrześcijanina jest Ten Sam Bóg i Ojciec. Gdy modlimy się tak, jak nas nauczył Jezus Chrystus, zwracamy się do Boga Izraela: „Ojcze nasz”…

Czyż można więc tęsknić za Polską będąc w Izraelu? W każdym razie ja mam wciąż za mało Izraela. Zwłaszcza, ze mam szczęście bycia pośród Żydów religijnych. Spotykam na co dzień piękne przykłady uczciwej pracy i wierności w modlitwie. Kiedyś byłem w Izraelu u benedyktynów, w Abu-Gosh, ale nie przypuszczałem, że pobożny kibuc realizuje również zasadę: „módl się i pracuj”. Judaizm to nie tyle doktryna wiary, to przede wszystkim sposób życia, także z koszernym jedzeniem, z określonym sposobem własnego życia i ubierania się. Z zewnątrz na to patrząc można robić szyderstwo, można tym gardzić, a także poniżać. Patrząc zaś od wewnątrz i możliwie najgłębiej empatycznie – nie sposób nie dostrzec wielkiej WIERNOŚCI. Jestem pełen podziwu dla wierności Ludu, który pomimo szyderstw i okrutnych prześladowań pozostał wierny PANU.

KAI: Dobrze się tam Ksiądz czuł?

– Przez ostatnie dziewięć miesięcy byłem wśród głęboko religijnych ludzi. Jak widziałem ich na modlitwie, w pracy, radości i smutku, jak kochają swoje dzieci to robiło mi się bardzo ciepło na sercu. Cieszyłem się ich wiernością Najwyższemu, sam uczę się tej wierności. Stale się nawracam i rozważam słowa psalmu: „Grzech mój jest zawsze przede mną”, co oznacza, że mam świadomość moich słabości i wołam: „Stwórz o Panie we mnie serce czyste”. Te słowa bardzo mnie zawsze przejmują. Proszę zwrócić uwagę, że nie mówimy: „Panie zmień moje serce”, lecz „stwórz”. Wołamy z dna swej słabości, gdyż grzech jest zawsze przede mną. Dobrym przykładem przybliżającym rozumienie owego psalmu jest opisana w Ewangelii sytuacja, gdy chcą ukamienować niewiastę przyłapaną na grzechu. Pan Jezus mówi: „kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień”. I wszyscy się rozeszli, ich własne sumienie nie pozwoliło podnieść kamień, by go rzucić. A Jezus mówi do niewiasty: „Idź i nie grzesz więcej”.

KAI: Czym jest kibuc w którym Ksiądz przebywał?

– Kibuc jest bardzo znaną częścią krajobrazu Izraela. Dla współczesnych Polaków może się kojarzyć z kołchozem lub PGR-em, które po upadku komunizmu splajtowały. Kibuc, w którym mieszkam jest ich całkowitą odwrotnością, bo rozkwita. Żyje tam ok. 120 - 130 rodzin w swoich domach; pracują wspólnie i nie otrzymują wynagrodzenia, bo każdy ma wszystko, co jest mu potrzebne do życia. Można powiedzieć, co już zauważyłem, że jest to zbiorowość podobna do rodziny benedyktyńskiej, gdzie ideałem jest „módl się i pracuj”. Jest to kibuc religijny, ale są też kibuce świeckie, z których – jak słyszałem – wiele plajtuje albo się prywatyzuje.

KAI: Czy kibuc, w którym był Ksiądz, dobrze sobie daje radę?

- Kibuc, w którym jestem goszczony, bardzo dobrze sobie daje radę. Położony jest na granicy z Jordanią. Uprawia się w nim oliwki, palmy daktylowe, winnice. Szczyci się tym, że jest kibucem ekologicznym, wszystko, co się w nim uprawia jest zgodne z naturą. Nie ma w nim roślin modyfikowanych genetycznie ani nie stosuje się środków chemicznych. Znany jest także z opieki nad zamieszkującymi te tereny sowami, które bardzo skutecznie wyłapują gryzonie. Dla niech wybudowane są specjalne domki malowane na biały kolor. Doświadcza się tam harmonijnego współżycia natury i człowieka; więcej – kontakty z mieszkańcami zza Jordanu, więc mieszkańcami Jordanii również owocują współpracą w ochronie środowiska.

