Kto mieczem wojuje...

... od miecza ginie. W Turcji chyba o tym nie wiedzą.

Kto mieczem wojuje...

Drugi dzień października, epidemii w Polsce dzień 213. Fala zakażeń i zachorowań się wzmaga. Trzeba modlitwy. O ustanie epidemii, za chorych, za konających, za zmarłych... Wiadomo. Ale i na świecie, i to nie tylko z powodu pandemii, niespokojniej.

Przyznaję, ta wiadomość zrobiła na mnie jak najgorsze wrażenie. Turcja postanowiła pomóc Azerom w walce z Ormianami. W Górskim Karabachu. I przetransportowała w rejon walk dżihadystów z Syrii. Samych ochotników oczywiście, za to także oddziały znane z okrucieństwa. Ich celem jest – jak sami deklarują – walka „z chrześcijańskimi krzyżowcami”. O tyle deklaracja ta nie ma sensu, że Ormianie to lud bardzo stary, a ormiańskie państwo istniało na tych trenach całe wieki przed narodzeniem Mahometa. Nie ma więc mowy o ekspansji chrześcijaństwa, z czym przecież kojarzymy określenie „krzyżowcy”.

Ankara i Baku zaprzeczają tym doniesieniom, ale jakoś nie bardzo owym zaprzeczeniom wierzę. Słyszałem na własne uszy, jak przedstawiciel rządu Azerbejdżany mówił o tym, że to Ormianie rozpoczęli walki. To kompletnie bez sensu: oni akurat zainteresowani są utrzymaniem status quo, po co więc mieliby się narażać na utratę zdobytych ziem wywoływaniem wojny? Jeśli więc ktoś kłamie w sprawie tak łatwej do zweryfikowania, jak to, kto rozpoczął II wojnę światową, to jak wierzyć mu w innej?
 

Nie sposób w kontekście angażowania w konflikt dżihadystów zapomnieć o ludobójstwie, jakiego w Imperium Otomańskim dokonano na Ormianach w czasie I wojny światowej. Według różnych szacunków zginęło wtedy od niespełna miliona, do półtorej miliona ludzi. Smutne, ale Turcja, jeszcze do niedawna aspirująca do wspólnoty europejskiej, zapisuje właśnie kolejne niechlubne karty historii swojego kraju. Prezydent Recep Erdoğan liczy, że dzięki takim działaniom stanie się niebawem, jak to sugerują złośliwcy, współczesnym sułtanem tego regionu. Wszak Turcja jawnie uczestniczy już w kilku konfliktach, od Bliskiego Wschodu do Północnej Afryki. Wszystko to obliczone jest na odbudowanie Imperium. Wiele innych krajów regionu jest przecież dziś bardzo osłabionych. I ta strategia może się udać. A co z Górskim Karabachem i Armenią?

Zachód nijak Armenii nie pomoże, to raczej pewne. Puste deklaracje trudno uznać za pomoc. Dość biernie wszystkiemu przygląda się na razie tradycyjny sojusznik Armenii, Rosja. Dogadała się wcześniej z Turcją i Azerbejdżanem w tej kwestii? Być może. Moskwa pewnie zresztą liczy, że coś w tej sytuacji ugra dla siebie. Mam na myśli, że ceną za pomoc, choćby tylko było to pogrożenie palcem, może być większe uzależnienie Armenii od Rosji. Co z kolei myślą o kolejnej wojnie sunnitów w szyickim Teheranie? Trudno powiedzieć.

Nie udaję, że wiem co będzie dalej i jak potoczą się losy Górskiego Karabachu, Armenii i całego regionu. Wiem, że kto za pokój gotów jest płacić wysokie rachunki, zazwyczaj przegrywa. Wygrywa ten, kto nie boi się zbrojnej konfrontacji. Wiem jednak też, że kto mieczem wojuje od miecza ginie. Jestem przekonany, że wspieranie grup dżihadystów – jak to ma miejsce w Syrii – czy nawet używanie ich do wojny w innych regionach wcześniej czy później obróci się przeciwko Turcji. Władze tego kraju za swoją nieprawość i podpalanie regionu – od Kaukazu do Północnej Afryki – zapłacą. To pewne. I myślę, że nie będziemy na to czekali aż do sądu Bożego.