Nie sami swoi

Jacek Dziedzina

GN 29/2020 |

publikacja 16.07.2020 00:00

Czy trwałość sojuszy między państwami wymaga, by rządziły w nich bliskie sobie ideowo siły polityczne? Logika podpowiada, że tak. W praktyce bywa różnie.

Donald Trump i Binjamin Netanjahu. Prawicę w USA i Izraelu łączy bardzo wiele. ABIR SULTAN /epa/pap Donald Trump i Binjamin Netanjahu. Prawicę w USA i Izraelu łączy bardzo wiele.

Czy polskiej centroprawicy łatwiej dogadać się z amerykańskimi republikanami niż z demokratami? Dlaczego prawicowy rząd w Polsce miałby łatwiej z lewicowym partnerem w Izraelu? Czy polskie interesy lepiej rozumieją niemieccy socjaliści niż kanclerz Merkel? I czy zmiana rządu w kraju sojuszniczym oznacza zawieszenie zobowiązań podjętych przez poprzedników? To nie są, przyznajmy, pytania, z którymi zasypia i budzi się przeciętny obywatel. Jeśli ktoś jednak próbuje zrozumieć specyfikę stosunków międzynarodowych, prędzej czy później musi dojść do tych kwestii.

Najbardziej aktualne wydaje się pytanie o trwałość sojuszu polsko-amerykańskiego. Bo jeśli listopadowe wybory w USA wygra demokrata Joe Biden, to czy będzie to oznaczało nieaktualność wszystkich wcześniejszych ustaleń między Andrzejem Dudą i Donaldem Trumpem? Odpowiedź na to i podobne pytania jest bardziej złożona, niż się wydaje. W relacjach międzynarodowych pokrewieństwo ideowe partii rządzących nie zawsze jest gwarancją zacieśniania wzajemnych stosunków.

Love Israel

Jeśli jest jakiś przykład niemal całkowitej zbieżności poglądów, interesów i kierunków działań między partiami z dwóch różnych krajów, to z pewnością są to prawicowy Likud w Izraelu i Partia Republikańska w Stanach Zjednoczonych. To oczywiście bardzo szeroki temat, obejmujący wyjątkową co do zasady relację, jaka łączy USA z Państwem Izrael. Relacja ta staje się jeszcze bardziej zażyła, gdy w obu państwach rządzą wspomniane partie. Jesteśmy zresztą świadkami tego od kilku lat, odkąd trwające już długo rządy centroprawicy w Izraelu spotkały się ponownie z republikańskim gospodarzem Białego Domu. W przypadku Donalda Trumpa to nawet coś idącego jeszcze dalej niż to, co najbardziej proizraelscy prezydenci USA dotąd mieli do zaoferowania Izraelowi. Republikanie w ogóle, a Donald Trump w szczególności, zawsze bardziej sprzyjają wszystkim postulatom izraelskiej prawicy, dotyczącym zwłaszcza sporów terytorialnych z Palestyńczykami. Dotąd jednak nawet tak proizraelscy prezydenci jak George W. Bush nie zdobyli się na tak jednostronne poparcie dla planów na przykład aneksji kolejnych terytoriów palestyńskich, nie mówiąc już o uznaniu Jerozolimy za odwieczną stolicę Izraela.

Dostępne jest 23% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.