KAI: Jakie prace Ksiądz wykonywał?

– Pracowałem w zakładach Bioflay, które zajmują się hodowlą takiej odmiany much, które larwy nie niszczą upraw. Na tym polu kibuc może poszczycić się dużymi sukcesami, co oczywiście przekłada się także na jego finanse. Dzięki temu – może nie wyłącznie dzięki temu – jego mieszkańcy mogą dobrze i wygodnie żyć. Dba się w nim przede wszystkim o rodziny, które są bardzo liczne. Ponadto prowadzi się opiekę nad ludźmi w podeszłym wieku. Dla nich wybudowano specjalny dom. Posiłki jada się we wspólnej sali. Kibuc nie jest instytucją samowystarczalną, ale zatrudnia się w nim także ludzi z zewnątrz. Kieruje nim rada z panią przewodniczącą (merem) na czele. To gremium zresztą zadecydowało o tym, że mogłem pośród nich przebywać.

KAI: Jak wygląda codzienność kibucu?

– Jadąc tam chciałem dwóch rzeczy: doświadczyć judaizmu i uczyć się języka hebrajskiego. Jest to kibuc, w którym prowadzona jest nauka tego języka, na trzech poziomach: elementarnym, średnim i wyższym. Pragnąłem doświadczyć judaizmu w myśl słów Jana Pawła II, który na spotkaniu ze wspólnotą żydowską w Moguncji w 1980 r. powiedział: „Kto spotyka Jezusa Chrystusa spotyka judaizm”. Z żalem i wstydem wspominam napotkane w swoim życiu postawy antyjudaistyczne. Dlatego chciałem zobaczyć i – na tyle na ile można i na ile jestem w stanie – spotkać się i przeżyć żydowską modlitwę i życie religijne Żydów. Judaizm jest praktyką, jest przede wszystkim określonym sposobem życia.

Gdy o mnie chodzi, wstawałem o godz. 5.30. Z tego względu, że o godz. 8.00 zaczynałem lekcje, nie mogłem brać udziału we wspólnej modlitwie porannej. Więc w tym czasie odmawiałem brewiarz i czasami sprawowałem Eucharystię (naturalnie całkowicie prywatnie).

KAI: Nie było pytań z może z wyrzutami, że sprawuje Ksiądz Eucharystię w religijnym kibucu?

– Nikt mnie o to w ogóle nie pytał, nikt mnie nie śledził, ani nie podglądał. Byłem wśród poważnych, mądrych i dobrych ludzi. Dla mnie ważne jest sformułowanie Schaloma Ben-Chorina z książki „Jezus mój brat”: „Wiara Jezusa nas łączy wiara w Jezusa nas dzieli”. Należy o tym pamiętać, że Jezus wyznawał judaizm. Został zrodzony z niewiasty, wg. sformułowania Katechizmu Kościoła Katolickiego: „młodej Żydówki z Nazaretu”, zrodzony pod prawem, czyli pod prawem Mojżesza, czyli był obrzezany, uczęszczał do Świątyni w Jerozolimie i do synagogi w Nazarecie, itd…. Czasami niektórzy duchowni mówiąc o obrzezaniu, mówią o tym, jako o czymś niemalże wstydliwym, a jak chcą dokuczyć jakiemuś księdzu angażującemu się w dialog z judaizmem pytają, czy jest on obrzezany. Otóż, owi „pobożni” kapłani i wszyscy, którzy w ten sposób pytają, powinni zdawać sobie sprawę, że Pan Jezus był obrzezany. Co więcej – w Kościele było święto obrzezania Pana Jezusa, tak samo obrzezani byli wszyscy apostołowie. Kościół zrodził się w Jerozolimie, więc możemy nazwać go Kościołem-Matką. Nie jest nią ani Rzym, ani Konstantynopol, ani nawet Jasna Góra. W Jerozolimie był Wieczernik i tam Jezus ustanowił Eucharystię. Jeszcze raz podkreślę: na tej pierwszej Eucharystii nie było nikogo nieobrzezanego. Dla niektórych – to może wielki skandal. Niektórzy lubią powtarzać, że Jezus ukrzyżowany jest „zgorszeniem dla Żydów”, trochę już mnie cytują, ze tenże Jezus jest „skandalem dla pogan”. No właśnie jest skandalem – dla wielu ochrzczonych „pogan”.

