publikacja 28.01.2021 00:00
Twierdzą niektórzy, że młodych nie da się dziś wychować. Kiedyś też tak ludzie twierdzili. Ale pojawili się tacy, którzy dowiedli, że to nieprawda.
roman koszowski /foto gość
Prowadzony przez polskich salezjanów dom dla dzieci ulicy w Limie (Peru).
Dziewięcioletni Janek miał dziwny sen, zdumiewająco realistyczny. Ujrzał wielki plac, a na nim grupę chłopaków. Słyszał wybuchy śmiechu, jak przy dobrej zabawie, ale niektórzy siarczyście klęli. Ogarnął go gniew. Rzucił się na wulgarnych chłopców z pięściami, krzycząc, żeby się uciszyli. Nagle zobaczył mężczyznę o wspaniałej postaci. Jego twarz jaśniała olśniewającym blaskiem. Usłyszał swoje imię. Nieznajomy kazał mu stanąć na czele gromady chłopców. „Nie biciem, ale łagodnością i miłością będziesz musiał pozyskać sobie w nich przyjaciół” – powiedział. I dodał: „Powiedz im natychmiast o brzydocie grzechu i wartości cnoty”.
W dalszej części wizji Janek zobaczył dostojną Panią, ubraną w płaszcz, który wyglądał, jakby był utkany z gwiazd. Kobieta wzięła go za rękę. W tej chwili chłopcy znikli, a ich miejsce zajęło mnóstwo zwierząt – psów, kotów, niedźwiedzi i wiele innych. „Oto twoje pole, tu musisz pracować. Stań się pokorny, silny i mocny, a to, co zdarzy się za chwilę z tymi zwierzętami, ty musisz uczynić dla moich dzieci” – powiedziała Pani. Janek spojrzał powtórnie na dzikie zwierzęta i zobaczył, że zmieniają się w łagodne baranki, biegające i beczące, jakby chciały uczcić jaśniejących Nieznajomych. Janek obudził się oszołomiony. „Zdawało mi się, że ręce bolą mnie od ciosów, które zadałem, a twarz pali mnie od policzków, które mi wymierzono” – wspominał później.
Po latach papież Pius IX, pełen podziwu dla efektów pracy z młodzieżą, nazwie księdza Jana Bosko – bo to on właśnie był adresatem wizji – księciem wychowawców.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
już od 14,90 zł