Wybory na Śląsku: Zaskoczenia i pewniaki

PAP |

publikacja 06.12.2010 16:43

Przegrana jednego z najdłużej urzędujących prezydentów w Polsce, rządzącego Chorzowem od 1991 r. Marka Kopla, to zdaniem politologa z Uniwersytetu Śląskiego dr Tomasza Słupika, największe zaskoczenie drugiej tury wyborów samorządowych w woj. śląskim.

Wybory na Śląsku: Zaskoczenia i pewniaki Henryk Przondziono /foto gość

Według Słupika przegraną Kopla spowodowały prawdopodobnie zmęczenie mieszkańców jego prezydenturą oraz - być może - jego przekonanie o zwycięstwie. "Po pierwszej turze miał dużą przewagę, właściwie nie prowadził kampanii" - ocenił politolog. Wskazał m.in., że choć Kopel angażował się w spotkania z wyborcami, jego kampania wizerunkowa była słabo widoczna. "Poza tym chyba (zimowa) aura mu nie sprzyjała, bo Chorzów od środy do piątku czy soboty nie wyglądał zbyt dobrze" - dodał Słupik.

Jako egzotyczną, choć skuteczną, określił koalicję przeciw Koplowi stworzoną przez przegranych w pierwszej turze kandydatów PO, PiS, SLD i Ruchu Autonomii Śląska. Koalicja ta popierała kontrkandydata Kopla Andrzeja Kotalę (PO), który ostatecznie wygrał II turę wyborów; zdobył 50,59 proc. głosów.

Nieco podobna - według Słupika - koalicja wygrała w Rudzie Śląskiej. Tam dotychczasowy prezydent miasta Andrzej Stania (PO) po dwóch kadencjach o włos - 49,55 proc. - przegrał z bezpartyjną Grażyną Dziedzic popieraną m.in. przez Polską Partię Pracy, a w drugiej turze także przez kandydatów PiS, RAŚ i SLD. "Stania miał jednak dużo bardziej obciążoną hipotekę niż Kopel" - wskazał politolog, przytaczając m.in. spory wokół powstającego w tym mieście parku wodnego.

Słupik zastrzegł, że dotychczasowy prezydent Rudy Śląskiej prowadził znacznie aktywniejszą kampanię niż np. Kopel. "Stania był na billboardach w Rudzie Śląskiej wszędzie. Grażyna Dziedzic wykorzystała szansę wynikającą ze zmęczenia Stanią i wygrała raczej kampanią bezpośrednią, bo wizerunkowo nie była specjalnie widoczna" - dodał politolog.

Jego zdaniem drugi - obok Kopla - z długoletnich prezydentów, którzy walczyli o reelekcję w drugiej turze wyborów, Zygmunt Frankiewicz w Gliwicach, był w niej aktywny, co poskutkowało pokonaniem Zbigniewa Wygody (PO), z wynikiem 67,44 proc.

Według Słupika nie dziwi dotkliwa przegrana dotychczasowego prezydenta Mysłowic Grzegorza Osyry, niedawno nieprawomocnie skazanego w związku ze sfingowaniem zamachu na samego siebie przed jednymi z poprzednich wyborów. Politolog dodał, że spodziewał się "miażdżącej wygranej" kontrkandydata Osyry - Edwarda Lasoka z miejscowego porozumienia, chociaż - jak mówił - zaskoczyło go poparcie, jak ostatecznie otrzymał Lasoka (84 proc.).

Pewnym zaskoczeniem dla Słupika jest natomiast wysokie zwycięstwo dotychczasowego prezydenta Dąbrowy Górniczej Zbigniewa Podrazy, którego rywal Krzysztof Stachowicz z PO zdobył 36,40 proc. głosów.

Oceniając regionalne rezultaty poszczególnych partii w drugiej turze, Słupik zwrócił uwagę na wyniki Platformy, która w istotniejszych miastach zdołała wprowadzić nowych prezydentów tylko w Świętochłowicach (Dawid Kostempski) i Chorzowie (Kotala), obronić stanowiska Piotra Koja w Bytomiu i Mieczysława Kiecy w Wodzisławiu Śląskim, natomiast w Dąbrowie Górniczej, Sosnowcu, Będzinie i Częstochowie przegrała walkę z Sojuszem Lewicy Demokratycznej.

Słupik przypomniał, że Częstochowa nie była w ostatnich latach bastionem lewicy; rządziła tam prawica, jak AWS, a w ostatnich latach ugrupowanie odwołanego w ub. roku w referendum prezydenta Tadeusza Wrony. Zwycięstwa Sojuszu nie uważa jednak za początek trwałej tendencji, a raczej - jak powiedział - za odreagowanie "ortodoksyjnej" prezydentury Wrony.

Pytany o najniższą w Polsce frekwencję, w Sosnowcu - 21,42 proc. - gdzie jednocześnie pojedynek obecnego prezydenta z SLD Kazimierza Górskiego z posłem PO Jarosławem Piętą był jednym z najgorętszych, politolog ocenił, że wyborcy mogli być tą walką nieco zniechęceni i zdezorientowani. Z drugiej strony tamtejszy wynik potwierdził tendencję, że niska frekwencja sprzyja urzędującym prezydentom.