KAI: Powróćmy do kibucowego porządku dnia...

– Jak już mówiłem: nie mogłem brać udziału w porannych modlitwach. Jadłem śniadanie około siódmej, a później była nauka hebrajskiego: od ósmej do godz. 13.00 i obiad. Po nim trzeba było odrobić lekcje. Ponadto, co drugi dzień trzeba było pracować. Był dzień lekcji i dzień pracy. Bracia Żydzi modlą się i pracują w myśl wspomnianej przeze mnie benedyktyńskiej zasady. Zresztą spotkałem tam również modlących się i pracujących muzułmanów. Nie mieszkają oni w kibucu, ale np. wykonują wszystkie prace remontowe. Wielokrotnie widziałem, jak odrywali się od pracy, aby się pomodlić, co łatwo poznać, gdyż Arab przyjmuje trzy postawy do modlitwy. Byłem tym bardzo zbudowany, że praca to także pieśń śpiewana Bogu w różnym natężeniu.

Wieczorem zaś, koło 20.00, starałem się chodzić regularnie na modlitwę. Życie kibucu reguluje wschód i zachód słońca. Musiałem też uczyć się tego rytmu. Ponadto po popołudniu chodziłem do chadar koszer – sali gimnastycznej, gdyż w moim wieku trzeba bardziej dbać o zdrowie i kondycję fizyczną. Zresztą, w ogóle przy pracy umysłowej jest to bardzo ważne; aby coś wchodziło do głowy trzeba najpierw zmęczyć nogi.

KAI: Jak dawał sobie Ksiądz radę z hebrajskim?

– Cóż, wciąż sobie nie daję rady, niestety…. Język hebrajski, sam w sobie, może nie jest bardzo trudnym językiem, ale nie przypomina żadnego z języków indoeuropejskich – od alfabetu począwszy, a na gramatyce skończywszy. Więc nie ma żadnych skojarzeń z obszarem naszego kręgu językowego, a jak coś się już skojarzy to najczęściej błędnie. Na początku kosztowało mnie bardzo dużo stresu, tym bardziej, że znalazłem się wśród młodych ludzi i uświadomiłem sobie, że jestem już nie dziadkiem, ale pradziadkiem. Stary młodego nie dopędzi, choćby nie wiem, jak się starał, najwyżej się zasapie; było trudno, czasami przykro… „Stary belfer” – dobrze robi na ćwiczenie w pokorze i trochę tych ćwiczeń zaliczyłem.

KAI: Kim byli koledzy w klasie?

– Różnie, ich liczba się zmieniała. Przeważnie było nas dwudziestu paru, a najmniej dziewięcioro i jeszcze troszkę mniej. Była to młodzież z rodzin żydowskich z USA, Kanady, Francji, Rosji, a nawet w mojej grupie było siedmiu Chińczyków. Są to młodzi ludzie, którzy mówią, że chcą osiąść w Izraelu, a państwo temu sprzyja, ale też z pewną dozą rezerwy. Życzliwe i uważnie im się przygląda. Niektórzy z nich proszą o prawo pozostania w Izraelu i zostają, ale pod warunkiem, że jest to ich autentyczny powrót do korzeni.

KAI: Żydzi z Chin?!

– „Rasa” żydowska, jak widać, jest bardzo kolorowa. Byli Żydzi z Chin. Byli biali, ale też żółci, pomarańczowi, i czarnoskórzy Etiopczycy. Bardzo podziwiałem Etiopczyka z Holandii. Swobodnie mówił po niemiecku, holendersku, francusku, angielsku i był w najwyższej grupie języka hebrajskiego i też nieźle sobie radził. Ja byłem w grupie początkowej – bardzo biedniutki i stareńki. Zacząłem uczyć się języka co najmniej o 20 lat za późno. Ponadto moi młodsi koledzy pochodzili z domów, w których nawet,  gdy nie mówi się po hebrajsku, to i tak oni w modlitwie używają tego języka. Żyd w synagodze modli się po hebrajsku, nawet jeśli mówi np. w jidysz. Dlatego oni wszyscy, nawet jeżeli czynnie nie operowali językiem, to gdy zaczynała się lektura tekstu, czytali swobodnie, a ja nie znałem nawet liter. W seminarium duchowny uczyłem się hebrajskiego przez jeden semestr i na koniec semestru, potrafiłem coś napisać literami drukowanymi. Nikt nas nie uczył kursywy.

