Polska świętuje zwycięstwo w Lidze Mistrzów

PAP/ps

publikacja 02.05.2021 17:44

"Zwycięstwo Zaksy to sukces nie tylko polskiej siatkówki, ale całego naszego sportu, który znów połączył ludzi" - uważa Marcin Prus, były siatkarz drużyny z Kędzierzyna-Koźle, która w sobotę wygrała Ligę Mistrzów.

Polska świętuje zwycięstwo w Lidze Mistrzów PAP/Grzegorz Michałowski Siatkarze Grupy Azoty Kędzierzyn-Koźle na zdjęciu z 26 stycznia 2021 r.

ZAKSA w finale najbardziej prestiżowych na Starym Kontynencie rozgrywek pokonała w Weronie włoski Itas Trentino 3:2. Prus, który z zespołem z Kędzierzyna-Koźle odniósł wiele sukcesów, przyznał, że to wielki moment nie tylko w historii jego byłego klubu.

Drużyna z Kędzierzyna-Koźla jako pierwszy polski zespół wygrała rozgrywki siatkarskiej Ligi Mistrzów. Dotychczas największym sukcesem tego klubu było trzecie miejsce wywalczone w 2003 roku, gdy występował jako Mostostal-Azoty Kędzierzyn-Koźle. Jedyną polską drużyną, która mogła szczycić się tytułem najlepszej w Europie był Płomień Milowice. 43 lata temu ekipa z Sosnowca triumfowała w Pucharze Mistrzów, poprzednikiem obecnej LM.

"Doszło do takiego momentu, w którym każdy kibic, bez różnicy, z jakiego jest klubu, powinien być dumny z polskiej drużyny. Każdy, kto kocha siatkówkę i każdy, kto choć odrobinę interesuje się grami zespołowymi, powinien być dumny z tego, że mamy zwycięzcę Ligi Mistrzów. Stała się bowiem rzecz bezprecedensowa w tych trudnych, skomplikowanych czasach, jakie teraz mamy. Sport znów był ponad podziałami, połączył wiele osób bez względu na poglądy polityczne czy choćby nastawienie dotyczące szczepień. Zwycięstwo Zaksy to sukces nie tylko polskiej siatkówki, ale całego polskiego sportu" - powiedział PAP były reprezentant kraju.

Jego zdaniem, wiele elementów przyczyniło się do sukcesu Zaksy. Wskazał m.in. na... porażkę w finale mistrzostw Polski z Jastrzębskim Węglem, która paradoksalnie pomogła zespołowi trenera Nikoli Grbicia.

"ZAKSA w tym sezonie była zespołem, który ani razu tak poważnie się nie potknął. W momencie, gdy przegrał walkę o tytuł, widać było, że coś uciekło mu spod kontroli, było to też wynikiem jakiegoś przemęczenia. Nie wychodziły elementy, które zwykle funkcjonowały. Siatkarze z Kędzierzyna-Koźla dali sobie prawo do porażki, ale sprostali kolejnemu, jeszcze większemu wyzwaniu. Przegrane mistrzostwo Polski traktuję jako wypadek przy pracy. To nie była jakaś obniżka formy, bowiem trener Grbic bardzo dobrze przygotował drużynę do sezonu. W finale LM zespół znów +zatrybił+ - zaczęły wchodzić zagrywki, kwiki i inne elementy. Pojawił się wewnętrzny spokój, który pozwolił wskoczyć na swój najwyższy poziom" - ocenił.

Jak dodał, głównym architektem triumfu w Lidze Mistrzów był właśnie Grbic, który niespełna dwa lata temu objął kędzierzynian. Prus doskonale pamięta serbskiego szkoleniowca z czasów, gdy był on zawodnikiem.

 

W milionach polskich domów zagościła wczoraj #radość i #duma z wielkiego zwycięstwa drużyny z biało-czerwoną na ramieniu...

