Piórem jak cepem, czyli kultowe gawędy z „Gościa”

Piotr Sacha

publikacja 09.09.2020 13:29

Z okazji urodzin „Gościa Niedzielnego” (9 września 1923 r. ukazał się pierwszy numer GN) przypominamy kultową serię felietonów. Przed wojną to właśnie od tych tekstów wielu czytelników rozpoczynało lekturę naszego tygodnika.

Piórem jak cepem, czyli kultowe gawędy z „Gościa” Montaż Studio GN Rysunkowa sylwetka Stacha Kropiciela, publikowana wraz z przedwojennymi gawędami na łamach GN.

Gawędy Stacha Kropiciela ukazywały się na łamach „Gościa Niedzielnego” w latach 1924–1973. Pisane po śląsku, pełne humoru i trafnych spostrzeżeń teksty były efektem wędrówek po Górnym Śląsku i obserwacji pozytywnych i negatywnych zjawisk. Tak przynajmniej zapewniał autor felietonów, 70-letni emerytowany górnik, który wyrusza z domu, żeby mieć o czym opowiadać czytelnikom: „Przyznom się, że nierod z zapieca wyłaża, bo na dwór to ani psa nie wygnać, a jeźli chca gawędy pisać, musza znowu wziąć nogi na ramie i iść, i przypatrywać się, jak dzisiej ludzie żyją, co robią, jak się bawią, abym mógł potem wyrżnąć gawędę i napisać tak, żeby się moja pisanina trzymała ładu i składu”.

Pierwszy tekst z tej serii ukazał w numerze na 17 lutego 1924 roku, czyli zaledwie kilka miesięcy od powstania „Gościa”.
Więcej o początkach „Gościa Niedzielnego” przeczytacie tutaj

Tak witał się Kropiciel z czytelnikami:
„Ale kiedych sie dowiedzioł, że na polskim Górnym  Śląsku wychodzi »Gość Niedzielny«, jakosikej gazetka, która sie zajmuje sprawami religijnemi, to już byłem udobruchany i jak widzicie ciosom pierwszą gawęda aż Bogu miło. Nie idzie mi to jeszcze od ręki, bo przyznom sie, żech już downo przestoł pisać i bardzo niesporo mi to jakosik z miejsca idzie. Ale skoro sie jeno rozmachom, to myśla, że tam jeszcze byda piórem robił, niby cepem w stodole”.

Poznaj instagramowy profil retrogosc

„Piórem, niby cepem w stodole” – te słowa trafnie określają charakter tekstów, jakie trafiały na łamy przez blisko pół wieku. I jeszcze słowo na temat języka. Tak przedstawił się w 1924 r. autor:
„Nie byda sie tam wysiloł pisać, jak to padajom językiem literackim (jakby to kto językiem pisać umioł — jo już nie, bo pisza piórem), ale też nie byda naszego górnośląskiego języka naciągoł i koślawił, jeno tak byda pisoł, jak gawędza, bo za to ręczy dawne pochodzenie moje z dziada i pradziada jako gawędziarz, o czem wszystkim donoszę, przedstawiając im się jako życzliwy sługa Stach Kropiciel”.

Ps.
Chyba należy jeszcze coś zdradzić... Stach Kropiciel to pseudonim stworzony przez ks. Józefa Gawlinę (redaktora GN w latach 1924-26, późniejszego arcybiskupa i biskupa polowego Wojska Polskiego). To ks. Gawlina był pierwszym Kropicielem. A po nim felietonowy kostium emerytowanego włóczykija zakładali kolejni śląscy księża.

Na następnych stronach przeczytacie dwie gawędy Stacha Kropiciela: pierwszą gawędę z 1924 r. oraz tekst opisujący to, co działo się w Niemczech w 1935 r.