Mimo wszystko powiedziałem sobie zdecydowanie i uparcie: „dziadku musisz się nauczyć tego języka, to jest język twoich pradziadów, język modlitwy, język Psałterza, wreszcie - całej hebrajskiej Biblii”. Muszę się też pochwalić, że wylatując do Polski pan z obsługi na lotnisku zwrócił się do mnie, czy mówię po angielsku czy hebrajsku, powiedziałem, że trochę po hebrajsku. Na końcu odprawy zapytał jak długo się uczyłem. Odpowiedziałem, że dziewięć miesięcy i złożył mi gratulacje, gdyż dogadaliśmy się prawie bez problemu.

KAI: Na co dzień w kibucu w jakim języku Ksiądz rozmawiał?

– Bardzo się starałem po hebrajsku, a kiedy miałem problem biegłem do kogoś, kto zna rosyjski lub francuski. W kibucu wiele rodzin znało francuski i dzięki temu radziłem sobie w tarapatach. Ale z czasem - zaczynałem się robić „niebezpieczny”, gdyż rozumiałem, co oni mówią po hebrajsku i udawało mi się czasami – niezwykle rzadko – uczestniczyć w rozmowie.

KAI: Czy pomagali w nauce, poprawiali?

– Bardzo chcą, abym próbował mówić po hebrajsku i złoszczą się, gdy zwracam się po francusku. Mówią, że to nie jest Francja i każą mi mówić po hebrajsku. Niekiedy odwoływałem się do ich miłosierdzia i mówiłem, że jestem starym Żydem, przeszedłem już swoje tortury i proszę, aby nie znęcali się nade mną. Wtedy wszyscy się śmiali i okazywali „miłosierdzie”.

KAI: Jaka atmosfera panowała w kibucu?

– Jest to atmosfera domu. Po trzech tygodniach pobytu przyszła mi do głowy taka myśl, że Pan Bóg kupił mi „akordeon”. Cóż to znaczy? Jest to związane z historią o pięknej miłości do mnie moich polskich rodziców. Jako dziecko zobaczyłem pierwszy raz akordeon i tak mi się on spodobał, że wdrapywałem się tatusiowi na kolana i szeptałem mu na ucho, rozumiejąc trochę, że jest to raczej niestosowna prośba: „Tatuś kup mi taką zabawkę”. Nie wiedziałem nawet jak się ten instrument nazywa. Tatuś odpowiadał, że jest za drogi. W tamtych czasach nie stać było mojej biednej rodziny na taki wydatek. Tata ciężko pracował fizycznie. Prosząc o ten akordeon gładziłem go po ręce. Była to dłoń twardsza niż teraz moja stopa. Pytałem go, dlaczego jest taka twarda i wtedy odpowiadał: „To jest praca, synku”. I proszę sobie wyobrazić, że mój ojciec sprzedał krowę i kupił mi tą „zabawkę”, która w dużym stopniu zmieniła moje życie. Nauczyłem się grać, występowałem w szkole, potem w seminarium duchownym byłem organistą. Nawiązując do tego wydarzenia – otóż po paru tygodniach w kibucu pomyślałem sobie: „Teraz, Panie Boże, Ty mi kupiłeś akordeon”. Kiedy wyjeżdżałem z Polski miałem poczucie rozżalenia, a nawet klęski. W kibucu zobaczyłem, że znalazłem się pośród ludzi o wielkim sercu i kiedy później mnie pytali, jak się czuję, mówiłem, że ja się chyba tutaj urodziłem.

KAI: Miał Ksiądz swój kąt?

– Władze kibucu znały mój wiek i że nie mogę mieszkać w czwórkę z chłopakami, gdyż nie wytrzymalibyśmy ze sobą. Oni pewnie mieliby ze mną ubaw, ale ja bym nie wytrzymał na pewno. Dostałem od razu pokój z łazienką. Na początku mieszkałem w części kibucu przeznaczonej dla młodzieży, ale czasami było tam za głośno i z tego powodu byłem zmęczony i niewyspany. Proszę sobie wyobrazić, że społeczność kibucu zauważyła to i dostałem – można rzec – apartament w innej części, gdzie było cicho. W nocy słyszałem tylko wycie szakali, które podchodzą w nocy pod ogrodzenie kibucu. Spotkałem się tam ze wspaniałą troską, ciepłem i życzliwością ze strony mieszkańców, a to się zdarza tylko w bardzo dobrej rodzinie.