Opublikowany przez Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle Niedziela, 2 maja 2021

"Dlatego dla mnie on jest kolegą z boiska, a pamiętamy, jakim był doskonałym graczem. Myślę, że całe swoje doświadczenie przełożył na to, żeby nie popełniać błędów trenerskich, które widział u innych szkoleniowców. On jest jednym z najlepszych trenerów, jaki mógł się trafić naszej drużynie" - wskazał były reprezentant kraju.

Podkreślił, że siatkarze Zaksy mają w szatni mistrza olimpijskiego, autorytet, którego zupełnie inaczej się słucha.

"Zawodnicy chcą się uczyć od kogoś, kto zjadł zęby na tej dyscyplinie sportu. Grbic dał tej drużynie m.in. niezbędny do wygrywania spokój. Tam w ogóle nie było kłótni, krzyku, lecz spokojne tłumaczenie. Forma przekazu była jasna i czytelna. Mimo trudnych sytuacji w różnych meczach nie było widać u trenera zachowania, które mogłyby wprowadzić niepotrzebną nerwowość w poczynania drużyny. I dzięki temu, zwiększyła się pewność siatkarzy, co wpłynęło na jakość drużyny" - ocenił.

Nawiązując do sobotniego meczu finałowego Prus zwrócił uwagę na oświetlenie hali w Weronie. Jak przyznał, to była duża wpadka ze strony organizatorów.

"Nie mogę zrozumieć, kto wpadł na pomysł oświetlenia boiska w taki sposób. Było ciemno, a światło padało z góry. Ci, którzy grali w siatkówkę, wiedzą, o czym mówię. Przy podrzucaniu piłki na zagrywce, lampa świeci ci prosto w oczy. To samo przy wystawianiu piłki. Było wiele dziwnych zagrywek i widać było, że zawodnicy trafiali w piłkę nie tak, jak chcieli. Odniosłem wrażenie, że to jednak Włosi byli tym elementem bardziej zaskoczeni. ZAKSA szybciej się dostosowała do tych warunków i szybciej też opanowała emocje" - skomentował.

Siatkarze wicemistrza Polski mieli niełatwą drogę do finału rozgrywek. O ile fazę grupową przeszli jak burza, wygrywając wszystkie pojedynki, to w rundzie play off mieli też dużo szczęścia. W ćwierćfinale wyeliminowali włoską ekipę Cucine Lube Civitanova po wygraniu tzw. złotego seta (16:14), a w półfinale także w dodatkowej partii okazali się lepsi od Zenita Kazań (15:13).

Prus wskazał na dwa kluczowe momenty kędzierzynian w tej edycji LM.

"Ja często wracam, moim zdaniem, do najważniejszej piłki, która tak naprawdę zapoczątkowała drogę do zdobycia Pucharu Europy. W pierwszym meczu z Zenitem, gdy Rosjanie prowadzili już 2:0 i mieli piłki meczowe w trzecim secie, Jakub Kochanowski zablokował swojego vis za vis na środku siatki Artioma Wolwicza. To była najważniejsza piłka w tym dwumeczu. Zawodnicy z Kazania przez niemal trzy sety robili z Zaksą co chcieli na środku siatki. Za wyjątkiem tej sytuacji, gdy mieli piłkę meczową. Gdyby Kochanowski nie zablokował rywala, ZAKSA przegrałyby 0:3, a przecież ostatecznie zwyciężyła 3:2, i w rewanżu miałaby duże kłopoty, by odrobić straty. Drugi kluczowy moment - to as Łukasza Kaczmarka na zagrywce w czwartym secie, który zamknął wczorajsze spotkanie" - zaznaczył.

Prus występował w zespole z Kędzierzyna-Koźle w latach 1997-2002. Czterokrotnie zdobył mistrzostwo kraju, zajął trzecie miejsce w Pucharze CEV oraz czwarte w turnieju finałowym w LM, którego ten zespół był gospodarzem. Ze względu na kontuzje już w wieku 25 lat musiał zakończyć karierę.