Przyzwyczajeni

Czegokolwiek byśmy nie zrobili, nie będziemy bezpieczni. Z tym po prostu trzeba się na razie pogodzić. To jednak nie znaczy, że nie mamy żadnego wpływu.

Przyzwyczajeni

Żyjemy z epidemią kolejny miesiąc. Już do niej przywykliśmy. Na tyle, że coraz częściej rezygnujemy ze tego czy innego środka ostrożności. Trudno się dziwić: mamy po prostu dość. Restrykcje wystarczająco zatruły nam życie, zbyt wiele dni już zabrały. Teraz chcemy wrócić do normalności. Widać ten powrót na każdym kroku.

Nie powstrzyma nas coś tak banalnego jak kolejne przypadki zakażeń. Nas to nie spotka. Albo: nam nic nie będzie. W skrajnych (choć nierzadkich) przypadkach można usłyszeć, że wirusa po prostu nie ma. Wyznawców tej teorii nie przekonuje żaden fakt, wręcz przeciwnie, wykazują gorliwość niemal apostolską w ich dementowaniu.

Powiedziałabym: trudno, każdy decyduje o sobie, gdyby faktycznie tylko o sobie decydował. Tymczasem wielokrotnie podejmuje decyzję także za innych. Także za tych, dla których zakażenie wiąże się z wysokim ryzykiem powikłań. Podejmuje, choć w ogóle o nich nie myśli. Nie istnieją w jego refleksji. Niech dbają o siebie.

Tak, to prawda, musimy funkcjonować. I prawdą jest, że nie da się żyć stale pod tak olbrzymią presją. Przyzwyczajenie jest konieczne, inaczej byśmy oszaleli. Chodzi o to, by wypracować sobie jakiś rozsądny i możliwy algorytm działania. To prawda: państwo nam w tym nie pomaga. Kolejne ograniczenia są zdejmowane i nie spodziewam się, by wróciły, nawet jeśli minister zdrowia co jakiś czas tym straszy. Innymi słowy: trzeba, żebyśmy sami zachowywali zdrowy rozsądek.

Nie chcę wyznaczać wszystkim i każdemu z osobna zasad działania. Podobnie jak nie próbuję zwracać uwagi ludziom, którzy nie zachowują narzuconych przez państwo zasad. Zdaję sobie sprawę, że czasem ich zachowanie jest niemożliwe. Odpowiedzialność za nas samych i nasze otoczenie spoczywa na każdym z nas. 

I oczywiście: czegokolwiek byśmy nie zrobili, nie będziemy bezpieczni. Ani my sami, ani ludzie wokół nas. Z tym po prostu trzeba się na razie pogodzić. To jednak nie znaczy, że nie mamy żadnego wpływu. Nie warto go tracić.