KAI: Pytano o historię życia Księdza?

– Nie pytano, gdyż wcześnie pokazywano w kibucu film pt. „Tajemnica”, dotyczący polskiej młodzieży – młodszej i starszej – do tej ostatniej zaliczam się ja, która odnalazła swoje żydowskie korzenie. Niektórzy z bohaterów nie chcieli, aby ten film był pokazywany w Polsce ponieważ ich doświadczenia z odkrywaniem tych korzeni były bardzo przykre. Oni ciągle przeżywają swoją żydowskość i nie chcą, aby ich dzieci z racji pochodzenia były obrażane przez inne dzieci. Mówienie, że w kwestii antysemityzmu w Polsce jest teraz wszystko na medal, jest próbą szminkowania rzeczywistości. Lepiej mówić prawdę niż nakładać makijaż, bo kiedyś zlezie, a wówczas – wstyd będzie jeszcze większy.

KAI: Nie dziwiono się, co robi katolicki kapłan w ortodoksyjnym kibucu?

– Na początku niektórzy ludzie pytali, co ja tu robię, dlaczego chcę z nimi być? Moja odpowiedzią były zawsze słowa Jana Pawła II: „Kto spotyka Jezusa, spotyka judaizm”. Po jakimś czasie, kiedy zobaczyli że staram się normalnie pośród nich żyć, odpłacać im za uśmiech uśmiechem, zaczęli wychodzić do mnie z pomocą.

KAI: Pobyt w kibucu był dla Księdza także odkrywaniem swoich korzeni....

– Przepłakałem całe święto Pesach. Pierwszy raz w życiu 67-letni starzec przeżywał wieczerzę sederową z wszystkimi dręczącymi mnie pytaniami. A jest ich mnóstwo, oto jedno z nich: dlaczego Kościół zrezygnował z szabatu? W nim przecież tkwi głęboka katecheza. Ponadto każdy szabat jest – może być – bardzo głębokim przeżyciem.

Zaczyna się wieczorem w piątek, przywitaniem szabatu modlitwą w synagodze, potem – uroczysta kolacja, w czasie której śpiewane się pieśni. Modlitwy szabatu pozwalają uprzytomnić, że Żydzi są ludem Księgi i studiowanie Tory jest czymś wpisanym w rzeczywistość. Do „módl się i pracuj” religijnego Żyda dodałbym jeszcze: „studiuj Torę”.

KAI: Szabat jest uświęcaniem czasu...

– Nawiązując do szabatu: może warto jest zwrócić uwagę, że Pan Jezus szanował szabat, spierał się co do pewnych zachowań w szabat, ale nie co do samej zasady uświęcenia szabatu. Jakoś po raz pierwszy dotarł do mnie pewien fakt, na który chyba nie zwraca się w ogóle uwagi. Mianowicie: Jezus Chrystus szanował szabat nie tylko za swego życia, ale nawet po swojej śmierci – zmartwychwstał w niedzielę. W każdym razie odwalony kamień i pusty grób to wydarzenie wiary, które obchodzimy w niedzielę. Nie wiem, czy teologowie o tym pisali. Pismo Święte jest księgą otwartą i żywą i można byłoby się tym zająć. Pierwszy Kościół szanował szabat. Zmieniło się to dopiero w momencie, kiedy zaczęło się kopanie przepaści między wyznawcami Chrystusa a Żydami. Trzeba przypomnieć, że w naszych relacjach nie ma symetrii. Żyd wierny Prawu nie potrzebuje chrześcijaństwa, nawet jeśli potrzebuje i czeka na Mesjasza. Natomiast chrześcijaństwo, aby było bardziej wierne sobie musi zbliżyć się do judaizmu. Mówienie, że chrześcijanie w dialogu z Żydami już swoje zrobili, a teraz jest czas na Żydów prowadzi do nikąd. Oddala nas od idei II Soboru Watykańskiego, od tego czego nauczał Jan Paweł II, a teraz Benedykt XVI. Żydzi to nasi starsi bracia w wierze i nikt tego nie odwołał. Nowy Testament bez zakorzenienia w Starym staje się mitologią i usycha. Poznanie judaizmu jest ważne, aby poznać Jezusa. Nie chodzi o to aby wszystko wiedzieć, lecz o to, by głębiej przylgnąć do tajemnicy. Św. Jan od Krzyża – pytany o Pana Boga odpowiada: „NIC”. To jest najmądrzejsza odpowiedź, gdyż o tych, co wszystko wiedzą ksiądz Jan Twardowski pisał, że „pozjadali świece z ołtarza, a tym można najwyżej rozregulować żołądek”.

