publikacja 18.03.2021 00:00
Rozważania Billa Gatesa rażą naiwnością. Co nie znaczy, że są śmieszne.
pa/pap
Na początku XXI wieku, kiedy nasza fundacja dopiero się rozkręcała, zacząłem podróżować do krajów o niskich dochodach w Afryce Subsaharyjskiej i Azji Południowej – pisze Bill Gates na początku swojej książki. „Przylatywałem do wielkich miast, wyglądałem przez okno i myślałem sobie: »Dlaczego tu jest tak ciemno? Gdzie są te wszystkie światła, które widziałbym, będąc w Nowym Jorku, Paryżu czy Pekinie?«. (...) Dowiedziałem się wtedy, że około miliarda ludzi na świecie nie ma stałego dostępu do prądu”.
Przez kolejnych 270 stron książki amerykański miliarder nie zastanawia się zbytnio (albo wcale) nad tym, jak zapewnić najbiedniejszym mieszkańcom ziemi dostęp do prądu. Przedstawia za to recepty na to, by pozyskiwanie energii było trudniejsze i droższe. Praca roi się od pomysłów dużo bardziej naiwnych niż opisane powyżej odkrycie, że wiele osób na świecie nie ma dostępu do takich wygód jak Amerykanie czy Francuzi. Trudno jednak zlekceważyć plany mającego wielkie ambicje miliardera. Zwłaszcza że książka kończy się praktycznym wykładem na temat tego, jak wpływać na światową politykę i biznes.
Wydychamy śmierć?
Książka Gatesa „Jak ocalić świat od katastrofy klimatycznej” nie sprawia wrażenia wizji szalonego naukowca. W porównaniu z hasłami wielu organizacji ekologicznych postulaty miliardera wydają się nawet mało radykalne. Szef Microsoftu pisze o zaletach korzystania z tworzyw sztucznych, zauważa problemy związane z produkcją energii z wiatru i słońca, nie nazywa jedzenia mięsa morderstwem. Twierdzi jednak, że jakakolwiek emisja dwutlenku węgla, metanu i tlenków azotu przez człowieka prowadzi do katastrofy klimatycznej. Nawet jeśli ludzie wytwarzają minimalną ilość tych gazów, to i tak dojdzie do ocieplenia, tyle że nie od razu. Autor porównuje tę sytuację z wanną, która może się napełniać szybciej albo wolniej, ale jeśli nie zakręci się kranu całkowicie, to woda i tak prędzej czy później się wyleje. Gates dodaje, że CO2 wytwarzany przez naturę jest też przez nią wchłaniany, wiec bilans wychodzi na zero, ale CO2 pochodzącego z ludzkiej działalności nie wchłoną ani lasy, ani nic innego.
To straszna perspektywa. Jeśli rzeczywiście tak jest, to niszczymy klimat nie tylko poprzez palenie w piecach hutniczych czy jeżdżenie samochodami. Do katastrofy zbliża nas nieuchronnie każde ognisko zapalone przez ludzi od czasów opanowania ognia do dziś. Bill Gates nie wyjaśnia, czy do dwutlenku węgla wytwarzanego przez ludzi, a więc niszczącego klimat, zalicza ten, który wydychamy. Jeśli tak, to samo nasze istnienie jest zagrożeniem dla planety.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.