Do kolejnych felietonów Stacha Kropiciela będziemy wracać w specjalnym serwisie retro.gosc.pl

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Już mi nawet na stare lata spokoju nie dadzą. Myślę sobie, że teraski, kiedy masz dziadzie siódmy krzyżyk na plecach a twoja staro ziewając spuszcza paciorek po paciorku o szczęśliwa dla nas obu śmierć  — teraz mogę wypocząć za piecem, jeść żur z kartoflami i szperką, nie dbać o tę psią walutę i zaglądać za wygodnym kącikiem przy Bożem chlebożku. Aż tu przychodzi do mnie Czcigodny nasz ksiądz proboszcz i nuże zaczyna mnie miedzy ziebra sztuchać i namawiać, abym zaczął pisać gawędy, gdyż moje rzemiosło to jest włóczyć się po świecie i strzyc oczyma w lewo i prawo, czy wszystko w porządku i ganić co złe, a chwalić co dobre. Przyznom się, że nierod z zapieca wyłaża, bo na dwór to ani psa nie wygnać, a jeźli chca gawędy pisać, musza znowu wziąć nogi na ramie i iść, i przypatrywać się jak dzisiej ludzie żyją, co robią, jak się bawią abym mógł potem wyrżnąć gawędę i napisać tak, żeby się moja pisanina trzymała ładu i składu. I też ksiądz proboszcz nielekką mioł zemną robotę, aż mnie nakłonił do wdania się w gawędy. Ale kiedych sie dowiedzioł, że na polskim Górnym Śląsku wychodzi „Gość Niedzielny”, jakosikej gazetka, która sie zajmuje sprawami religijnemi, to już byłem udobruchany i jak widzicie ciosom pierwszą gawęda aż Bogu miło. Nie idzie mi to jeszcze od ręki, bo przyznom sie, żech już downo przestoł pisać i bardzo niesporo mi to jakosik z miejsca idzie. Ale skoro sie jeno rozmachom, to myśla, że tam jeszcze byda piórem robił, niby cepem w stodole.

I tak mi nic nie zostanie, jak wysmarować buty, wdzioć na sia porządny ciepły płaszcz, wsadzić na głowa baranina a do kapsy tabakierka, wziąć do ręki mego nieodstępnego towarzysza sękatego i włóczyć się po świecie do woli Boskiej, machać sękatem w prawo i lewo i pisać gawędy, jak długo jeszcze byda mógł. A moje kobiecko niech siedzi doma, niech dogląda chudoby i niech jeszcze haruje od rana do wieczora, bo sie dziadowi na starość jeszcze dostało ruszać po Bożym świecie, aby czytelnicy „Gościa Niedzielnego” mieli od czasu do czasu gawędę, taką, jaką robię zawsze somsiadom i kmotrom, kiedy przychodzą do chałupy. Nie byda sie tam wysiloł pisać jak to padajom językiem literackim (jakby to kto językiem pisać umioł — jo już nie, bo pisza piórem) ale też nie byda naszego górnośląskiego języka naciągoł i koślawił, jeno tak byda pisoł ja gawędza, bo za to ręczy dawne pochodzenie moje z dziada i pradziada jako gawędziarz, o czem wszystkim donoszę, przedstawiając im się jako życzliwy sługa.
Stach Kropiciel

„Gość Niedzielny”, nr 7/1924

Okropne czasy przeżywo tereźniejsze pokolynie!