KAI: Co najbardziej uderza w modlitwie Żyda?

– Mnie uderza najbardziej to, że kiedy Żyd się modli, mówi o swojej historii, historii swego narodu. Kiedy czytamy Psalmy, wszystko jest w pierwszej osobie: „My byliśmy... jesteśmy...”. Jako Żyda mnie to najbardziej poruszyło, że nie jest to historia o jakimś tam narodzie, odrzuconym i zapomnianym. W tym momencie rodzi się refleksja: Jakie to szczęście, że Sobór Watykański II zmienił stosunek do narodu żydowskiego!

Dla mnie niezwykle ważne jest to, że odnalazłem się w żydowskiej modlitwie. Należę do tego ludu i Jezus jest z tego ludu. Szabat to czas kiedy – jak powiada Biblia – Bóg „odpoczął”. Człowiek zatem ma też odpoczywać. Wszystko się wyłącza, telewizory i radioodbiorniki, a nawet się je zasłania. Po wieczornej modlitwie w piątek – na przywitanie szabatu – trwającej około godziny, po wyjściu z synagogi jest wieczerza szabatowa, która nie jest tylko jedzeniem, ale także modlitwą. Śpiewa się psalmy i modlitwy. W sobotę rano, o godzinie ósmej rozpoczyna się ponad dwugodzinna liturgia szabatu, w trakcie której śpiewany fragment Tory. Wszyscy zgromadzeni w synagodze śledzą słowo za słowem. Cóż, dla mnie to było – i już będzie – głębokim przeżyciem. To właśnie ów „akordeon”, który otrzymałem od Boga.

KAI: Nie miał Ksiądz pokus, aby w szabat skorzystać np. z komputera?

– Naturalnie że miałem: wiele razy i ogromne pokusy. Ale powiedziałem sobie: „Nie! Naucz się świecić szabat, naucz się też odpoczywać!” Brałem Pismo Święte, otwierałem fragment Tory, który był czytany tego dnia, ewentualnie powtarzałem nowe słówka hebrajskie.

KAI: Czy i jak napięta sytuacja w Izraelu wpływa na życie kibucu?

– To jest kibuc syjonistyczny. Kibuc jest też jedną z form powrotu ludu Izraela na Ziemię Przymierza. Żyłem daleko od polityki. Mój kibuc w kwestiach sporów politycznych podzielał opinię, że aktualny rząd jest demokratycznie wybrany i my go w jego działaniach popieramy. Zwracano uwagę, że trudno rozmawiać z tymi Palestyńczykami, którzy nie uznają państwa Izrael. Z drugiej strony moi kibucnicy cały czas wyrażają wolę porozumienia z Palestyńczykami i opowiadają się za powstaniem palestyńskiego państwa. Kibuc jest położony 9 km od granicy z Jordanią i może służyć za przykład miejsca, gdzie panuje pokój. Jego mieszkańcy doświadczają pokój i pragną go dla całego Izraela. Niestety trudno dogadać się z Hamasem, który chce zniszczenia izraelskiego państwa i wypędzenia Żydów. Trudno mówić o dialogu, kiedy na izraelskie terytorium spadają rakiety. Izrael – podobnie jak każde państwo – ma prawo do obrony.

W moim ortodoksyjnym kibucu nie akceptuje się radykalizmu; również o społeczności arabskiej mówi się z szacunkiem. Jeżeli zdoła się w izolacji trzymać fanatyzm religijny, skądkolwiek by pochodził, na tej pięknej ziemi będą w pokoju i obok siebie żyli Żydzi oraz Arabowie i ich przyjaciele niezależnie od wyznawanej wiary. Cóż – wiem, że to marzenia….

