publikacja 17.12.2020 00:00
Francja najpierw zapomniała, a potem wyrzekła się resztek pamięci o swoim Imperium, które – jak każde dobrze zbudowane imperium – było urzeczywistnionym snem o uniwersalizmie, o braterstwie ludów. Sen nie jest tu metaforą: narody i imperia rodzą się, gdy „porywy wyobraźni” książąt spotykają się z potrzebami życia ludów. Czy warto je pamiętać?
wikipedia
Fort de Chartres nad Missisipi, kamienny świadek francuskiego imperium kolonialnego w Ameryce.
Pamięć może być czynna. Osiemdziesięcioletni Jean Raspail napisał książkę „Na Królewskim Szlaku” (jej polskie tłumaczenie właśnie się ukazało), wspominając nie tylko dawne Imperium, ale własną młodzieńczą, skautowską wyprawę z przyjaciółmi rzekami, którymi płynęli odkrywcy francuskiej Ameryki – od atlantyckich brzegów Kanady, przez Wielkie Jeziora, do Zatoki Meksykańskiej i Nowego Orleanu. Co chcieli znaleźć? Ślady zapomnianej cywilizacji katolickiej, która tam istniała, ale także ślady ducha pierwszych odkrywców tej ziemi we własnych sercach. Wspominający u schyłku życia tę przygodę stary pisarz odtwarzał w pamięci jej nastrój, by mogli go poczuć ci, którzy dziś mają tyle lat, ile on i jego trzej przyjaciele, gdy ruszali w dwóch kanu z Trois-Rivières na zachód. Jakby tłumacząc się z dzieła swego życia, pisał: „Kiedy nasze przekonania nic już nie znaczą, bo jest się przytłoczonym ze wszystkich stron i nie ma nadziei na to, że kiedyś to one zwyciężą, trzeba im nadać bardzo konkretny kształt. To taka gra…”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.