Nic, jeny o wojnach ludzie godają i wojny cięgiem sie kajś prowadzi, w Ameryce (Boliwja i Paragwaj), w Azyji (Chiny) a pomału i w Afryce (Abesynja i Włochy). W inkszych krajach, osobliwie zaś w naszyj staryj Europie rodacy sami sie między sobą katrupią, jak to niedowno tymu było w Austryji, Hiszpaniji a potym w Grecyi. Czamu sie to ludzie nie mogą zgodzić? Kiby pamiętali i do serca se wzięli słowa Zbawiciela „Pokój wam!”, jakiemi według Ewangelji św. z ostatnij niedzieli Chrystus Zmartwychwstały powitoł uczniów swoich, toby nie było takigo zgorszynio, wojen i bjydy na świecie. Ale cóż — są wszędy i wdycki ludzie, kierzy nie chcą pokoju, a czym wyżyj są postawieni i czem większo moc mają, tym mynij im sie tyn pokój podobo, bo chcieliby dojść jeszcze wyżyj, a w pokoju, to jest po sprawiedliwości, tego zrobić nie poradzą. Skiż tego to tak nie cierpią Kościoła katolickiego, bo pokój ludziom głosi, skiż tego to tak katolików w Rusyji, Meksyku i inkszych krajach, jak terazki naprzykłod pod Niemcym prześladują, bo myślą, że jak zburzą Kościół i cały noród na strona bezbożników przyciągną, prędzyj z takim bezbożnym norodym bydą mógli ciągnąć na wojny, aby i kajindzij pokój burzyć. Nojlepij widzymy to terazki u Niemców. Nojwyżsi ich przywódcy wynokwjyli jakoś nowo wiara pogańsko, kiera nie uznaje Chrystusa Pana, ani zbawienio wiecznego, ani żodnego inkszego ważnego przykozanio, nie uznaje równości wszystkich ludzi i ras, jeno jedna rasa niemiecko, że Niemcy są norodem wybranym i że jest jedyn jeno Bóg (abo prędzyj bożek), to jest Bóg niemiecki. W Niemcach jest już bezmała jak w Meksyku, bo po roztomaitych heresztach zawarto już poraset księży, zabroniono roztomaite organizacje katolickie i zakozano drukować katolickie gazety. I czym bardzyj w Niemcach szerzy sie niedowiarstwo, tym więcyj tyż tam o wojnie godają, na wojna sie sposobią i przez to cołki świat niepokoją. Nie byda sie ta więcyj o tym rozpisowoł, bo wszyjscy możno z gazet wjycie, jak rzecy te stoją. Jedna rzec jednak w związku z tym musza podkryślić, a to ta, iże czym więcyj w Niemcach ludzie wyrzykają się wszechmocnego Boga niebieskiego, tym więcyj, taksamo jak poganie, w boga ziemskiego wierzą i mu bosko cześć oddają. Takim bogiem był u Rzymian za czasów Chrystusa kożdy cysorz rzymski, naprzykłod Neron, tyn sławny prześladowca chrześcijan, w niedownych zaś czasach w Chinach był takim bogiem tyż cysorz a w Japonii do terazka jest każdorazowy cysorz Mikado.

W Niemcach takim bogiem pomału staje sie Hitler. Nie wierzycie? Tóż przeczytejcie se jako gazeta codzienno z ostatnij niedziele! W telegramie z Berlina pod datą 27 kwietnia donosi tam Polska Agencja Telegraficzna, iże w Berlinie odbyło sie wielgie zebranie zwolenników nowopogańskij wiary niemieckij, i że na tym wiecu jakiś profesór Hauer, jedyn z apostołów tyj nowyj wiary, pedzieć mioł dosłownie: „Bóg objawił się w postaci wodza narodu niemieckiego Hitlera, jak również w czynach jego”. Inkszemi słowami znaczy to, że Bóg wcielił sie w Hitlera, że przyjął jego postać, że zatem Hitler jest... bogiem! Daleko doprowdy dojść już musieli Niemcy, nawet ich profesorowie, jeżeli takie bzdury przed światem głosić i w takie blużnierstwa wierzyć mogą! Ale pado jakieś przysłowie, że kogo Bóg chce ukorać, tymu rozum odbjyro... Zato, na szczęście, Bóg ośwjyco i ku Sobie prowadzi inksze, mynij uparte norody.

We Francyji noprzykłod tyż przed 30 lotmi było prześladowanie Kościoła i dotąd jest tam rozdział między Kościołem i państwem, ale Francuzi od czasu, jak sie w ostatnich latach jednego po drugim pozbyli pomału wszystkich większych masonów, kierzy w regjyrunku i w państwie wielka moc mieli, nabjyrają coraz więcyj rozumu i zaś sie z papjyżym chcą pogodzić. Jeno patrzyć, jak bydzie podpisany Konkordat! Że to nie są żodne bery widać nojlepij stąd, iże w tych dniach zakończynie Roku Świętego odbyło sie nie w Rzymie, ale na rozkaz Ojca św. w Lourdes we Francyji, dokąd Ojciec św. posłał jako swego zastępcę nojwyższego godnością i władzą kardynała, swego sekretarza stanu, czyli niejako prezydenta ministrów abo kanclerza, Pacelli’ego. Tak to robota bezbożników w katolickij Francyji, kiero już od tela lot w swyj mocy mieli, w nic sie obróciła, i tak tyż sie stanie w inkszych krajach, w kierych sie roztopjyrzają masoni i inksi bezbożnicy, bo Kościół Chrystusowy stał, dotąd stoi i według Ewangełji św. po wszystkie czasy bydzie jak opoka, kieryj bramy piekielne nie zwyciężą.
Wasz Stach Kropiciel

„Gość Niedzielny”, nr 18/1935