Nie dać się stłamsić cywilizacji

AfrykaNowaka.pl |

publikacja 08.11.2010 11:54

Od Garies do Nababiep – relacja z 21-24.10 Dziś przebyłem 30 mil-oj !-ciężko tak, że trudno wysłowić! Sił tak mało, tak mało Maryś- a to trzeba! Do granicy jeszcze 120 mil.

Nie dać się stłamsić cywilizacji AfrykaNowaka.pl

Sharon opuściła obozowisko bardzo wcześnie rano, pozostawiając nas w głębokiej zadumie i postanowieniu, że nie damy się stłamsić cywilizacji i temu co odgórnie jest narzucone. Żyjąc w społeczeństwie należy respektować reguły i zasady w nim panujące, ale trzeba też realizować własne marzenia i pragnienia. Chciałabym będąc w jej wieku  mieć tyle radości życia i chęci poznawania Świata.

Przejazd przez góry Kasmiesberg Pass

Starym zwyczajem wyjeżdżamy z Asią pierwsze, dając chłopcom czas na dokończenie pakunków, zjedzenie śniadania, załatwienie pieczątki w miejscowym komisariacie. Mamy przed sobą jakieś 60 kilometrów, wydaje się, że to nie dużo, ale zważywszy na to, że czeka nas przejazd przez góry, musimy się spieszyć. Pierwsze kilometry mijają bez większego wysiłku, po drodze spotykamy urocze zwierzaki, to wyskoczy nam jakaś kózka, to żółw, jaszczurka, osiołki. Istna sielanka.  Powoli teren coraz bardziej się wznosi, wjeżdżamy w pasmo gór Kasmiesberg Pass. Pierwszy podjazd ma jedyne osiem kilometrów, co todla nas?!

Jesteśmy już mocno zaprawieni.  Krajobraz robi się coraz bardziej pustynny, gdzieniegdzie widać jeszcze zielone kępki traw, kilometry przestrzeni przed nami, za nami, z prawej i lewej strony. Można się już przyzwyczaić do tego widoku. Droga nas nie rozpieszcza, ale przecież nie przyjechaliśmy tutaj na wakacje, Nowak na pewno nie miał  lżej. Temperatura powietrza zbliża się do 50 stopni a przed nami jeszcze szmat drogi. Przejazd przez góry jest drogą przez mękę. Walczymy  sami z sobą, ze sprzętem ( ile można złapać gum na prostej drodze?), narastającym zmęczeniem. Tabliczka z napisem Kamieskroon oznacza  dla nas wybawienie.

Oj Maryś! – gorzkie migdały mam do zgryzienia- ani czuję się na siłach, kraje nędzarze -pustynne, ludzie nieserdeczni – ciężkie tułacze dni przede mną – całe szczęście, że mam jeszcze gotówkę w kieszeni i mogę ją wydać.

Miasteczko Kamieskroon

Miasteczko Kamieskroon administracyjnie należy do Nothern Capo i utrzymuje się głównie z turystyki kwiatowej. Z powodu panującej w tym roku wyjątkowej suszy nie dane nam było dostrzec tej niesamowitej palety barw, którą wytwarza tutejsza roślinność. Jak do tej pory to nasze największe rozczarowanie.  Jeździmy od hostelu do hotelu, pytając o nocleg. Koszt postawienia namiotu to „jedyne” 300 randów ( 120 zł ). Nie poddajemy się i próbujemy dalej. Krążymy po okolicy, wywołując coraz większe poruszenie i zainteresowanie.

Lituje  się nad nami emerytowana nauczycielka, która najpierw pozwala nam  rozbić się na swoim ogródku, a potem, widząc trzęsącą się z zimna Asię, zaprasza nas do siebie do domu. Afrykańskie domy mają to do siebie, że z zewnątrz nie imponują przepychem, ale w środku są niesamowicie klimatyczne. Po ciężkiej przeprawie przez Kasmiesberg, 1,5 godzinnych poszukiwaniach noclegu nikt nie narzekał, że „musi” spać  w pachnącej pościeli i  brać gorącą kąpiel. Ranek powitał nas zapachem świeżej kawy i jajecznicy z awokado.   Pożegnaliśmy naszą uroczą gospodynię i udaliśmy się w kierunku Springbok, przed nami ponad 70 kilometrów drogi.

Pustynna nędza – złota miedź i diamenty razem w jednym miejscu. Dziwnie to brzmi –prawda? Ubranie przegniłe potem – trzeba wyprać, a nie mam gdzie i jak, trzewiki dogorywają, rower znowu w okropnym stanie – a przede mną bezkresna pustynia – ale Bóg dobry pomoże!

- Panowie, z chlebem, z chlebem! – czyli refleksje nie tylko kulinarne

Trasa z Kamieskroon do Springbok minęła nam jak z bicza strzelił. Wzmocnieni domowymi pieleszami ruszyliśmy pełną parą. Zdecydowanie obniżyła się temperatura, nawet te górki nie wydają się  takie złe. Po 40 kilometrach robimy sobie przerwę, trzeba coś zjeść. W menu mamy zupki chiński o smaku steka, chleb tostowy podawany z fasolką oraz przepyszną rybę w sosie pomidorowym. Panie mają pierwszeństwo, chociaż jesteśmy oczywiście za równouprawnieniem..  Kończy się ono wtedy, gdy trzeba ciężką szafę wnieść na 10 piętro. Kolejne zupki stoją w kolejce, fasolka nie może się już doczekać, chłopcy dobierają się do ryby.