KAI: Czy pytano Księdza o Jezusa?

– Takie pytania się nie pojawiały i ja bardzo świadomie nie prowokowałem. Uważam, że zadaniem wyznawców Chrystusa jest to, aby Żydzi zobaczyli chrześcijanina, któremu będą mogli ufać. Kiedy mówiłem, że katolicy są i powinni być, największymi przyjaciółmi Żydów, słuchali tego z niedowierzaniem. Mówiłem, że takie jest nauczanie Kościoła. Pytali, kto zna to nauczanie? Cóż, to kłopotliwe pytanie. Z dumą przypominałem zawsze Jana Pawła II i ze smutkiem myślałem: co z Jego nauczania pozostało w Polsce???

KAI: Pytano o Polskę?

– W Izraelu – to tylko moje wrażenie po bardzo krótkim pobycie – jest bardzo mało Polski. Moja obecność trochę Polskę – przynajmniej wśród mieszkańców kibucu – ożywiła. Kiedy np. mówiłem, że często przejeżdżałem przez Płońsk: miasto, gdzie urodził się pierwszy premier „wskrzeszonego” Izraela – Ben Gurion, budziło to zainteresowanie i zawsze padały różne pytania dotyczące Polski.

KAI: Nie mówiono o Polsce nawet w kontekście Holokaustu...

– Jest to niemiły kontekst do rozważań. Zaraz po wojnie nie chciano o tym mówić. Teraz izraelska młodzież przed wyjazdem do Polski uczy się o naszym kraju, więc Polska jest czymś bardzo ważnym. Ale to też zależy od Polski, czy będzie dla młodych Żydów jedynie cmentarzem, czy też ciekawym krajem, w którym można spotkać wielu przyjaciół. Trzeba tu dużo cierpliwości. Proszę pamiętać, że dopiero od 1989 r. mamy relacje dyplomatyczne i państwowe z Izraelem. Byłem parę razy zapraszany na różne uroczystości do ambasady RP w Tel Awiwie. Zawsze panuje podczas owych uroczystości bardzo miła atmosfera, widać dobre relacje, ale to się dopiero rozwija. Chciałbym na przykład, aby Polska miała także swój konsulat, a może i Ambasadę w Jerozolimie. Trzeba być obecnym w tym mieście bardziej, nie bać się, gdyż to jest według Biblii stolica Żydów.

KAI: Nie chciano Księdza zatrzymać w kibucu?

– Przez dziewięć miesięcy żyłem na wysokich obrotach. 6 września wracam do kibucu. 8 września zaczyna się Rosz ha-Szana – żydowski Nowy Rok i chcę go przeżyć tam podobnie jak kolejne święta: Jom Kippur (Dzień Pojednania) oraz Święto Namiotów – Sukkot.

Czy chcieli mnie zatrzymać? A cóż oni by ze mną tam robili, musiałbym być, co najmniej trzydzieści lat młodszy. Wydaje się, że mnie kochają, a jak się kocha to się nie mówi masz być tym, czy tamtym, masz być tu lub tam: masz być po prostu szczęśliwy. Mój stryj powtarzał: „Ty masz swoje sumienie i tylko jego słuchaj”. Powiedział mi tak, gdyż mnie kochał, mimo, że chciał, abym stał obok niego w synagodze przykryty tałesem. Powiedział mi też: „Jeżeli ktoś w twoim życiu narozrabiał to tylko Pan Bóg”. Jeszcze raz powtórzę pobyt w Izraelu to jest mój „akordeon” otrzymany od Boga. Moi kibucnicy kochają mnie za nic. Bo za co mają mnie kochać, nie mają żadnych powodów. Ich zainteresowanie Polską spowodowane jest moją obecnością, ale ja bym chciał, żeby Polska budziła ich zainteresowanie beze mnie. Wiem kim jestem – jestem polskim Żydem. Nikt mnie też z Polski nie wypędzi; mam nadzieję, ze koszmar roku 1968 już się nigdy nie powtórzy. Szkoda tylko, że jestem stary. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się przynajmniej o dwadzieścia lat za późno. Ale jest pięknie, co nie znaczy, że jest lekko. Wszystko co piękne jest trudne.

Rozmawiał Krzysztof Tomasik