Odpowiedzialni za siebie nawzajem

Jak żyć z epidemią? Nie liczyłabym, że państwo nam w dobrych decyzjach pomoże. Co nie znaczy, że jego wskazania można ignorować.

Odpowiedzialni za siebie nawzajem

Dzień epidemii w Polsce podobno 83. A gdyby był 383? Brzmi straszliwie? Może, ale to całkiem realne. Myślę, że trzeba przyjąć, że koronawirus z nami zostanie, tak jak jest z nami na codzień grypa. Powstaje pytanie, jak w tym żyć? Jak mamy funkcjonować w sferze międzyludzkiej, gospodarczej, kulturalnej, religijnej, politycznej? Jak ma funkcjonować edukacja czy (ważne przed wakacjami) turystyka i rekreacja? A ochrona zdrowia?

Jakie mamy perspektywy? Szczepionka może na przełomie roku, może na wiosnę. Najpierw dla najbardziej zagrożonych. Nieco lepiej wygląda sytuacja z lekami. Co najmniej dwa preparaty mają szansę uzyskać rejestrację do stosowania w COVID-19. Mam na myśli remdesivir, który hamuje namnażanie wirusa, i tocilizumab, blokujący nadmierną reakcję zapalną. Jeśli wejdą do regularnego stosowania, będzie to wielki postęp. Pytanie, w jakim stopniu i dla kogo będą dostępne. Nie da się ukryć, że nie są – nie będą – tanie.

Na razie jednak oba są w fazie przedrejestracyjnej. Zostaje nam higiena, testy i izolacja.

Problem w tym, że to co jest możliwe przez dwa miesiące, nie jest możliwe przez rok. Musimy wrócić do funkcjonowania nie tylko na płaszczyźnie gospodarczej, ale w każdej innej. Z mojego puntu widzenia najważniejsza jest sfera kontaktów międzyludzkich, ale nie można pominąć na przykład przestrzeni politycznej i tak podstawowej sprawy, jaką jest wolność demonstrowania własnych poglądów. Już nie wspominając o możliwości prowadzenia kampanii w okresie przed wyborami.

Pewne normy narzuca nam państwo. Z pewnością nie można ich lekceważyć. Obawiam się jednak, że obecnie podstawowym motywem zdejmowania ograniczeń jest ekonomia. Zwyczajnie nie stać nas na dalsze zamrożenie wszystkiego. Nie mam poczucia, że ktokolwiek myśli globalnie czy uwzględnia sytuację społeczną. Tę ludzie regulują sami, coraz częściej ignorując narzucone zasady. Mamy zwyczajnie dość. Trudno się dziwić. Ale to nie usprawiedliwia braku myślenia.

Owszem, mnie zapewne nic nie będzie, nawet jeśli się zarażę. Ale mogę zarazić tych, dla których COVID-19 będzie śmiertelnym zagrożeniem. Nie mogę powiedzieć: to niech się izolują. Nie przez rok czy półtora. Trzeba naszej wspólnej odpowiedzialności.

Cieszy mnie w tym wszystkim powolny powrót normalnego życia religijnego. Wydaje się, że kolejne kroki są podejmowane roztropnie. Ważnym elementem jest dyspensa, która pozostawia ludziom wolność oceny własnej sytuacji w danym momencie. Być może jej utrzymanie będzie konieczne aż do wprowadzenia w miarę powszechnych szczepień, jednak przy jednoczesnym poszerzaniu możliwości uczestnictwa w życiu religijnym dla wszystkich. Podobnego rozsądku trzeba nam w każdym obszarze.

Nie liczyłabym, że państwo nam dobrych decyzjach pomoże. To nie jest – niestety - sfera jego zainteresowania.