- Panowie, z chlebem, z chlebem!

Skończył się gaz w naszej kuchence, ekspert Grześ dokonuje zmiany. Nagle patrzymy, a gaz cieknie mu palcach, Grześ wykonuje ewolucje niczym Majewski i rzuca butlą dobre 20 metrów. Czekamy na wybuch, na szczęście nie tym razem. Kolej na drugą butlę – ostatnią. Do próby podchodzi Leszek, najbardziej doświadczony w bojach. Wkręca palnik… i co, i powtórka z rozrywki! Gaz cieknie po palcach, rozlewa się na drogę, kolej na obrót, prawidłowe wyprowadzenie butli, czysto oddany rzut, ale niestety na oko rzut był krótszy. Bezapelacyjnie wygrał Grześ – techniką i odległością. Wybuchu tym razem też nie doświadczyliśmy. Dzieci, pamiętajcie nie róbcie tego w domu!!! Dzieci, zapałki i niektórzy dorośli równa się niebezpieczeństwo. Od tej pory koniec z makaronem zmieszanym z ryżem i wszystkim, co akurat mamy – z zupkami,  herbatkami, kawkami, budyniami, roztapianiem czekolady nad ogniem. Koniec końców wszyscy się najedli, my zjadłyśmy zupkę na ciepło a chłopcy na sucho…

Odnawiając nadwątlone siły w Springbok

Późnym wieczorem docieramy do Springbok, miasta otoczonego ze wszystkich stron górami. Jesteśmy głodni, zmarznięci i nie mamy koncepcji na nocleg. Jak szaleć to szaleć, najpierw jedzenie, spanie może poczekać. W restauracji zamawiamy po steku z frytkami i dużą surówkę. Dyskutujemy o odwiecznym problemie a mianowicie roli kobiety w dzisiejszym świecie. Czy powinna wychowywać dzieci, czy zarabiać pieniądze, czy dzieci matek samorealizujących się są szczęśliwsze, czy wręcz przeciwnie i wreszcie co znaczy termin kobieta samorealizująca się.

Prawdą jest drogie panie i panowie stwierdzenie, że kobiety są z Wenus a mężczyźni z Marsa i tylko czasami spotykamy się na tej samej planecie. Podchodzi do nas mężczyzna i pyta, czy jesteśmy z Polski, ponieważ wydaje mu się, że do rowerów doczepiona jest polska flaga. Zapraszamy go do stołu i pytamy skąd zna nasze barwy, ponieważ najczęściej mylono nas z Duńczykami, Holendrami albo Niemcami. Okazało się, że Zoran jest Serbem, przyjechał tu wiele lat temu i jest obecnie w-ce dyrektorem kopalni diamentów .

Pyta nas, czy mamy gdzie spać, bo jeśli nie, to jego szef wyjechał i możemy spać u niego. Myśleliśmy już, że wyczerpaliśmy  cały zapas szczęścia, a tu taka niespodzianka. Spędziliśmy tam cały weekend, penetrując okoliczne górki, odnawiając nadwątlone siły, uzupełniając braki żywieniowe, odsypiając przegadane godziny. W Springbok pożegnaliśmy też Leszka, który wracał do Polski. Śmialiśmy się, że Grzesiu musi teraz uważać, ponieważ absolwenci AWF Poznań powoli eliminują pozostałych członków ekipy. Nasz gospodarz zaprosił nas do  zwiedzenia muzeum  kopalni diamentów oraz samej kopalni. Na miejscu jednak okazuje się, że brakuje nam odpowiednich poświadczeń i nie możemy tam wejść.

Choć na chwilę odłożyć nasz powrót w czasie…

Niepocieszeni ruszamy dalej, wybieramy znowu „death road”, aby zasmakować trochę adrenaliny. Jest strasznie gorąco, nie wierzymy własnym oczom, ale termometr wskazuje 53 stopnie, bez jakiegokolwiek ruchu pot leje się stróżkami. Przed nami 20 kilometrów piachu, kamieni i do niczego niepodobnej suchej roślinności. Asia zakopuje się w piasku, przewraca się. Jadę blisko niej, a starając się uniknąć zderzenia, wpadam w okoliczne krzaki. Myślę, że pamiątkę po nich na moich nogach „przywiozę” do Polski.

Dojeżdżamy do N7, jakże miło jest jechać po równym asfalcie, mimo tego, że wiatr wieje nam w twarz… Przynajmniej nas trochę ochłodzi:) Dzisiejszą noc spędzamy na Komisariacie Policji w Steinkopf. Panowie policjanci lokują nas w pokoju przesłuchań i informują, że musimy zniknąć jutro wcześnie rano.

To nasza ostatnia noc przed Vioolsdrif, jesteśmy zmęczeni, głodni, spaleni słońcem, odwodnieni, ale rządni kolejnych kilometrów, kolejnych wyzwań. Myślę, że tylko Ci, którym dane było przeżyć wspaniałą przygodę  z Afryką Nowaka są w stanie to zrozumieć.